Uroczy chłopak przemierzał w ciszy opustoszałe ulice Ulsanu. W białych domach paliły się światła, tak samo, jak w latarniach nad jego głową. Płatki śniegu opadały na jego beżową czapkę, białą kurtkę i czasami nawet na twarz, przez co blondyn zmarzł, a jego piegowate policzki pokryły się różem. Udał się na spacer, by choć chwilę odpocząć od szarości i nudy w jego mieszkaniu. Rodziców chłopaka często nie było w domu, ponieważ pracowali z różnymi firmami, niekoniecznie z Korei, więc czasami wyjeżdżali na tydzień czy dwa za granicę, zostawiając synowi pieniądze. Za miesiąc w jego liceum ma odbyć się konkurs talentów, w którym niebieskooki miał zamiar wystąpić, przedstawiając publiczności swoje umiejętności taneczne, także szedł teraz z głową uniesioną do góry i zamkniętymi oczami, rozmyślając nad kolejnymi ruchami w swojej własnej choreografii. Nie było wiatru, więc białe śnieżynki gładko i przyjemnie, bez pośpiechu, spadały mu na twarz. Na jego usta wpłynął błogi uśmiech, gdy wymyślił ciekawy ruch rękami w kolejnej części tańca.
Po kilku minutach prostej, znanej mu ścieżki, poczuł, że wpada na coś, odbijając się przy tym i upadając na ośnieżony chodnik. Zaraz po tym poczuł na sobie jakiś ciężar i dopiero wtedy się otrząsnął.
– Przepraszam! Najmocniej przepraszam! – Usłyszał głos osoby, która leżała teraz na nim. Blondyn musiał przyznać, że żadne z tych słów do niego nie dotarło, ponieważ skupił się na cudnej barwie głosu — jak wywnioskował — chłopaka. – Nic ci się nie stało? – Nieznajomy wstał i otrzepał się szybko, wyciągając rękę w stronę nieznajomego, u którego zdążył zauważyć już niezwykłą urodę.
– Nic się nie stało. – Niebieskooki przetarł piąstkami swoje oczy, do których wpadło trochę zimnego śniegu. Gdy zabrał ręce, spojrzał na chłopaka przed sobą. Miał na sobie czarną czapkę, spod której wystawały ciemnobrązowe włosy, tęczowy szalik, czarną kurtkę, szare spodnie z szerokimi nogawkami i glany. Posiadał zaskakująco szerokie ramiona jak na swój niewielki wzrost. Wtedy piegowaty mógł przyjrzeć się jego twarzy oświetlanej przez latarnię. Miał ciemne oczy, z długimi rzęsami, na których spoczywały małe płatki śniegu, wyrazistą szczękę i małe, czerwone usta, które były wykrzywione w nieśmiałym, przepraszającym uśmiechu. Blondyn tak zapatrzył się na chłopaka, że siedział tak, nie odczuwając nawet zimna spowodowanego siedzeniem na chodniku w środku stycznia.
W tym czasie nieznajomy brunet zapomniał, jak się oddycha. Stał tak, jak ostatni głupek, po prostu trzymając rękę wystawioną przed sobą, przypatrując się urokowi niebieskookiego. Patrzył na jego pudrowe policzki, przyozdobione tysiącami małych piegów, na jego mały, zadarty nosek, a szczególnie na jego lekko otwarte, różowiutkie, słodkie usta, które chętnie by w tej chwili pocałował.
W pewnej chwili ich wzrok się spotkał i w tym samym czasie przepadli, po prostu bez opamiętania wpatrując się sobie w oczy. Latarnie nad ich głowami zaczęły niebezpiecznie migać, po czym dało się słyszeć trzask i jedna z nich zaczęła po prostu upadać.
Blondyn oderwał się od rozkosznych oczu chłopaka i zorientował się, co się dzieje. Szybko złapał go za dłoń, ale zamiast wykorzystać chęć pomocy we wstaniu z zimnej ziemi, przyciągnął go do siebie, tak, że leżał teraz na nim. Spadający kawałek metalu ominął ich dwójkę o zaledwie parędziesiąt centymetrów.
Brunet przekręcił swoją głowę w lewo, nie wiedząc, co się właśnie stało i to był błąd. Chłopcy zetknęli się nosami, prawie nawet i ustami, ale mimo to czuli ciepły oddech drugiego na policzkach. Natychmiastowo oboje stali się cali czerwoni i to nie z zimna. Niższy z nich, podniósł się szybko i rozejrzał wokół, zauważając pojedynczy kawałek lampy na chodniku, który mógłby go prawie zabić, gdyby nie uroczy blondyn, który właśnie go uratował. Ciemnooki odwrócił się z powrotem do chłopaka i ponownie wystawił do niego rękę. Serce biło mu strasznie szybko i nie wiedział, czy to przez stres, czy przez to, jak blisko był przed chwilą niebieskookiego.
Serce blondyna również biło z ogromną prędkością, policzki pozostawały całe czerwone, a usta wykrzywiły się w nieśmiałym uśmiechu. Z wdzięcznością przyjął pomoc chłopaka i po chwili został bez problemu wciągnięty na nogi. Pomyślał, że brunet musiał być silny, a mięśnie szczególnie trafiały w jego gust, także uśmiechnął się lekko i jeszcze raz przyjrzał się sylwetce niższego.
Ciemnooki zauważył, jak blondyn skanuje jego ciało od góry do dołu, więc przygryzł nieświadomie wargę, zawstydzony i spuścił wzrok na bardzo ciekawą w tym momencie, szarą kostkę brukową ułożoną we wzór gładkich prostokątów. Splótł z tyłu dłonie i bawił się swoimi palcami, myśląc, co powiedzieć. Nie chciałby, aby uroczy chłopak, przed którym właśnie stał, został dla niego ,,tym nieznajomym, na którego wpadłem". Chciałby zrobić jakiś krok, by go jeszcze spotkać, lecz w głowie miał teraz pustkę. Oczywiście, mógłby rzucić typowym tekstem ,,mogę twój numer?", ale po pierwsze, nie było to w jego stylu, a po drugie, chciał, by ich znajomość nie zaczęła się tak typowo, już jakby samo wpadnięcie na siebie na szerokim chodniku, gdy nie ma wokół żywej duszy, nie było dla niego wystarczające.
Na szczęście blondyn wypił przed wyjściem dwa kubki kawy, więc zrobił ten pierwszy krok.
– Jestem Lee Yongbok, ale wolę jak mi się mówi Felix, a ty? – Wyciągnął do niego swoją prawą dłoń, lekko trzęsącą się z zimna. Nie pomyślał niestety wcześniej, by ubrać jakieś rękawiczki.
– Seo Changbin. – Uścisnął, szczęśliwy, jego drobną dłoń i w ostatniej chwili powstrzymał się przed spleceniem ich palców razem. Miał taką zimną rączkę, że aż żałował, że nie wziął ze sobą żadnych rękawiczek, które mógłby mu pożyczyć, a nawet i dać.
W tym czasie Felix rozkoszował się ciepłem bruneta. Z chęcią nie puściłby już dłoni chłopaka, ale oczywiście nie wypadało tak na początku znajomości. Na szczęście Changbin o wszystkim pomyślał.
– Masz zimne dłonie. Ogrzej się. – Ciemnooki puścił jego dłoń, na co blondyn poczuł cień zawodu, lecz zaraz Seo ściągnął swój szalik, przybliżył się do wyższego i owinął go delikatnie wokół jego szyi. Położył mu ręce na ramionach i uśmiechnął się pięknie, a Lee poczuł motylki w brzuchu. Wiele razy zauroczył się jakąś dziewczyną czy chłopakiem, ale Changbin był wyjątkowy. Czuł się przy nim bezpiecznie, pomimo że poznał go dosłownie trzy minuty temu. Po chwili ponownie poczuł ciepło na swojej dłoni, więc zerknął w dół, na ich złączone ręce i splecione palce, które brunet schował w swojej dużej kieszeni. Serce Felixa ponownie zrobiło fikołka, a on nie mógł skupić się na niczym innym, niż na ich dłoniach i chłopaku obok.
Gdy Changbin zobaczył, że blondyn nie ma nic przeciwko, a wręcz słodko się przy tym rumieni i uśmiecha, zaczął gładzić jego milusią dłoń kciukiem.
– W którą stronę idziemy? – spytał niższy jak gdyby nigdy nic. Felix popatrzył mu w oczy, ale zawstydzony natychmiast odwrócił wzrok.
– A ty nigdzie konkretnie się nie wybierasz? – zapytał z uprzejmości, nie chcąc zatrzymać chłopaka, jeśli gdzieś by się spieszył. Wtedy po prostu jakoś przezwyciężyłby swą nieśmiałość i poprosił go o numer telefonu.
– Nie, a ty? – Felix poczuł ulgę.
– Ja też nie.
– Więc chodźmy do parku! – zawołał radośnie. – No, chyba że nie chcesz – dodał trochę bardziej ponuro. Nie chciał ciągnąć nigdzie chłopaka na siłę.
– Chcę! – niebieskooki odparł trochę za szybko i za głośno, na co nawet jego uszy pod czapką pokryły się różem. – Chodźmy. – Pociągnął bruneta za sobą, idąc w odpowiednią stronę. Seo uśmiechnął się pod nosem i ruszył za piegowatym.
.。❅*⋆⍋*∞*。
https://open.spotify.com/playlist/7og5uGUpIEQNRDUHaw9aDf?si=a7960e7d0de7460c
playlista na spotify :>
CZYTASZ
Winter Falls | changlix
Fanfiction❝Seo uśmiechnął się pięknie, a Lee poczuł motylki w brzuchu. Wiele razy zauroczył się jakąś dziewczyną czy chłopakiem, ale Changbin był wyjątkowy. Czuł się przy nim bezpiecznie, pomimo że poznał go dosłownie trzy minuty temu. Po chwili ponownie pocz...