...

981 98 17
                                    

Stał w cieniu pięknie udekorowanego ogrodu, przyglądając się wszystkiemu z daleka. W ręku trzymał kryształową szklankę, z której co jakiś czas popijał bursztynową whisky. Złote oczy zaś, wpatrywały się pusto w tańczącą na parkiecie parę. Obserwował to, jak młodzi wirują wśród gości, zabawiają ich, rozmawiają z nimi, śmieją się, cieszą się ze swojego wielkiego dnia. Nie potrafił jednak świętować razem z nimi. Nawet nie chciał tu być. Zdawał sobie jednak doskonale sprawę z tego, że nie może go zawieść. Przecież mimo wszystko, traktował go jak przyjaciela. Tylko przyjaciela... Oszukiwał samego siebie mówiąc, że cieszy się z ich szczęścia, jednak zrobił wszystko co w jego mocy, by ślub odbył się bez jakichkolwiek większych komplikacji. Mimo, że dosłownie czuł jak jego serce kruszy się na tysiące malutkich kawałków, nie odmówił uczestniczenia w przygotowaniach do tego jakże ważnego dnia. Teraz jedyne co mógł zrobić, to patrzeć na wszystko i udawać, że nic złego się nie dzieje, a to, że ostatnio dość mocno schudł wcale nie było spowodowane nawrotami choroby, z którą miał nadzieję kiedyś wygrać.

Gdy tak przypatrywał się młodemu małżeństwu, widział wyraźną radość i miłość, która malowała się na ich twarzach, gdy tylko ich spojrzenia się spotykały. To, z jaką delikatnością brunet obejmował swoją małżonkę, skradał jej małe całusy, czy posyłał uśmiechy było czymś, czego bardzo jej zazdrościł. To nie tak, że nie lubił Maddie- wręcz przeciwnie, traktował ją jak rodzinę- po prostu zazdrościł jej tego, czego on już nigdy nie będzie w stanie mieć. Szczęścia u boku ukochanej osoby.

A wszystko zaczęło się od na pozór niewinnych pomocy w ucieczkach, gdy dziewczyny potrzebowały przesiadki, a sama różowo włosa jakimś dziwnym trafem zawsze trafiała na auto Vasqueza. o jakimś czasie brunet zaczął znikać wieczorami. Tłumaczył się lekcjami jazdy ze starym znajomym sprzed lat, ale siwowłosy doskonale zdawał sobie sprawę z tego, z kim starszy się spotyka na te nocne "lekcje". Erwin próbował sobie wmawiać, że to może czysty przypadek lub najzwyklejsza sympatia, spowodowała w Sindacco nagłą chęć do spędzania czasu z przybraną córką jego serdecznego przyjaciela. Nawet nie zdawał sobie sprawy z tego, jak bardzo się pomylił... Dopiero, gdy tego pamiętnego dnia Vasquez przyszedł do Dii prosić o zgodę na ślub z różowo włosą, zdał sobie sprawę, że jest już za późno. O wiele za późno...

Od dobrych dwudziestu minut siedział z Dią na Garcon Garage, omawiając szczegóły imprezy urodzinowej dla Nicollo, która miała odbyć się już w ten weekend. Przygotowania szły pełną parą. Mieli załatwione miejsce imprezy, zabawy, alkohol, jedzenie, została do ustalenia jedynie kwestia muzyki- czym właśnie się zajmowali.

Byli tak pochłonięci rozmową, że nie usłyszeli podjeżdżającego pod budynek bordowego Audi R8, z którego po chwili wysiadły dwie osoby. Zwrócili na nie uwagę dopiero, gdy Sindacco stanął przed nimi, chwytając dłoń córki Garcon'a.

-Hej, coś się..- ciemnoskóry nie zdążył nawet dokończyć, gdy przerwał mu podekscytowany brunet.

-Chcielibyśmy cię prosić Dia o twoje błogosławieństwo.

Szarowłosy czuł jak jego serce zamiera, a następnie kruszy się na drobne kawałeczki. Wystarczyło jedno zdanie, by jego świat w jednym momencie całkowicie się zawalił.

Teraz, gdy stał sam, popijając kolejną szklankę bursztynowego alkoholu, zaczął powoli godzić się z tym, że może najzwyczajniej w świecie nie będzie mu nigdy dane zaznać uczucia miłości i bliskości drugiej osoby... że może najzwyczajniej w świecie nie zasługuje na to.

-Nie wyglądasz jakbyś chciał tu być- z za pleców dobiegł go znudzony, znajomy pomruk.

-Nie wydaje mi się, żeby cię to jakkolwiek obchodziło- odpowiedział biorąc niewielki łyk trunku. Odwrócił się do towarzysza, powoli skanując uważnie jego twarz.

-Bo nie obchodzi- parsknął cicho nie odrywając oczu od wirującej na parkiecie młodej pary.- Po prostu stwierdzam fakty. Nie oszukasz mnie Knuckles. Za dobrze cię znam.

I wcale się nie pomylił. Złotooki na prawdę nie chciał dłużej tam być. Zdecydowanie wolałby siedzieć teraz w swoim mieszkaniu i opatulony w koc, zajadać się ulubionymi chipsami, oglądając przy tym jakiś ciekawy film. Może i był nudziarzem, ale przynajmniej w swoim własnym mieszkaniu nie musiał przebywać wśród ludzi- czego szczerze nienawidził. Choć wcale nie wyglądał na samotnika, bez dwóch zdań zaliczał się do grona osób, które niezbyt lubią przebywać w towarzystwie.

-W takim razie gdzie powinienem teraz być, co? Co powinienem robić?- spojrzał w błękitne tęczówki czarnowłosego. Te jedynie zaświeciły się łobuzersko w odpowiedzi. Złotooki nie potrzebował już żadnych zbędnych słów. Wzrok stojącego naprzeciw mężczyzny był wystarczającą odpowiedzią.

Dwudziestopięciolatek nie czuł wyrzutów sumienia, gdy przepraszał Vasqueza i Maddie, za wczesne opuszczenie ich wesela. Nie czuł ich również, gdy wraz z błękitnookim towarzyszem wsiadł do swojego białego LaFerrari i mając gdzieś, to że chwilę temu dopijał whisky z kryształowej szklanki, z piskiem opon ruszył w kierunku najbliższego monopolowego. Jedyne czego teraz potrzebował do rozluźnienia, to jakieś dobre, słodkie wino i czekoladę.

Nie minęło nawet piętnaście minut, gdy wraz z młodszym mężczyzną znaleźli się u niego w mieszkaniu, pijąc i rozmawiając na wszelakie tematy. Alkohol obojgu dodawał więcej pewności siebie, co przełożyło się dość mocno na dalszy rozwój sytuacji. Na zegarze wybiła dwudziesta drugą, gdy skończyli opróżniać butelkę wina. Erwin po przełknięciu ostatniego łyka, wziął się za czekoladę, na którą skusił się w sklepie przy okazji zakupu alkoholu.

-Mam pytanie- zaczął lekko pijany błękitnooki patrząc uważnie na Knucklesa.

-Dawaj- rzucił bez namysłu, wgryzając się w słodycz.

-Ty z Vasquezem kiedyś coś ten tego?- widział nagłe spięcie jakie opanowało ciało Erwina.- Jeśli nie chcesz to nie odpowiadaj, pytam tylko z...

-Wiesz-zaczął niepewnie odkładając czekoladę na stolik, znajdujący się obok kanapy, na której właśnie siedzieli.- Kiedyś myślałem, że może coś z tego być. Ale najwidoczniej było to jednostronne, skoro dziś odbył się ślub jego i landryny.

-Nie wydajesz się jakoś zbytnio zadowolony.

-Bo nie jestem. Z czego mam być zadowolony? Z tego, że osoba, na której w niezrozumiały dla mnie sposób mi zależy, właśnie świetnie bawi się na własnym weselu ze swoją drugą połówką?- uniósł lekko głos, wpatrując się z widocznym poddenerwowaniem w siedzącego obok mężczyznę. Może i jego wyznanie było żałosne, jednak czarnowłosy wcale tak nie uważał. Nie wiedział co powiedzieć. Nigdy nie był zbyt dobry w pocieszaniu ludzi. Zamiast tego, jedynym co wpadło mu do głowy było przytulenie starszego, co bez wahania uczynił. Delikatnie z lekkim wahaniem objął ciało złotookiego, przyciągając go bardziej do siebie tak, by ten mógł oprzeć się o niego całym ciałem. Starszy automatycznie wtulił się w niego i oparł głowę o zagłębienie między jego szyją a ramieniem, a ręce oplótł wokół jego pasa.

Ciszę między nimi przerwały ciche pociągnięcia nosem. Młodszy czule gładził plecy szarowłosego, przyciskając delikatnie usta do jego skroni. Niższy przerwał mu to jednak, ostrożnie odsuwając się tak, by móc wpatrywać się w błękitne oczy towarzysza. Po chwili jego usta opuściły ciche, aczkolwiek zdecydowane słowa.

-Proszę, pomóż mi o nim zapomnieć... Naucz mnie żyć bez niego Dante...

To już koniec opublikowanych części.

⏰ Ostatnio Aktualizowane: Feb 17, 2022 ⏰

Dodaj to dzieło do Biblioteki, aby dostawać powiadomienia o nowych częściach!

Przyzwyczaiłem się już... || One Shot ||Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz