13

15 0 0
                                    

W  moim starym obozie uczyli nas gdzie są wszystkie obozy, łączyliśmy się z nimi dzięki satelicie. Wiedzieliśmy czy już go nie ma czy jest dalej. Ten obóz istnieje od początku a mój od miesiąca dlatego został zaatakowany. Nauczyłam się tam wszystkiego jednak była ewakuacja. Nikogo już tam nie było jak wróciłam z patrolu razem z moimi siostrami. 

-To to drzewo, wystarczy że będziesz się poruszać w linii prostej. - Kass kiwnęła głową i ruszyła oddając mi dziecko. - Będę za tydzień. Dasz radę młoda- powiedziałam na odchodne i ruszyłam do głównej bramy. Widząc strażników stanęłam obok i wzięłam głęboki wdech. Podeszłam do nich i się uśmiechnęłam.

-A tobie mało wrażeń?- warknął jeden z nich i ruszył w moją stronę. Odsłoniłam obojczyk a facet od razu się zatrzymał. - Wejdź- warknął i otworzył bramę. Szybko przeszłam i ruszyłam do domku mojego pożal się boże własnego Potwora. Tak jak się spodziewałam, zanim otworzyłam drzwi one się same otworzyły a on wciągnął mnie do środka.

-Do końca cię pojebało by ode mnie uciekać?! I kogo to bachor do cholery!?- przyszpilił mnie mocniej do ściany warcząc wściekle i wbijając mi szpony w ręce. 

-Zacznijmy od tego że on się boi, a te szpony to możesz sobie w dupę wsadzić- warknęłam na niego jak prawdziwy wilkołak a facet zabrał ręce.

-Więc kogo to bachor?- syknął gdy ja ruszyłam do łazienki.

-Mój i nie jest bachorem

-Twój?!- krzyknął na mnie.

-Jest już piętnasta, za niedługo mieliśmy iść do fryzjera- powiedziałam spokojnie. 

Weszłam do łazienki rozbierając małego i zaczynając go myć.

-Możesz mi załatwić dla niego ubranka? Proszę? Powiem ci potem prawdę.- dodałam a chłopak wyszedł mocno trzaskając drzwiami.

Po umyciu, ubraniu i dania mu mleka mały zasnął. Matt przyszedł do sypialni gdzie siedziałam.

-Teraz mi powiesz?

-To nie moje dziecko tylko znajomej, chciałam jej pomóc ale tylko to mogłam zrobić.- widząc jego nienawiść do tego dziecka i niechęć do mnie podeszłam i przytuliłam go.- Przepraszam że zniknęłam, musiałeś się martwić- pocałowałam go lekko w nos. Oby uwierzył w te bajeczki bo zaraz się tu zrzygam. 

-Dobrze, ale nie możemy go oddać do kogoś innego?

-Nie, powaliło cię?- syknęłam na niego odsuwając się.

-Musimy iść do fryzjera a nie będziemy brali obcego bachora tam. Co sobie ludzie pomyślą co?- spytał jakby to był jakiś wielki problem. No normalnie tragedia.

-Wy nie jesteście ludźmi, tylko Potworami- warknęłam zanim zdążyłam się powstrzymać. Od razu pożałowałam swoich słów bo chłopak walną mnie w twarz z otwartej ręki. Pierdolony damski bokser. Moja głowa lekko odbiła się w drugą stronę, złapałam się za bolące miejsce, wzięłam dziecko i ruszyłam do wyjścia- Jesteście nic nie wartymi Potworami którzy jedyne co umieją z
robić to bić, gwałcić i mordować- syknęłam do niego przed wyjściem z pokoju. 

Zeszłam na dół, zgarnęłam koc z kanapy, owinęłam nim dziecko, ubrałam buty i wyszłam mocno trzaskając drzwiami. Chciałam kiedyś spróbować poruszać się na latającym kamieniu. Robiliśmy tak w obozie ale ja nigdy nie umiałam podnieść kamienia i na nim stanąć. Zawsze gdy na nim już byłam on spadał a ja byłam w szpitalu takim prowizorycznym ale no. Po chyba 10 próbie przywódca powiedział że to nie dla mnie jednak innym się udawało a mi nigdy. Nie mogę uwierzyć że jestem aż taką życiową porażką.

Prawda PrzeznaczeniaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz