Wizyta w domu Allison

252 7 0
                                    

- Okej, więc obiecałaś się nie śmiać, - powiedziała Allison, kiedy rozglądałam się po garażu. Uśmiechnęłam się, nie patrząc na nią.

- Ja obie- O ŚWIĘTY! - przysięgłam, skacząc co najmniej trzy stopy w powietrze, gdy zobaczyłam łuk, którym celowała we mnie. - CO TO DO CHOLERY JEST?!

Allison zachichotała, opuszczając go. - To łuk i jestem prawie pewna, że strzała jest śmiertelna,- dodała.

Pokręciłam głową z niedowierzaniem. - Więc... jesteś w łucznictwie, to... to fajnie,- mruknęłam, spoglądając za siebie niespokojnie.

Jej policzki zrobiły się różowe, - Śmiejesz się? Obiecałaś, że nie będziesz, - dodała z uśmiechem.

Odwzajemniłam go. - Zapewniam cię Mademoiselle Argent, że się nie śmieję, - powiedziałam.

Zachichotała, odkładając kuszę. - Niezły akcent -skomentowała.

Moje brwi zmarszczyły się, gdy zauważyłam coś za nią. - francuska Argent. Hej, czy to bezpieczne mieć je wszystkie na zewnątrz? - zapytałam, kiwając głową w stronę stojaka na broń znajdującego się za dziewczyną.

Allison spojrzała przez ramię i wzruszyła ramionami. - Nie wiem, mój tata jest sprzedawcą, - wyjaśniła, uśmiechając się niewinnie do mnie. - Chcesz obejrzeć film?

I tak znalazłyśmy się na kanapie, leciał "The Goonies", a nasze podręczniki balansowały niepewnie na kolanach.

- Dlaczego nazywają to chemią? Czemu nie nazwać tego... jednorożcaryzm... czy... coś, - zmarszczyłam brwi, przekrzywiając głowę. Czy jednorożcaryzm jest czymś?

Allison spojrzała na mnie z prawdziwym zmieszaniem w oczach. - Nie wiem. Nie sądzę - jak ty w ogóle na to wpadłaś? - zapytała.

Wyszczerzyłam się, - Nie ja, Stiles. Mówiąc o nim, jeśli kiedykolwiek go zaprosisz to zabezpiecz przed dzieckiem swój garaż.

- Naprawdę. Natomiast nie zamierzam siedzieć tu i chichotać o moim bracie z tobą. Ale powiem ci, że kocha Batmana i jeśli serio chcesz, to pożyczę ci moją koszulkę z nim, dodałam. Uśmiechnęła się szeroko, przytulając mnie nagle.

- Jesteś dobrą przyjaciółką, Hale, - szepnęła, kładąc podbródek na moim ramieniu.

Uśmiechnęłam się delikatnie, owijając ją swoimi ramionami. - Naprawdę nigdy przedtem nie miałam przyjaciela, więc to... to znaczy więcej niż muszę przyznać, - dodałam.

Ktoś odchrząknął.

Allison podskoczyła, jej policzki zrobiły się różowe.

Zmarszczyłam brwi, gdy zobaczyłam stojącego tam mężczyznę ze skrzyżowanymi ramionami.

To był jej ojciec.

- Allison, czy to nie twoja przyjaciółka ? - zapytał pan Argent, unosząc brwi.

Podrapała się w tył szyi, policzki wciąż miała różowe. - Um, tato, pamiętasz Rose, tak? Uczyła się ze mną, - przytaknęła mężczyźnie, który skrzywił się na mnie.

- Miło cię znów widzieć, Rose. Niedługo idziesz do domu? - spytał, ale w jego głosie była ukryta groźba. Wynoś-się-z-mojego-domu-zanim-przetnę-cię-na-pół groźba.

-Chris, straszymy przyjaciółkę Allison?

Moje oczy zwęziły się, kiedy ujrzałam Kate Argent, jasnowłosą psychopatkę, która ma ten wkurzający uśmieszek, sprawiający, że mam ochotę rozpruć jej gardło moimi zębami.

Posłała mi go, gdy zobaczyła jak krzyżuję ramiona. - Cóż, co my tu mamy. Rose Hale. Jak twój brat? - spytała, jej brązowe oczy drwiły ze mnie.

Zwinęłam palce w piąstkę, chowając szybko za plecami. - Ma się dobrze, - powiedziałam chłodno, unosząc brodę. - Oboje mają się dobrze.

Allison położyła mi dłoń na ramieniu. - Tato, czy byłoby okej, gdyby Rose została na-,

- Nie... My... Myślę, że powinna wracać do domu. Jest późno. - powiedział pan Argent, idąc naprzód by położyć dłoń między moimi łopatkami i pchnąć mnie lekko w kierunku drzwi.

Jej twarz spochmurniała, więc posłałam jej uśmiech. - Widzimy się jutro w szkole, - zapewniłam, pozwalając Argentowi pchnąć mnie w kierunku drzwi.

Al rozjaśniła się. - Zapomniałaś plecaka! Zaraz wracam! - zaćwierkała, nim rzuciła się po schodach.

Kate podeszła trochę bliżej mnie, szczypiąc moje włosy między jej kciukiem, a palcem wskazującym. - Ładne włosy. Nie masz ich po swojej mamie, prawda? - zakpiła z uśmieszkiem.

Niczego nie powiedziałam, odmawiając przyznania jak bardzo mnie to wkurzyło.

Westchnęła. - Szkoda, że nie możesz zostać na naszym rodzinnym obiedzie mam na myśli, że w dzisiejszych czasach nie masz ich za wiele, - zadrwiła, oplatając kłębek włosów wokół palca, szarpiąc, by zbliżyć moją twarz do jej.

Skrzywiłam się w lekkim cierpieniu, zanim na nią spojrzałam. - I czyja to byłaby wina? - zacisnęłam zęby, pozwalając mojemu umysłowi powędrować do Scotta, żeby jej nie zabić.

Zachichotała, puszczając włosy. Chris odciągnął mnie od niej, posyłając kobiecie znaczące spojrzenie.

- Proszę! Widzimy się ju... hej, wszystko w porządku? - zapytała Allison, zauważając złość na mojej twarzy.

Uśmiechnęłam się. - Tak. Tak, wszystko dobrze widzimy się jutro.

Heej! Oto kolejny rozdział. Jak wam się podoba? Kolejny rozdziała pojawi się jeszcze w tym tygodniu!

Before Storm // Teen Wolf // Scott McCallOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz