Stella

4 0 0
                                    

                                   14 sierpnia 2017
          Czarne drzwi. Widzę przed sobą ogromne, czarne drzwi. To dziwne, nigdy nie pomyślałabym, że w szkole mogą takie istnieć. Zanim zdążam pomyśleć czy mam wejść do środka, grupa licealistów przepycha się między mną i otwiera je szeroko. Wnętrze na pierwszy rzut oka wygląda zwyczajnie, jednak po paru sekundach zaczynam widzieć co raz bardziej niepokojące rzeczy. Stojąca przy tablicy nauczycielka z czarnymi jak smoła włosami, które idealnie odzwierciedlają resztę jej stroju, zachłannie pisze coś na tablicy. Uczniowie, którzy w większości zajęli już ławki, w tym samym czasie przepisują notatki z tablicy. Wyglądają trochę jakby ktoś ich zahipnotyzował. Nie wiem jak długo stałam przy framudze drzwi, ale kiedy w końcu odważam się zająć miejsce w ławce, słyszę, że ktoś krzyczy moje imię.
- Stella!
Odwracam się, ale każda z osób jaką widzę nadal energicznie przepisuje notatki z tablicy. Albo ktoś robi sobie ze mnie żarty albo już zwariowałam. Przekręcam się z powrotem w stronę tablicy i za nim zdążam przypatrzeć się co jest na niej zapisane znowu słyszę swoje imię. Tym razem odwracam się od razu i zauważam, jak jedna dziewczyna z końca, blada jak ściana, z fioletowymi pasemkami na włosach patrzy się na mnie. Po chwili odzywa się.
- Spójrz na tablicę. - mówi to bez żadnych emocji
- Tylko tyle chciałaś mi powiedzieć? - pytam ją z lekko załamanym głosem, nie lubię rozmawiać z obcymi ludźmi, a może nie to, że nie lubię, ale po prostu się stresuje.
Dziewczyna nic nie odpowiada, więc postanawiam w końcu odwrócić się i spojrzeć na tę pieprzoną tablicę.  W tej samej chwili nauczycielka kończy coś pisać i odkłada marker na miejsce, po czym odwraca się, staje prosto przed nami, a na jej twarzy pojawia się dziwny uśmiech. W końcu kiedy się odsunęła odczytuje co jest tam napisane. Nagle czuję jak łza leci mi z oka. Później kolejna i kolejna. Moje nogi trzęsą się niespokojnie, a w głowie słyszę ciągle to samo zdanie. Twój tata nie żyje.
Twój tata nie żyje.
Twój tata nie żyje.
W ostatniej chwili czuję, że odlatuje. Gdzieś gdzie nie ma ludzi, nie ma szkoły, nie ma nikogo. Jestem tylko ja.
     Czuję, że mam całą mokrą twarz. Właściwie nie wiem czy to przez łzy czy przez to, że Taff liże mnie po twarzy. Kolejny koszmar i kolejny idealny moment pobudki przez mojego psa. Drapię go między uszami i lekko przesuwam na bok żebym mogła wstać. Dzisiaj jest pierwszy dzień szkoły. Pierwszy dzień w liceum. Miałam nadzieję, że kiedy dotrwam do tego okresu, moje koszmary już miną, ale najwyraźniej się myliłam. Wstaje z łóżka i przyglądam się w lustrze. Moje długie, blond włosy są całkowicie spuszone, a pod oczami widnieją dwa wyraziste wory. Nigdy nie należałam do typu dziewczyn, które nie wiadomo jak stroją się do szkoły. Mojego codziennego wyglądu absolutnie nie da się nazwać strojeniem. Zwykle zakładam przyległe dżinsy, t-shirt i bluzę od dresu. Nie maluję się, a na głowie wiąże włosy w koka. Dzisiaj prawdopodobnie wiele by się nie zmieniło, ale wyjątkowo pozwalam sobie na użycie maskary do rzęs, bo wyglądam naprawdę kiepsko. Schodzę po schodach i czuję zapach świeżo robionych pancaksów. Mama stoi przy patelni i wrzuca ostatnią porcję na talerz.
- O już wstałaś! - mówi do mnie radosnym tonem
- Taff mnie obudził - odpowiadam jej, jednocześnie przecierając oczy
- No to w samą porę, bo śniadanie już gotowe. Nie możesz być głodna pierwszego dnia szkoły.
Mama każe mi siąść do stołu i nałożyć sobie porcję placków. Czasem żałuję, że nie potrafię pokazać jej, że bardzo doceniam to co robi dla mnie i Maxa. Mimo tego co przeszła ciągle jest taka pozytywna, stara się żebyśmy mieli wszystko to o czym wymarzymy.
Po śniadaniu czekam przed drzwiami wyjściowymi na Maxa, który wyjątkowo strasznie się wlecze.
Odprowadzam go na jego autobus i idę kilka metrów dalej na swój. Mimo, że w tym roku mój brat kończy jedenaście lat, dalej czuję potrzebę żeby podprowadzać go pod autobus. Mama mi nie każe, ale on nie narzeka, więc staram się to robić jak najdłużej, póki nie będzie kazał mi przestać.
Wchodzę do środka i kieruje się na ostatnie wolne miejsce przy oknie. Odkąd pamiętam w autobusie zawsze siedzę sama. Nie wiem czy przez to, że staram się nie rzucać nikomu w oczu czy przez to, że kiedy ktoś przechodzi obok mnie, staram się robić jak najbardziej żałosną minę, byleby tylko nie usiadł obok. Ważne, że zawsze to działa i przez całą drogę nie muszę się martwić, że obok mnie siedzi obca osoba.
Po piętnastu minutach autobus zatrzymuje się przed szkołą. Wychodzę z niego dosyć nie pewnie. Przed moimi oczami widnieje duży napis naszej szkoły: Arcadia High School. Patrzę na niego jeszcze kilka sekund, po czym kieruję się z resztą uczniów do głównego skrzydła.
Szkoła jest duża. Powiedziałabym nawet, że bardzo duża. Muszę znaleźć salę 415. Na początku nie wiem w którą stronę mam się kierować, ale potem przypominam sobie, że im większa liczba, tym wyższe piętro, a jestem na parterze, gdzie sale zaczynają się od 200 liczby. Szukam schodów i kieruję się na drugie piętro. Kiedy w końcu znajduję salę, zauważam, że około połowa miejsc jest już zajęta. Wchodzę do środka i kieruję się na zachodnią część sali przy samej ścianie. Siadam na przed ostatnim miejscu między jakąś dziewczyną przede mną, a pustym miejscem z tyłu. Przyglądam się ukradkiem ludziom. Od okna miejsca zajmuje kilka dziewczyn, które albo już się poznały albo znały się wcześniej. Odwracają się do siebie i chichoczą coś między sobą. Za pierwszymi ławkami z przodu, które są jeszcze wolne, siedzą przeróżne osoby. Od chłopaka z ciemnym afro, po cukierkowatą dziewczynę z upiętymi wysoko kucykami. Nikt w tym miejscu nie rozmawia, więc mam pewność, że też się jeszcze nie znają.
Po kilku minutach do sali wchodzi nauczycielka. Ma krótko ścięte brązowe włosy i czerwone okulary na nosie. Wygląda trochę nieprzyjaźnie, ale na pewno lepiej niż kobieta z mojego snu. Na jej biurku stoi plakietka z imieniem Luciana. Chwilę później kobieta przedstawia się nam i uśmiecha się sztucznie. Na tablicy pisze dzisiejszy temat i mówi żebyśmy otworzyli swoje książki na pierwszej stronie. Fizyka nie jest moją mocną stroną, dlatego nie wiele rozumiem z tego co jest napisane w książce. Przez chwilę odlatuję i wracam myślami do mojego koszmaru. Myślę o tych okropnych czarnych drzwiach, gdy nagle w sali rozlega się dźwięk pukania do drzwi. Do sali wchodzi kilkuosobowa grupa i przeprasza za spóźnienie. Jako ostania drzwi zamyka dziewczyna. Ma długie, czerwonorude włosy i grzywkę rozdzieloną na boki. Pełne usta ma pomalowane na odcień ciemnego różu, a na jej oczach widnieją czarne kreski. Wygląda bardzo ładnie. Kieruje się w moją stronę i w ostatniej sekundzie odwracam od niej wzrok, bo siada tuż za mną. Nie minęła sekunda, a pani Luciana widać, że mocno zdenerwowana krzyczy w stronę spóźnialskiej dziewczyny, że na jej lekcjach nie siada się na ostatnich ławkach. Zdenerwowana także dziewczyna jednym ruchem zdejmuje swój plecak z ławki i rusza na przód sali, gdzie zostało ostanie wolne miejsce. Po drodze poślizgnęła się o pasek czyjegoś plecaka i upadła na ziemię. Część klasa zaczęła chichotać między sobą, ale dla mnie ta sytuacja nie wydawała się ani trochę śmieszna. Dziewczyna równie szybko wstaje i w końcu siada w nowej ławce.
Zajęcia się kończą, a ja nadal nie mogę odwrócić wzroku od tej dziewczyny. Zwracam uwagę na każdy jej ruch, na każdy gest. Wygląda naprawdę wyjątkowo. Nie wiem czy to kwestia tego, że różni chyba pod każdym względem od osób z tej sali czy po prostu dlatego, że jest dziewczyną, którą sama zawsze chciałam być.

Louella & StellaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz