.•'¨'°÷•..× "ℓєτ'ѕ gєτ ρнγѕιϲαℓ!" ×,.•'¨'°÷•..

153 7 2
                                    

Oto kolejny, aczkolwiek ostatni już rozdział tej książki. Napisałam go z okazji walentynek z parą Lublina i Łodzi. Publikuję jednak w dzień singla, dla wszystkich osób, które (jak ja) całe dnie siedzą w domu bez swojej drugiej połówki.
°°°·.°·..·°¯°·..· ゚+:;;: ¤ :;;:+゚ ·..·°¯°·.·° .·°°°

Piękne krajobrazy można podziwiać samemu, jest to oczywiste. Niektórzy tylko w pojedynkę potrafią skupiać się na zapierającej dech w piersiach scenerii. W tym przypadku jednak oboje woleli swoje towarzystwo. Cisza między nimi trwająca nadawała swego rodzaju klimat spaceru. Z jednej strony oceaniczne fale wydawały szumiący, uspokajający dźwięk. Czysta, przejrzysta woda przypływała i odpływała, nawilżając miękki, złoty piasek. W oddali zauważyć można było chyboczące się łódki w kurorcie rybackim. Słońce powoli wschodziło, oświetlając większość budynków. Od szyb odbijały się drobne promienie, padając na piasek i tworząc z niego sypką tęczę.

Pośród tego krajobrazu, mężczyzna zatrzymał swoją przyjaciółkę i poprosił, by usiadła na piasku. Powoli się on ogrzewał, toteż nie było problemu w siedzeniu na nim. Drobne ziarenka były idealne do przesypywania między dłońmi. Wraz z przybyciem miast na plażę, zaczął wiać delikatny, aczkolwiek wyczuwalny wiatr. Odwiedzał on włosy do tyłu i podwadzał zbyt lekkie materiały. Do tego drugiego zaliczała się sukienka Łodzianki, którą musiała przytrzymywać. Wyczuwalna w powietrzu woń alkoholu jasno mówiła, że wypiła dużo wszelakich alkoholi.

Lublin zamknął oczy i położył się na plecach, nie słuchając uwag młodszej przyjaciółki. Delikatne szturchanie również go nie rozproszyło. Rozpoczął swoją opowieść z niebywałą łatwością. Z czasem jednak zaczął modulować swój głos. Kiedy chciał powiedzieć coś pewnie, zniżał swój ton. Brzmiało to profesjonalnie i nieomylnie. Sama ta zmiana, odbierała chęć dyskutowania i przedstawiania innych poglądów, które brzmiały niedorzecznie w głowie rozmówcy. Panował również nad barwą głosu. Dopasowywał ją do momentu swojej wypowiedzi, skupiając uwagę słuchacza na ważniejszych jej momentach. Dawało to spójność i swoistą moc przekazywanych treści. Podobnie działała zmiana melodii. Przez łatwą intonację i akcentowanie brzmiał interesująco i energicznie.

Wszystkie te czynniki, wraz z tempem mówienia i natężeniem głosu powodowały, że Łódź słuchała go z przyjemnością. Nie mogła oderwać się od słów przyjaciela, któremu wystarczył tylko własny głos, aby mógł niebywale dokładnie wyrazić wszystko, co chciał wyrazić.

-I to wszystko. A przynajmniej tak mi się wydaje — stwierdził, przesypując piasek z dłoni do dłoni. Spojrzał na kobietę, która zasnęła na siedząco. Delikatnie się uśmiechnął i wstał, po czym otrzepał się z piasku. Najbezpieczniej jak potrafił, wziął Łodziankę na ręce i zaczął ją nieść w kierunku hotelu. Chodząc po piasku, towarzyszył mu szum oceanu i nieliczne mewy. Wraz z przejściem na kamienną drogę, zaczęły go oświetlać światła latarni.

Dotarł tak pod odpowiednie drzwi, które ku jego zdziwieniu były otwarte. Wszedł najciszej, jak potrafił do środka i zauważył tam swoich przyjaciół siedzących na jednym łóżku. Od razu go zauważyli, a Wrocław pomógł położyć swoją siostrę do łóżka. Natychmiastowo kobieta ich wygoniła za drzwi, by mogła się zająć swoją współlokatorką. Podczas gdy Poznań przebierała Łódź w piżamę, mężczyźni spokojnie rozmawiali na korytarzu.

-Dzięki za zajęcie się nią. Może i jest dorosła, ale zawsze się będę o nią martwił. — Wrocławianin uścisnął dłoń Lublina, który skinął głową. Stosunki między nimi były neutralne, aczkolwiek wyższe miasto zaczął coraz bardziej lubić Lublinianina. Zyskiwał on jego sympatię i zaufanie. Kontakty z większością miast zależne były od ich zachowania względem Łodzianki.

-Nie ma sprawy, zawsze do usług. Dobrze, że się o nią martwisz, tak powinien robić prawdziwy brat. — pochwalił, klepiąc Dolnoślązaka po ramieniu. Ponownie się do siebie uśmiechnęli, zaczynając traktować się nie jak znajomi, ale jako koledzy. Na tamten moment nie byli na etapie przyjaźni, a bardziej koleżeństwa.

-Czy ty masz może jakieś rodzeństwo? Jak coś to nie musisz mówić. Sprawy rodzinne mogą być mocno poplątane — zapytał Wrocław, zmieniając temat i opierając się o ścianę. Pytanie to, jak wiele innych, wpadło mu do głowy niewiele wcześniej przed rozmową. Drugą część wypowiedzi dodał, aby Lublin nie czuł presji, która by go zmuszała do udzielenia odpowiedzi.

-To trochę skomplikowane. Wolałbym o tym nie rozmawiać. Mimo biegu czasu wciąż czuję się niekomfortowo — stwierdził Lublinianin, nerwowo poprawiając swoją marynarkę. Wtedy otworzyły się drzwi do pokoju i stanęła w nich Poznanka, pozwalająca na wejście do środka. Zaraz po tym zniknęła za futryną, a za nią wszedł tam Wrocławianin. Odwrócił się jednak i spojrzał na drugiego mężczyznę.

-Jeżeli chodzi o rodzinę, to rozumiem. A nie wchodzisz? Przecież nie zabronimy ci tego, jeżeli o to chodzi — spytał półgłosem, nie chcąc obudzić swojej siostry. Lublin zaprzeczył ruchem głowy i pożegnał się z Dolnoślązakiem. Pomachał do Poznania na "do widzenia", a następnie skierował się w kierunku schodów. Nie dane mu jednak było odejść daleko, ponieważ usłyszał swoje imię.

-Chyba kogoś ciało się obudziło — stwierdził półżartem Wrocławianin. Zajrzał do środka, skąd wychodziła Łódź. Na pierwszy rzut oka, wyglądała jak zawsze, jednak można było w jej zachowaniu znaleźć pewne szczegóły, które mówiły, że była pod wpływem.

-Lublin! — kobieta rzuciła się na mężczyznę, prawie się obalając. Schowała jego twarz w swoją klatkę piersiową i mocno się przytuliła — Chodź ze mną! — odsunęła się, po czym złapała go za nadgarstek i zaczęła ciągnąć w kierunku windy.

-Co ja z tobą mam…? — spytał sam siebie, kątem oka widząc wchodzący do pokoju Wrocław — Czyli muszę się dzisiaj tobą zająć trochę dłużej… — podsumował, przyśpieszając kroku, aby szedł przy kobiecie.

Zaprowadziła ich ona na hotelowy parking. Chwiejnym krokiem dotarła do drzwi pasażera. Światła samochodu zamigotały. Lublin zatrzymał Łodziankę, nim ta otworzyła drzwi. Przybliżył się do niej i delikatnie musnął jej usta. Kilka kolejnych pocałunków złożył na jej policzku i szyi. Oddalając się, patrzył w oczy Łodzianki, nieznacznie się uśmiechając.

-Zawsze chciałem być z tobą bliżej fizycznie — wyznał — Mam nadzieję, że nie będziesz mi musiała tego wybaczać. — Spojrzał w jej oczy. — Ani, że będziesz mi to miała za złe.

-Ale nie odsuwaj się tak szybko… — mruknęła, opierając się o auto — Nie pozwalasz mi odwzajemnić tych pocałunków… — Złapała go za krawat i przyciągnęła do siebie, łącząc ich usta.

Mężczyzna objął ją w talii, pogłębiając pocałunek. Przyozdobił swoją twarz uśmiechem, przytulając się do Łodzianki. Od zawsze wiedział, że może jej ufać. Teraz jego pewność tylko wzrosła. Znalazł kogoś, komu mógł zaufać jak nikomu innego. Kogoś, kogo serce będzie należeć do niego na zawsze. Dłonie Łodzi znalazły się na jego policzkach. Dla nich nie było wczorajszego dnia. Czas nie istniał. Wszystko, co się liczyło, zaczęło się w tym jednym momencie. Oboje byli świadomi i gotowi na to, czego chcą. Ich wybór był oczywisty. Cała noc i cały dzień będą dla nich. Mocny uścisk, taniec ciał i wielkie szaleństwo.

°°°·.°·..·°¯°·..· ゚+:;;: ¤ :;;:+゚ ·..·°¯°·.·° .·°°°

|I爱I| Niedługie Opowieści, CityhumansOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz