Rozdział 7

20 5 5
                                    

Stali oni przed małą polaną. Otaczające ją gęsto drzewa znacznie utrudniały przedostanie się przez nie światło słoneczne, więc przez większość czasu pozostawała ona w cieniu, zaś ostre krzaki po drugiej jej stronie stanowiły naturalny mur, oddzielający Klan Nadziei z Klanem Kamienia. Gdzieś z jej boku, wśród rażącego w oczy śniegu, leżał dziwny, ciemny kształt.

Gdy podeszli bliżej, Wrzosowa Pręga poczuł, że nie może się poruszyć. Wiedział już, co sprawiło, że przyszli w to ponure miejsce, jednak ta wiedza ani trochę nie poprawiła mu humoru. Wręcz przeciwnie.

Na ziemi leżał młody kot. Patrząc na niego kocur nie mógł stwierdzić, w jakim dokładnie był wieku, jednak z pewnością ukończył on już dolną granicę wieku, w którym zazwyczaj staje się uczniem. Jego znaczone czarnymi pręgami, ciemnobrązowe futro było mocno poszarpane, jakby przechodził przez jakieś cierniowe krzaki, lub bił się z co najmniej trzema wojownikami. Mimo, iż straconego prawdopodobnie na krzyk oddechu nie było u niego widać, bursztynowe oczy kociaka nadal były otwarte, wyrażając jego przerażenie, które trudno było opisać słowami. W miarę, gdy pręgowany tracił przytomność, wydawały się robić coraz bardziej zamglone.

Później, gdy Wrzosowa Pręga próbował o tym myśleć, całe te wydarzenia widział jak przez mgłę. Nie mógł sobie przypomnieć jak zareagował, ani o czym wtedy myślał. Nie wiedział więc, że nie mógł się wtedy ruszyć, a wokół zaczęło się robić ciemno. Po prostu stał i wpatrywał się w kontrastującą z bielą, sylwetką kocura. Do rzeczywistości przywrócił go dopiero krzyk Walecznego Serca.

- Wrzosowa Pręgo! Powinniśmy zanieść go do obozu!

Ciało kocura przebiegł zimny dreszcz, po czym on sam obrócił głowę w stronę mówiącego.

- Nie wydaje mi się.- Usłyszał swój głos.

Szylkret spojrzał na niego zszokowany, jakby chciał się upewnić, że wojownik mówi na serio. Nie doszukawszy się jednak zaprzeczenia, z niedowierzaniem zaczął układać w zdania kolejne myśli.

- Ale przecież to jest mały kociak! Nie jest groźny i w niczym nie zawinił! Naszym obowiązkiem według kodeksu wojownika jest mu pomóc!

- Wciąż nie jest klanowym. Nie możemy przyjmować do klanu pieszczoszka dwunogów.

- Przecież nie musimy go od razu przyjmować do klanu.- Zdziwienie wojownika rosło z każdym wypowiadanym przez niego słowem.- Możemy go po prostu zatrzymać tam, aż nie wydobrzeje, a później odprowadzić do jego dwunożnych i po prostu uratować jego życie!

Wrzosowa Pręga szybko przeanalizował sytuację, w jakiej się znalazł. Oczywiście uważał, że Waleczne Serce ma rację z tym, że powinni pomóc bezbronnemu kociakowi, jednak obawiał się, że ten może w przyszłości zabrać Złotej Gwieździe stanowisko przywódczyni, a tego by nie chciał. Wiedział przecież, co wydarzyło się w lesie, gdy tamte klany jeszcze tam mieszkały. Kocur przecież nigdy nie chciał doprowadzić do śmierci swojej przywódczyni. Jednak nie mogli też zostawić potrzebującego pomocy kota.

,, Raz kozie śmierć" pomyślał jeszcze.

- Dobrze, zgadzam się, zanieśmy go Klanu Nadziei.- Powiedział zaś na głos.

Zdawało się, że młody wojownik tylko na to czekał, gdyż gdy tylko słowa kocura zawisły między nimi, podszedł do kociaka, po czym chwycił go za skórę na karku, sapiąc przy okazji z wysiłku. Jego towarzysz wspomógł go w owej czynności, podkładając pod niego głowę i przesuwając go sobie na plecy, uwalniając go tym samym z ciężaru. W takim stanie zaczęli zmierzać ku obozowi, co nie było takie łatwe.

*************************************************

Po złotym zachodzie nie pozostało już ani śladu. Za to na niebie rozciągał się czysty granat, wzbogacony jasnymi punktami, które dziś zdawały się być na wyciągnięcie łapy. Wrzosowa Pręga odetchnął głęboko, wpatrując się w ich jasność. Ciekawe, co przodkowie sądzili o ich postępowaniu?

Nieco dalej dostrzegł już znajomy mur z ostrokrzewu. Byłoby rzeczą bardzo dziwną, gdyby się nie ucieszył. Musieli oni przecież iść w tak dziwnej pozycji całą drogę, a to nie było zbyt wygodne, a także bolesne. Jego radość mącił jedynie fakt, że nie udało im się znaleźć Fiołkowej Łapy, ale istniała jeszcze nadzieja, ze zrobił to ktoś inny.

Gdy po chwili wkroczyli oni do obozu, mógł stwierdzić, ze wyglądał on odrobinę lepiej, niż gdy ostatni raz w nim był. Żaden z nich nie chciał jednak odwlekać sprawy, więc jak najszybciej pobiegli oni do legowiska medyczki, gdzie ku ich uldze leżała również uczennica Walecznego Serca. Nie była w stanie najlepszym, jednak żyła. Uspokojone tym koty, ostrożnie ułożyły pręgowanego na stosie suchej trawy.

- Widzę, że akcja z poszukiwaniem nie skończyła się na jednym kocie!- Zaśmiała się Liściasty Ogon, wchodząc do legowiska. Jednak widząc stan kota, natychmiast spoważniała.

- Liściasty Ogonie!- Zawołał z błaganiem w głosie Waleczne Serce.- Pomożesz mu, prawda?

Mimo, iż starała się tego nie okazywać, widać było że resztki dobrego humoru medyczki uleciały w siną dal.

- Jestem medyczką. Oczywiście, ze mu pomogę.

- Ten kot nie pochodzi z klanu.- Wtrącił się Wrzosowa Pręga.- Czy to na pewno legalne?

- Oczywiście! To mój obowiązek mu pomóc i myślę, że Złota Gwiazda też nie miałaby nic przeciwko. A teraz sobie idźcie.

Zmęczony dniem wojownik nie miał nic przeciwko, by wreszcie w spokoju iść spać. Jednak szylkret wcale nie miał takich zamiarów. Więc gdy Wrzosowa Pręga szedł już do legowiska, wciąż słyszał ich stłumione głosy.

Kocur westchnął, kładąc się w swoim legowisku i zapadając powoli w sen. Jednak zamiast trochę pokręconych, ostatnich wydarzeń, znalazł się on w tym ponurym, znajomym mu już lesie.


Wreszcie to skończyłam ten dzień. Mam nadzieję, ze rozdział nie był aż tak nudny.

 Jak myślicie, czy ten kociak zostanie w klanie?

Bye!                                                                                                                                                                                               ~Srebrna







Oszukać los- Zemsta Mrocznej GwiazdyOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz