Yellow Rose

86 13 113
                                    

Płatki śniegu roztopione, w promieniach słońca, wyglądały olśniewająco na tle szarawej wiosny.

Kruchy puch pozostawiony na tyle ciemnego świata lśnił na ulicy, tworząc własne piękno. Asahi szedł powolnym krokiem i pozbywał się zimnego powietrza, które nieprzyjemnie piekło osłabione od wysiłku płuca. Czuł, że za niedługo skończy się pewna historia, którą sam zapoczątkował.

Nie wiedział, czy zakończenie będzie szczęśliwe, ale nie każda ciekawa opowiastka posiada happy end.

Starał się nie myśleć negatywnie, a wręcz przeciwnie wszystkie, jego wyobrażenia sprowadzały się do zadowalających myśli. Pierwszy raz od dawna pokonywał barierę nieśmiałości i uważał, że wskakuje na kolejne poziomy, a to uczucie było niesamowite i wypełniało go całego.

Nie wiedział, że krok, który wykona, będzie rozkwitem, jego pewności siebie zatartej gdzieś przy porodzie.

Wchodząc do domu, zauważył starszą kobietę, która trzymała w rękach żółtą różę obsypaną srebrnym brokatem. Nie rozumiał tej kompozycji, ale postanowił to zignorować, bo klientka obserwująca kwiat była naprawdę zachwycona. Jakby posypanie piękna, czymś błyszczącym dodawało uroku. On uważał, że tak nie było, ale cóż ludzie mają różne gusta, które mało go obchodziły, ponieważ nie będzie się wykłócał o jakieś tandetne świecidełka.

Postanowił iść do siebie i napisać kolejny list, a później wrócić na dół, aby pomóc babci przy obsłudze klientów. Na chwilę obecną prysznic i poezja były dla niego ważniejsze, a kobieta na pewno poradzi sobie podczas jego krótkiej nieobecności.

Zimne krople, które w tylko sobie znanym rytmie odbijały się od jego ciała, koiły rozgrzany umysł. Myślał nad słowami, choć one zazwyczaj same przychodziły mu do głowy, tworząc coś na wzór dennej poezji.

Wiedział, że wyrażanie swoich uczuć poprzez pisanie dla innych mogłoby być powodem do żartów. Jednak nie interesowała go opinia ludzi, którzy w jego życiu nie odgrywali żadnej ważnej roli. Po prostu istnieli, pośród planety zapełnionej miliardami różnorakich stworzeń. Nie przejmował się szarościami, gdy w jego życiu pojawiał się ktoś, kto malował je swoimi własnymi olśniewającymi kolorami.

Chłód już nie skapywał na jego ciało, a on po chwili mógł, ogrzać się puchatym ręcznikiem, porzuconym gdzieś na kaloryferze.

Związał długie włosy w kucyka, który śmiesznie podskakiwał przy każdym ruchu. Uważał, że przebicie ucha było dobrym pomysłem, a zwisający kolczyk w kształcie krzyża, wyglądał na nim całkiem dobrze. Przyjrzał się swojemu odbiciu, a zarost, który jeszcze niedawno pokrywał, jego twarz zniknął.

Wyglądał jak Jezus, a ten kolczyk idealnie współgrał z jego wyglądem.

Wyszedł z łazienki, a podmuch zimnego powietrza uderzył we wychłodzone ciało. Zatrząsł się lekko, a gdy nieprzyjemne dreszcze w końcu go opuściły, ubrał na siebie pierwsze lepsze ciuchy, które znalazł w szafie. Przetarte czarne dresy i tego samego koloru koszulka, przylegały do ciała, odznaczając widoczne rysy mięśni, które udało mu się wyrzeźbić podczas ćwiczeń na siłowni.

— Wyglądam, jak jakiś emo Jezus — zaśmiał się, patrząc na siebie.

Machnął ręką, a ten gest w jego głowie wydawał się naprawdę potrzebny. Podszedł do biurka i gdy trzymał już w ręce pióro, czuł, że w końcu nadeszła pora na przekazanie swoich uczuć wprost.

Słowa znów tworzyły się same, jakby złoty atrament wystarczył, aby mogły ukazać poezję z unikatowym wyznaniem.

Patrzył nieprzytomnym wzrokiem na kartkę i po dłuższych przemyśleniach uznał, że weźmie list ze sobą, aby pokazać go babci. W końcu miała większe doświadczenie w sprawach miłostek, więc miał nadzieję, że mu coś doradzi.

Żwawo zbiegł po schodach, prawie zabijając się o własne nogi, ale Bóg Śmierci stwierdził, że chłopak nie umrze przez niefortunne skręcenie karku.

Zasiał spustoszenie, gdy wpadł do małego sklepiku niczym burza, a może jak tornado sam nie wiedział. Po prostu wbiegł, nie patrząc na nikogo.

Starsza kobieta siedząca przy ladzie spojrzała na niego spod przymrużonych powiek. W dłoniach trzymała filiżankę z motywem żółtych róż, a Asahi uświadomił sobie, że właśnie ten kwiat podaruję dziś miłości swojego życia.

— Mogę mieć prośbę? — spytał kobiety, która uśmiechała się pod nosem, a w jej policzkach powstawały małe dołki.

Pokiwała głową, a gest ten świadczył o tym, że ona zawsze chętnie udzieli mu pomocy. Naprawdę kobieta ideał, nie dziwił się Nadziei, że pokochała jego babcię.

— Dam ci list, który przed chwilą napisałem. — Wyciągnął z kieszeni, starannie złożoną białą kartkę. Od razu podszedł do staruszki, która nie spuściła z wnuka wzorku nawet na sekundę.

Odłożyła filiżankę z jakże ekstrawaganckim motywem i uważnie zaczęła czytać spisane myśli.

Choć twoje odejście było niczym zdrada, ja każdego dnia myślami wracałem do ciebie, błądząc po omacku w poezji, której nie rozumiałem. Wiedziałeś, że kwiaty mają swój własny język? Zapewne nie, bo kto by się tego spodziewał. Jednak to one były ze mną przez ostatnie tygodnie, gdy starałem się przekazać Ci moje uczucia. Jesteś dla mnie wszystkim. Nocą z gwiazdami, bezchmurnym niebem i słońcem, które swoimi promieniami oświetla drogę wypełnioną cieniami.

Kocham Cię Yuu.

                                         Asahi Azumane.

— Bardzo mi ją przypominasz — szepnęła ze łzami w oczach.

Szatyn obserwował, jak kobieta się uśmiecha, a słone łzy płyną jej po policzkach, odnajdując w pomarszczonych rysach twarzy drogę ku dołowi.

— Jestem pewien, że ona na ciebie czeka babciu — powiedział, a niebieskie oczy błysnęły radośnie.

Wiedział, że pomimo założenia rodziny jej serce zawsze będzie biło dla Nadziei. Ponieważ była ona jej pierwszą miłością, otuchą, wsparciem i dziewczyną, którą kochała i nadal kocha ponad wszystko.

Pierwsza miłość zostaję z nami nawet wtedy, gdy z płuc ucieknie ostatnie tchnienie, a śmierć odnajdzie nas pośród zagubionych ludzi.

— Wiem Asahi. — Otarła słone łzy, a uczucie pustki nadal nie zniknęło. Uporczywie przypominało o tym, że za życia już nigdy jej nie ujrzy.

Chłopak wziął list z pomarszczonych dłoni i przeczesując siwe kosmyki, uśmiechnął się do kobiety, która go wychowała. Cieszył się, że przy niej nie musiał udawać kogoś innego i mógł być w pełni sobą. Akceptowała każdą wadę, a także wspierała go, gdy chłopak nie potrafił pokonywać kolejnych szczebli swojej nieśmiałości.

— Idź, przekaż temu szczęśliwcowi swój list — rzekła pewnie, odsuwając od siebie wnuka. — Jak będziesz się tak ociągał, to nie zdążę być na waszym ślubie.

Asahi zachłysnął się własną śliną, słysząc słowa babci. Ona naprawdę była niemożliwa, nie zdążył nawet przekazać w pełni swoich uczuć, a staruszka już planowała ślub.

— Jeżeli odwzajemni moje uczucia, obiecuję ci babciu, że ty będziesz naszą druhną — zaśmiał się i podszedł do koszyka, wypełnionego żółtymi różami.

Wziął jedną w dłoń, ciesząc się, że ta historia powoli dobiegała końca. Bał się, ale wyobrażenie sobie szczęśliwych dni u boku Yuu, pozwoliło mu na pozbycie się uciążliwego strachu.

Żółta Róża — wypełniona zdradą, mogła stać się symbolem odnalezionej miłość.  Nikt nie zabronił mu zmienić znaczenia kwiatów, a one tylko czekały, aż ktoś nada im nowe emocje.

***

Hej hej helloł.

Dzisiaj wstawiam przedostatni rozdział i kto wie może jeszcze dziś wstawię ostatni.

Uczucia, które przekazały Ci kwiaty. ❀Asanoya❀Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz