Szłam naprawdę zła w kierunku klubu, przed którym już zdążył się ustawić wężyk imprezowiczów, narzekających na ociągającego się, wrednego bramkarza.
Zastanawiałam się, co takiego ściągało tylu ludzi do budynku z czerwonej cegły z neonowym napisem Klub Scorpion, który był widoczny z kilometra.
Z racji, że wszyscy pracownicy mnie znali oraz choćby na wzgląd na to, kim kiedyś byłam szanowali, zostałam wpuszczona do środka bez kolejki.
- Lily? Co ty tutaj robisz? - Moja przyjaciółka Kelly, która była tu kelnerką, od razu do mnie podeszła.
Trochę miałam do niej żal, że nadal tu pracowała. W dodatku w tym głupim, uwłaczającym uniformie, a mianowicie skórzanej, obcisłej sukience z dużym dekoltem. Ten styl jakoś kompletnie nie pasował mi do jej delikatnych jasnych włosków oraz okrągłej, dziecinnej twarzy.
- Jest u siebie? - zapytałam, na co dziewczyna od razu zaczęła zachowywać się dziwnie.
- Wiesz... - Spojrzała w bok, poprawiając nerwowo włosy. - To nienajlepszy moment...
- Nie jest już moim mężem. Nie obchodzi mnie, nawet jeśli aktualnie rucha się z trzema na raz. Przerwie sobie na chwilę - rzuciłam, a jej mina wyglądała tak, jakbym trafiła. - Powiesz mi gdzie jest? - Przechyliłam głowę w bok, już totalnie zniecierpliwiona. Poza tym, nie mogłam uwierzyć, że nawet Kelly utrudniała mi i wydłużała czas, który musiałam tu spędzić.
- Jest... w VIP. W ósemce - powiedziała niechętnie, na co podziękowałam cicho i ruszyłam w odpowiednim kierunku.
Dosłownie przechodziły mnie ciarki na widok tych znajomych korytarzy i w ogóle znajomego wystroju, gdzie przez punktowe, ledwie świecące lamki, można było jedynie zgadywać, gdzie się było.
Dopiero kiedy wchodziło się do strefy VIP, sytuacja miała się zgoła inaczej. Jak w większości klubów, tam też o takiej porze panował półmrok, ale dzięki żyrandolowi z kilkunastu ozdobnych żarówek, przynajmniej było dobrze widać centralną część strefy wspólnej, gdzie aktualnie jakiś bogacz najwyraźniej zrobił sobie święto, wraz z kilkoma oblechami, którzy ślinili się na widok trzech tancerek w samych stringach.
Naprawdę ledwie tam weszłam i już miałam ochotę stamtąd wyjść. Już prawie dotarłam do sali numer osiem, gdy znów zatrzymał mnie ochroniarz. Mocno chwycił moje ramię, a następnie miotnął mną o ścianę, ale momentalnie na jego twarzy pojawiło się przerażenie, gdy tylko mnie rozpoznał.
- Lily? Co ty tu robisz? - zapytał zdziwiony. - To nie jest najleps...
- Nienajlepszy moment. Wiem! Ale to nie może czekać. Nie obchodzi mnie, co robi Jev. Muszę z nim pilnie porozmawiać - powiedziałam, ale ochroniarz nie wyglądał na chętnego, żeby mnie wpuścić.
- Przepraszam Lily, ale nie mogę. Powiem mu, że byłaś, albo poczekaj chwilę. Dam mu znać, że czekasz - poprosił, więc przytaknęłam.
- Idź do holu. Zaraz do ciebie przyjdzie - zapewnił, więc przytaknęłam i udałam, że naprawdę zamierzałam poczekać w holu, ale kiedy tylko mężczyzna wszedł do sali, nie powstrzymałam się i zaraz weszłam za nim.
Widok, który zastałam wcale mnie nie zdziwił.
Jev poderwał się zaraz zza stolika, zastawionego butelkami, a naprzeciwko niego, tańczyły kompletnie nagie dwie dziewczyny, którym przerwałam spektakularny występ.
Zapiszczały zaskoczone niespodziewanym wtargnięciem i zaraz zabrały się za zbieranie ubrań, zakrywając się to rękami, to podniesionymi elementami garderoby.
- Lily? - Zdziwił się nie mniej niż reszta.
Co było naturalne, bo przysięgałam sobie, że moja noga nigdy więcej tu nie postanie.
- Nie przeszkadzaj sobie - powiedziałam, aby mu dogryźć.
Chciał ratować nasze małżeństwo, zapewniał, że kocha mnie nad życie i nie przestanie o mnie walczyć, a w międzyczasie dalej chodził sobie na kurwy oraz patrzył na tańce...
Był bezczelny do granic możliwości.
- Chciałam cię tylko ostrzec, że jeżeli nie przestaniesz grozić Johnowi, to ja tak tego nie zostawię - oznajmiłam stanowczo.
- Nie grożę mu - rzucił obojętnie, marszcząc brwi w zadumie.
- Tak - prychnęłam rozbawiona. - A ja jestem wróżką zębuszką.
- Wszyscy wynocha! - warknął ostro.
- Nie. Czemu. Niech będą świadkami tej rozmowy - powiedziałam, ale nikt nie miał zamiaru narażać się własnemu szefowi, który już ciskał w nich gromy za to, że nie powstrzymali mnie przed dotarciem tu.
W kilka chwil zostałam kompletnie sama z moim byłym mężem. I kompletnie straciłam swoją pewność siebie, będąc z jedynie z nim.
- Tylko tyle miałam ci do powiedzenia - rzuciłam, a następnie chciałam już wyjść, ale wtedy zabrzmiał ten jego władczy, gniewny ton.
- Ani kroku więcej!
Ciarki przeszły mi po kręgosłupie. W zasadzie zaczęłam się cała trząść, w rytm szybko bijącego serca.
Ten ton głosu, przypominał mi każdą naszą kłótnię. Zwykle w taki sposób tłamsił moje sprzeciwy, czy propozycje inne niż te, o których myślał on. Przecież jako żona, nie miałam prawa mieć innego zdania i chcieć od życia czegoś innego...
Odwróciłam się w jego stronę oraz zadarłam głowę do góry, starając się w ten sposób chociaż udawać, że nie miał już nade mną takiej władzy... że nie byłam potulną żonką, która kuliła się gdy podniósł głos.
Westchnął ciężko.
- Okej. Groziłem mu na początku, kiedy jeszcze wierzyłem, że zmądrzejesz i go zostawisz... - powiedział, a ja zaśmiałam się pod nosem.
Nie mogłam uwierzyć, że dziwił się, że nie chciałam mieć z nim nic wspólnego, gdy wciąż mi ubliżał oraz traktował jak... wytresowanego pieska.
- Ale powiedziałaś, że jeśli naprawdę coś do ciebie czuję, to mam przestać się wtrącać w wasze życie. - Zamilkł na trochę. - Więc naprawdę to zrobiłem - oznajmił, co rozbawiło mnie jeszcze bardziej.
- I ja mam ci wierzyć? - prychnęłam z pogardą. - Jesteś śmieszny. Po prostu się wreszcie odczep! - rzuciłam już z zamiarem wyjścia, ale on nie zamierzał pozwolić mi jeszcze odejść.
- To naprawdę nie ja. Co zawierała pogróżka?
- O proszę! Nie pamiętasz, co napisałeś wczoraj wieczorem?
- Nie bądź zgryźliwa.
Wygrzebałam z kieszeni skórzanej kurtki zmiętą kartkę, z nadrukowanym, krótkim komunikatem, a następnie wręczyłam mu ją.
Nie wierzyłam, żeby mówił prawdę, ale rozsądek coraz bardziej sugerował mi, że coś było nie tak... a jeśli to ktoś inny? Tylko dlaczego miałby grozić Johnowi?
- Jeśli nie zostawisz Lily w spokoju, pożałujesz tego - przeczytał, marszcząc brwi. - Widać, że ten ktoś nie potrafi pisać gróźb - rzucił z lekceważeniem. - Ale jeśli tak bardzo się martwisz, że ktoś mu zrobi kuku, to sprawdzę to - powiedział głosem przepełnionym kpiną.
- Nie. - Wyrwałam mu z rąk kartkę. - Jeśli to nie ty, to cieszę się, że wreszcie dałeś nam spokój. Nie mieszaj się już w nasze życie - powiedziałam stanowczo, po czym zaraz wyszłam, zastanawiając się coraz intensywniej nad tym, czy Jev mógł kłamać, a jeśli nie... to kto mógł chcieć grozić Johnowi?
CZYTASZ
Lilia...
Любовные романыHistoria opowiada losy Lily, rozwódki, która stara sobie ułożyć zwykłe normalne życie. Była przekonana, że przeszłość da się oddzielić od teraźniejszości grubą kreską, ale nie jest to łatwe, zwłaszcza, gdy ma się... takiego byłego. Takiego? To znacz...