Rozdział 8

42 5 0
                                    

Byłam kompletnie roztrzęsiona. To wszystko zaczynało mnie powoli przerastać. Myślałam, że po tym, co zrobił mi Jev, nic gorszego już w życiu mi się nie przytrafi. Jednak najwyraźniej bardzo się myliłam.

Szłam przed siebie, trzęsąc się z zimna i ze strachu. Miałam nadzieję, że oferta tego... człowieka była nadal aktualna, bo John naprawdę zasługiwał na ratunek.

Nawet teraz, gdy przypominałam sobie jego cierpliwość... to jak z uporem maniaka starał się przebić przez mur, który budowałam w obawie, że zrani mnie jak Jev aż ostatecznie udowodnił mi to, co powtarzał niemal każdego dnia, odkąd zorientowaliśmy się, że mieliśmy się ku sobie.

,,Nie jestem nim!"

Powiedziane stanowczo, poparte dowodami, w końcu pozwoliło mi się na niego nieco otworzyć.

Obok mnie zatrzymał się samochód.

- Wsiadaj! - kazał stanowczo brodaty mężczyzna przez uchyloną szybę ciemnego sedana.

Przez chwilę się wahałam, ale szybko uświadomiłam sobie, że przecież szłam do jaskini lwa. Teraz przypominanie sobie lekcji z dzieciństwa, że nie należy wsiadać do auta z obcymi, nie miało sensu.

Otworzyłam drzwi i zaraz znalazłam się na tylnej kanapie.

- Skręć w prawo i zrób kółko. Zgubimy ich - powiedział do kierowcy, który spoglądał na mnie w lusterku.

Zawstydziłam się, usiłując trzymać emocje na wodzy. Nie wiem, czy to było winą filmów, czy narastającej paniki, ale ledwie powstrzymywałam się przed zasypaniem ich pytaniami: kim byli? Czego ode mnie chcieli? A także błaganiami, żeby uwolnili Johna i nie robili nam krzywdy.

Mimo tej chęci, siedziałam cicho. Patrzyłam to na nazwy ulic, to mijane budynki... chyba naiwnie wierzyłam, że za moment się zatrzymają, wysadzą mnie i okaże się, że to nie śmieszny żart, którego kwintesencją ma być długi spacer.

- Uparci - wymamrotał pod nosem łysiejący, huderlawy kierowca, na co ten drugi wyjął telefon i zaczął dzwonić.

- Mamy ogon. Niech ktoś go przejmie - rzucił rzeczowo, a zaraz po tym połączenie się zakończyło.

Poczułam wibracje, więc dyskretnie zerknęłam na wyświetlacz.

Od nieznajomy:

Trochę kazałaś mi na siebie czekać, ale wiem, że bardzo zależało ci na zobaczeniu się ze mną. Nie mogę się doczekać aż się to stanie.

Domyślałam się, że to niby miało być romantyczne, ale mnie napawało tylko jeszcze większym przerażeniem. Wiedziałam, że nie miałam do czynienia z kimś o zdrowych zmysłach. To wszystko komplikowało, bo taka osoba była nieobliczalna.

- Oddaj telefon - kazał brodacz, wyciągając rękę do tyłu.

- Twój szef ze mną pisze...

- Na razie, nie będzie ci potrzebny - oznajmił, więc posłusznie oddałam telefon.

Krótko po tym wyjechaliśmy z miasta. Łudziłam się jeszcze, że może jednak ludzie Jeva nie odpuszczą i zdecydują się pomóc, ale gdy wjechaliśmy w drogę przecinającą ciemny las, zdałam sobie sprawę, że to najprawdopodobniej był koniec.
Nie było szansy, żeby ktoś mógł mnie odnaleźć, a ten tajemniczy wielbiciel, na pewno nie miał dobrych zamiarów.

W końcu samochód zatrzymał się, więc tak jak mężczyźni z przodu, wysiadłam z auta, opatrując wzrokiem ogromny, piętrowy dom.

Nie zdążyłam zwrócić uwagi na wszystkie szczegóły, gdy kazano mi iść do środka.

Moje serce znów tłukło się w piersiach, przeczuwając, że to był właśnie ten moment, kiedy wszystko miało się wyjaśnić, a mimo to myślałam tylko o tym, żeby nie zrobili nic więcej Johnowi.

- Nareszcie jesteś! - Usłyszałam czyjś uradowany głos, gdy tylko drzwi frontowe zamknęły się za moimi plecami.

Spojrzałam na mężczyznę w średnim wieku, który stał u szczytu drewnianych schodów, prowadzących na górę.

Ubrany był w białą koszulę, szarą kamizelkę oraz dopasowane kolorystycznie spodnie. Włosy miał gładko zaczesane do tyłu, a tatuaż na szyi dodawał mu gangsterskiego wyglądu.

- Znamy się? - Zmrużyłam brwi.

Wydawał mi się dziwnie znajomy, ale z całą pewnością nie był kimś z kim zamieniłam choć słowo.

- Ja ciebie znam doskonale - rzucił z uśmiechem, schodząc powoli po schodach. - Jev opisywał cię aż nad to dokładnie - wyjaśnił, gdy na mojej twarzy pojawiło się niezrozumienie.

Najpierw poczułam się niezręcznie, ale zaraz potem pojawiło się obrzydzenie.

- Nic się nie zmieniłaś. - Stanął naprzeciwko mnie i zaczął się dokładnie przygladać. - Tak jakby czas się dla ciebie zatrzymał.

- Czego ode mnie chcesz? - wypaliłam.

Chyba łudziłam się, że postawi jakieś warunki, a potem pozwoli mi odejść.

- Spokojnie, Lily. - Zrobił zmartwioną minę i wyciagnął rękę w moją stronę.

Od razu się cofnęłam. To był jakiś obłęd.

- Nie musisz się bać. Nie chcę twojej krzywdy. Kiedy usłyszałem, że ten dureń strzelił... myślałem, że go zatłukę! - powiedział zdenerwowany. -  Jev stał tak blisko ciebie, że mógł zrobić ci krzywdę, a tego bym mu nie darował.

- To nie mnie chciałeś zastrzelić? - zapytałam niepewnie.

- Nie. Oczywiście, że nie! Jak możesz myśleć, że chciałbym cię zranić?

- To czego zatem chcesz? Pieniędzy?

Mężczyzna zaśmiał się.

- Naprawdę. Myślisz, że tego mi brakuje? - Machnął ręką, sygerując że w tak gustownym domu nie mieszkałby, gdyby nie miał dość funduszy. - Że robiłbym sobie tyle zachodu?

- To co mam zrobić, żebyś uwolnił Johna?

Mężczyzna zacisnął szczękę.

- Nie wypowiadaj jego imienia - warknął.

- Dlaczego?

- Bo cię zawłaszczył! - zawołał, na co momentalnie się skuliłam. - Każdego wieczoru, Jev wrzucał jakiś materiał. A to opowiadał jaka jesteś słodka jak czekasz na niego z obiadem, gdy on w klubie podrywa inne. A to, że przywitałaś go ubrana w samą bieliznę. - Robiłam się coraz bardziej czerwona na twarzy. - Ale najbardziej czekałem na filmiki. Jednocześnie je kochałem i nienawidziłem, bo to on miał cię blisko... ale przynajmniej mogłem cię zobaczyć. Zobaczyć jak obdarzasz tego drania prawdziwym uczuciem, a nie po prostu pieprzysz się jak wyuzdana laska. Zawsze byłaś taka delikatna, wierna... to jak opisywał jak czasem prosiłaś, żeby nie odchodził... - Uśmiechnął się upiornie, a po moich policzkach niekontrolowanie płynęły łzy.

Wtedy myślałam, że poszczęściło mi się, że byłam z Jevem. A strach przed odrzuceniem przez ten ideał... stanowił coś potwornego.

- Marnowałaś się przy nim. A ja wiedziałem, że traktowałbym cię o stokroć lepiej. Mówiłem sobie, że gdybym miał taką jak ona... Tylko, że przez Johna nawet nie myślałaś o tym, żeby znaleźć innego chłopaka.

Nie wiedziałam co powiedzieć. To brzmiało jak jakiś obłęd.

- Może myślisz sobie, że skoro bywałem na forum Jeva to nie jestem lepszy od niego. Ale to nie prawda. Jego ostatni wpis, nim skończył publikować dał mi do myślenia. Korzystając z jego rad miałem wiele kobiet na raz. Kobiet, które interesowały moje pieniądze lub tak jak mnie przelotne znajomości. Czułem się pusty. Nie brakowało mi seksu, towarzystwa, a byłem samotny jak cholera. Próbowałem jakoś zapełnić tę lukę, ale nie potrafiłem. Żadna nie potrafiła. I ten ostatni wpis, gdzie Jev napisał, że twoja utrata to najgorsze co go w życiu spotkało, najgorsze do czego doprowadził... sprawiło, że dotarło do mnie, że szukam tego, co stracił. Że szukam ciebie - oznajmił, a ja nie potrafiłam wydobyć z siebie ani jednego słowa więcej.

Lilia...Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz