𝐜𝐡𝐚𝐩𝐭𝐞𝐫 𝐈

308 22 34
                                    

     Obudził mnie krzyk mojego znów pijanego jak Messershmitt ojca. Kolejny dzień mojej udręki na tym łez padole. Niechętnie zwlekłam się z mojego twardego jak kamień łóżka. Na przeciwległej ścianie wisiało duże lustro, przejrzałam się w nim i z irytacją odkryłam, że na moim czole pojawiło się kilka nowych wyprysków a wory pod oczami są większe niż wczoraj. Podeszłam do szafy i wybrałam pierwsze lepsze ubrania, jak to miałam w zwyczaju. W odróżnieniu do innych nie zwracałam uwagi na to jak wyglądam, nie obchodziło mnie czy akurat dzisiaj włożę brudną bluzę czy skarpetki z dziurą, życie i tak dawało mi wystarczająco w kość. Mój outfit składał się z czarnego croptopu z żółtym logiem Batmana, grafitowe rurki a moje brązowe włosy uczesałam w niechlujny kok uwu.

     Rozejrzałam się po moim pokoju. Wszędzie walały się ubrania, których nie chciało mi się odkładać do szafy. Na poplamionych ścianach, które kiedyś były białe, a teraz podchodziły kolorem wręcz pod brąz, wisiały przeróżne plakaty i zdjęcia, głównie z filmów i kreskówek. Nie ukrywając, byłam wielką fanką animacji. Odsunęłam pożółkłe zasłony i otworzyłam okno by trochę przewietrzyć. Zawsze pachniało tu stęchlizną i wilgocią, na moim suficie pojawił się już nawet grzyb, którego nazwałam Andrzej.

     Powoli i jak najciszej wyszłam z pokoju, starając się unikać mojego ojca, który po śmierci matki załamał się i wpadł w ciąg alkoholowy. Dla mnie odejście mamy też było wielkim ciosem, ale nie był to powód by niszczyć wszystkim dookoła życie, zwłaszcza jedynej rodzinie jaka mi pozostała. Kochałam mojego ojca, ale szczerze nie wiedziałam jak długo dam radę wytrzymać z nim pod jednym dachem. Czasem aż modliłam się o jakiś cud, który pozwoliłby mi odpuścić ten dom. Bez zjedzenia śniadania wzięłam mój plecak z podłogi i wyszłam z domu.

     Podczas drogi włożyłam słuchawki do uszu i włączyłam najnowszy duet Young Leosi i Lil Fryca, jednego z moich ulubionych artystów. Słuchałam go od początku jego kariery, kiedyś nawet byłam na koncercie. Jeśli mogę się tak pochwalić byłam "Liderem wśród fanów" na jego fanpage'u na Facebooku. Jego utwory pomagały mi przetrwać najcięższe chwilę, a sposób w jaki jego smukłe dłonie poruszają się po fortepianie hipnotyzował mnie.

     Tak bardzo wciągnęłam się w utwór, że nie zauważyłam kiedy zatrzymało się koło mnie czarne, sportowe BMW. W tym momencie gdy już ściągnęłam jedną ze słuchawek z uszu, zsunęła przyciemniana szyba, ujawniając kto jest w środku.

     – Are you lost baby girl? – powiedział ponętnie młody bokobrodaty mężczyzna, ktoś z tyłu samochodu się roześmiał. – Podwieźć cię do szkoły, piękna?

     – Nie, chyba nie skorzystam – próbowałam zgrywać niedostępną.

     – Oki to pa – odjechali. Nawet nie zdawali sobie sprawy z tego jak zdezorientowana byłam w tamtej chwili.

     Jednak, postanawiając zignorować ten fakt odeszłam w stronę szkoły, wciąż wsłuchując się w niesamowite dźwięki gry na fortepianie mojego idola.

     Pierwszą lekcją była biologia, na której siedziałam z cichym dzieciakiem o imieniu Edward. Chyba miał anemię, bo ciągle jakiś taki blady był. W klasie nie miałam żadnych przyjaciół, nikt mnie nie lubił, myśleli, że jestem dziwna bo jarają mnie zielonowłose wiedźmy z mommy issues. Zadzwonił dzwonek i nauczycielka weszła do klasy, zaczęła omawiać jakiś temat, coś o anafazie i innych mitozach, nie słuchałam jej, tylko bazgrałam coś w zeszycie. Nagle poczułam zapach żelaza, wydaje mi się, że Edzio też to poczuł po gwałtownie zakrył swój nos. To najpopularniejsza bitch w klasie, Izabela Łabodź, przecięła się pilniczkiem do paznokci. Okropna tragedia. Wtem bladolicy w pośpiechu wybiegł z klasy. Nikt za nim nie poszedł. Nie wiem czy dalej żyje, już nigdy więcej go nie widziałam.

     Cały tydzień był okropny. Izabela w szkole nie dawała mi spokoju, odkąd zacięła się tym cholernym pilniczkiem truła każdemu życie, do tego musiałam znosić mojego ojca. Wciąż miałam też wrażenie, że ciągle wpadam na to samo czarne, sportowe BMW. W sobotę postanowiłam się trochę odstresować i postanowiłam wybrać się do Starbucksa by kupić sobie jakieś dobre latte, a później przejść się na miły spacer.

     Kolejka była długa, ale czekałam cierpliwie, zasłużyłam sobie na tę kawę po tych ciężkich dniach. Gdy otrzymałam swoje zamówienie, powoli odeszłam od lady i wyszłam z lokalu. Podziwiałam jak cudownie śpiewają ptaki i słońce, które delikatnie muskało moją skórę złotymi promieniami. Zapowiadał się naprawdę piękny, wiosenny dzień i aż szkoda było go nie wykorzystać

     Nagle światło i cały urok scenerii zniknęły. Widziałam już tylko ciemność i poczułam nieznośnie słodkawy zapach.         

❝uprowadzona przez wieszczów❞Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz