𝐜𝐡𝐚𝐩𝐭𝐞𝐫 𝐈𝐕

122 14 30
                                    

      Podobno, gdy śpi się w nowym miejscu warto zapamiętać swój sen ponieważ może być proroczy. Cóż ja nie pamiętałam snu, ale chłód zaraz po przebudzeniu, spowodowany głównie tym, że zapomniałam odkręcić kaloryfer a o tej porze roku zdarzały się jeszcze nocne przymrozki. Otwarcie oczu boleśnie uświadomiło mi, że ostatnie wydarzenia nie były wytworem mojej głowy a ja znajdowałam się w domu moich porywaczy, Przynajmniej nie pachniało wilgocią i nie mieli grzyba na ścianach.

      Mimo wszystko byłam bardzo wypoczęta. Łóżko było w znacznie lepszym stanie niż moje, nikt z domowników nie wpadł też na pomysł by w środku nocy śpiewać szanty jak to się zdarzało mojemu ojcu po nalewce. Do spania dostałam jakiś stary t-shirt z logiem gum do żucia oraz wygodne dresy, nie mogłam narzekać, ale miałam niewielką nadzieję, że może będę mogła założyć coś innego niż to i moje ciuchy z poprzedniego dnia.

     Wczoraj Słowacki i Krasiński oprowadzili mnie po tym wielkim budynku i choć poznałam rozkład pomieszczeń to nie byłam pewna czy teraz zdołam trafić do łazienki, ale jednak podjęłam się tej trudnej misji. Moje stopy stanęły na zimnej podłodze i przebiegł mnie specyficzny dreszcz. Skierowałam się do wyjścia i wyszłam z pokoju, rozejrzałam się po schludnym korytarzu z kilkoma parami drzwi i postanowiłam otworzyć te, które wyglądały najbardziej "łazienkowo". Co z tego, że wszystkie wyglądały identycznie.

     Ku mojemu rozczarowaniu nie była to łazienka, ale jakiś składzik czy graciarnia. Chyba. Wszędzie porozstawiane były rośliny w najróżniejszych rozmiarach i kształtach liści, stały na parapecie, szafkach, meblach, były podwieszane. Liczenie ich nie było najistotniejszą rzeczą w moim życiu, ale założyłam, że może być ich tam nawet ponad czterdzieści cztery. Podanie tak szczegółowej liczby zupełnie przypadkowe. Im dłużej przypatrywałam się temu pokojowi tym więcej szczegółów byłam w stanie wyłapać - walające się puszki po energetykach, kilka opakowań po zupkach chińskich i tych podrabianych sushi z Biedronki, na ścianach plakaty z anime i jakichś mrocznych, emo zespołów. Na biurku stał laptop, na którym odtwarzała się cicho szybka, trochę nawet za bardzo, piosenka Britney Spears. Największym jednak szokiem dla mnie była ciemna postać leżąca na brzuchu po środku tego bałaganu. Gdy tylko moje oczy ją zarejestrowały, automatycznie znieruchomiałam, moje serce natomiast urządziło sobie maraton i zrobiło mi się gorąco. Nie spodziewałam się zastać tutaj nikogo i to jeszcze w takim stanie.

     – Wchodzisz czy będziesz tak stać? – spytała postać męskim głosem, a ja odkryłam, że go kojarzę. O ile pamięć mnie nie myliła to był to słynny Cyprian Kamil Norwid, który wczoraj rozmawiał o czymś z Zygmuntem, podczas załamań nerwowych przesiadywał w pralni i słuchał smutnego nightcore, czymkolwiek było.

      – Ch-chyba postoję – wyrwało mi się złamanym głosem. On podniósł się ukazując mi swoją brodatą twarz, wory pod oczami i czarną koszulkę z Pinkie Pie. Spoglądał na mnie nieodgadnionym spojrzeniem, jakby połączeniem wzgardy i ciekawości. Trochę jak kot.

      – Nikogo nie ma w domu, Słowacki zrobił ci śniadanie, ale jak nie chcesz to zostaw mnie, a łazienka jest na końcu korytarza – powiedział po czym wrócił do poprzedniej pozycji a ja uznałam, że to dobra pora by wycofać się z jego pokoju.

      Po skorzystaniu z łazienki cicho zeszłam po schodach i dopiero na dole do mnie dotarło, że nie musiałam się tak skradać. Cóż, przyzwyczajenie. Na blacie w kuchni leżał talerz z kilkoma kanapkami z najróżniejszymi dodatkami, głównie warzywnymi. Obok leżała karteczka z życzeniami "Miłego dnia" oraz numerami telefonów do Zygmunta i Juliusza i napisem bym dzwoniła jeśli cokolwiek było nie tak. To bardzo miłe i nawet uśmiechnęłam się pod nosem. Chyba, że chcą tym tylko uśpić moją czujność a gdy będę się tego najmniej spodziewać sprzedadzą mnie jako niewolnicę albo na organy.

      Niezbyt miałam ochotę cokolwiek teraz jeść więc uznałam, że po prostu zostawię to Norwidowi, jak prosił. I tak nigdy nie jadałam śniadań, więc nawet usiłowania Julka nie były w stanie tego zmienić. Nalałam sobie do szklanki wody z kranu, którą wypiłam jednym haustem. Odłożyłam ją później do zlewu i wtedy kątem oka zauważyłam jakaś postać, gwałtownie odwróciłam się w jej stronę i ze zdziwieniem odkryłam, że to Cyprian. Przysięgam, że przez tego dziwaka dostanę kiedyś zawału serca. Nie mam pojęcia jak i kiedy się tutaj pojawił ani dlaczego go nie słyszałam, ale on spokojnie, zupełnie na mnie nie zważając, zbliżył się do kanapek, które zabrał ze sobą i ruszył w kierunku schodów.

     – Miałaś może ostatnio kontakt z jakimś wampirem? Dziwnie pachniesz – zapytał nagle, odwracając się w moim kierunku. Zbita z tropu tylko nerwowo pokręciłam głową, a on mruknął coś dziwnego pod nosem i poszedł na górę.

***** ***

     Nie do końca wiedziałam co mam ze sobą zrobić, więc postanowiłam wybrać sobie coś do czytania. Akurat miałam szczęście ponieważ w salonie stała pokaźna i wypełniona książkami półka. Stało tam wiele klasycznych jak i nowych pozycji, jednak mnie najbardziej zainteresował "Hamlet" Shakespeare'a. Gdy tylko wyjęłam go z równego rządku różnych tomów, wyleciało stamtąd kilka kartek. Podniosłam je i już chciałam je wsadzić do środka dramatu, pewna, że z niego wypadły, zauważyłam, że były zapisane odręcznie i raczej nie przez słynnego anglika.

     Charakter pisma nie pasował ani do Słowackiego, ani Krasińskiego, do tego był strasznie brzydki, jakby ten kto to pisał pobierał raczej lekcje u kury niż w szkole. Do tego co linijkę margines przesuwał się o kilka milimetrów w prawą stronę, więc cały tekst był dziwnie ścięty z jednej strony. Uznałam, że to nic ciekawego, ale postanowiłam to przeczytać, w końcu kto mi teraz zabroni.

     – Gdy cię nie widzę, nie wzdycham, nie płaczę, Nie tracę zmysłów, kiedy cię zobaczę;Jednakże gdy cię długo nie oglądam, Czegoś mi braknie, kogoś widzieć żądam; I tęskniąc sobie zadaję pytanie: Czy to jest przyjaźń? Czy to jest kochanie?– odczytałam cicho początek. Okazało się, że to wiersz i to nawet nie najgorszy, o ile ja mam jakiekolwiek kompetencje aby oceniać poezję. Ciekawe kto to napisał...

      Moją uwagę zwróciła też inna kartka, której początkowo nie zauważyłam. Była z zupełnie innego papieru i słowa na niej też musiała zapisać inna osoba. Byłam przekonana, że będzie to kolejny liryk lecz mojego zdziwienia i przerażenia gdy tylko poznałam treść wiadomości nie da się chyba opisać w żadnym ludzkim języku.

     " Wiem co zrobiłeś z dziewczyną i jeżeli myślisz, że uda ci się cokolwiek tym załatwić to jesteś zwyczajnie głupi. Znaczy i tak jesteś, ale teraz to już tak piramidalnie. Musisz bowiem wiedzieć, że nie spocznę póki grzechy matek nie zostaną zmazane przez krew córek. Lubisz takie poetyckie porównania czyż nie, Adamie? Nie znasz dnia ani godziny. Znam je tylko ja." – głosiła notatka podpisana zagadkowym inicjałem H.S. Harry Styles? Han Solo? Holmes Sherlock? Nie byłam w stanie zebrać myśli. Kurwa, kurwa, kurwa. Czy mogło chodzić o mnie? Jeśli tak za co miałabym przelewać krew? Jakie niby grzechy matek?

      Sama już nie wiedziałam czy szybciej pędzą moje myśli czy serce. Prędko odłożyłam obie kartki z powrotem do książki i z drżącymi nogami udałam się do swojego pokoju. Musiałam się uspokoić i może w końcu się wypłakać. Chyba weszłam na schody w idealnym momencie bo właśnie usłyszałam otwieranie się drzwi frontowych. Oby to nie był nikt, kto miałby zamiar mnie zabić.


❝uprowadzona przez wieszczów❞Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz