Wstałem jak codzień rano. Była końcówką kwietnia. Wczoraj była uroczystość sprzedania naszego rancza dla Leviticusowi Cornwallowi wraz z bydłem. Zrobiliśmy jakieś 80 tysięcy, które wysłałem wozem do banku w Blackwater.
Wyszedłem z domu, w ręku trzymając kubek kawy i papierosa. Kurde. Mam już 35 lat...
Patrzyłem na góry i piękną zieleń, jak zwykle...
Od 79 dużo się pozmieniało.
Wszystko zaczęło być drogie. Nawet strasznie drogie i mówiąc szczerze w tych czasach opłaca się bardziej być banitą, niż zwykłym, uczciwym obywatelem.Ostatnio śniły mi się dziwne rzeczy, gdzieś w marcu. W moim koszmarne był ten tajemniczy mężczyzna i pociąg. Nie wiem o co chodziło...
Więc wczoraj po sprzedaniu mojego rancza, oddesłałem Setha, Donalda i Thomasa, by odeszli. Tylko Donald został, by dziś odprowadzić nas na stację...
Podobni Seth podjechał gdzieś do Nowego Austin, ponieważ usłyszał w mieście o jakimś skarbie, czy coś. Niech bóg go ma w swojej opiece...
Thomas zaś ruszył na wschód. Powiedział, że jedzie do jakiegoś nowego miasta, Saint Denis.
Teraz patrzyłem na ranczo Cornwalla, wiedząc, że to ostatnie chwile tutaj...
Po jakichś dwóch minutach, wypiłem kawę i wróciłem do domu. Moja żona wstała i zrobiła śniadanie, a synowie ganiali po całym domu.
Gdy zjedliśmy już jedzenie zaczęliśmy się pakować. Skończyliśmy po jakichś 30 minutach.
Wyszliśmy z domu ubrani w eleganckie stroje. Wprowadziłem moja rodzinę do karocy i zamknąłem drzwi.
Obejrzałem się wokół mego byłego rancza... kucnąłem, wziąłem trochę ziemi do dłoni i przesypałem piach przez palce.
- Będę tęsknić - powiedziałem i wskoczyłem na miejsce pomocnika woźnicy.
Po chwili dołączył Donald i ruszyliśmy w drogę. Po drodze patrzyliśmy na piękne krajobrazy Kalifornii i dość pustynny realizm San Perito zatrzymując się u Jane.
Dojechaliśmy do New Austin jeszcze tego samego dnia co wyruszyliśmy od Jane. Kupiliśmy na stacji bilety i czekaliśmy na pociąg.
Po 10 minutach pociąg przyjechał. Donald wpakował nasze bagarze do środka i pomógł mojej rodzinie wejść do maszyny.
Pod koniec, gdy już wszystko zrobiliśmy pożegnałem się z nim przed pociągiem.
- Zrobił Pan dla mnie bardzo wiele, panie Thompson - rzekł gdy podawaliśmy sobie dłonie. - Bedevo panu pamiętał...
- Ja o tobie też - odpowiedziałem. - Gdzie będziesz jechał?
- Do Texasu. Spróbuję poszukać pracy na ranczu gdzieś tam... - Oznajmił.
- Trzymaj się, Donald! - Powiedziałem, gdy tylko usłyszałem gwizd konduktora. Od razu wsiadłem do pociągu.
Gdy usiadłem obok mojej żony, przy oknie, pociąg ruszył. Stacja zaczęła chować się gdzieś w oddali wraz z Donaldem.
Westchnąłem. Spróbowałem się odprężyć i zamknąłem oczy.
- Marcus - usłyszałem głos żony, więc otworzyłem oczy.
- Tak, Elizabeth? - zapytałem.
- Jak myślisz, jak będzie w tym Blackwater?
- Nie mam pojęcia... - odpowiedziałem. - Gdy w 71 jechałem przez te strony, to nie było tam żadnego miasta, a tu była tylko pustynia...
Nagle za oknem zobaczyłem bantytę na koniu w masce. Wystraszony wstałem prędko i patrząc, że nie mam kasy z bronią krzyknąłem.
- O Kurwa!
Do wagonu wskoczyło parę ludzi. Wyciągnęli bronie palne. Jeden z nich strzelił w sufit i od razu rozpoczęła się panika...
- Dawać wszystkie kosztowności, biżuterię i pieniądzę! - krzyknął młody mężczyzna i otworzył wór. - Wszystko!
Po kolei zbierali od każdego biżuterię.
Gdy podeszli do mnie, zebrałem się na odwagę i rzuciłem się na mężczyznę z bronią.
- Chcesz zginąć? - odezwał się do mnie mężczyzna. - Gdy wyrwałem mu broń z ręki, ktoś mnie postrzelił.
Padłem na podłogę. Usłyszałem parę strzałów...
Zobaczyłem co się stało...
Moja żona dostała strzal w głowę, jej krew pobrudziła szybę, a ciało poleciało na podłogę.
Moja córka, trzyletnia Sandra upadła przez strzał na podłogę, rozstrzaskując sobie czaszkę.
Mój syn, Carl, który od razu wstał, gdy dostałem, został postrzelony w serce...
Wszystko stało się tak szybko. W dosłownie pięć sekund...
Leżałem bez czynnie na podłodze, ranny i nie mogłem nic zrobić.
Mój synek Joe, gdzieś uciekł, nie wiem, albo schował się pod truchłem brata.
Bandyci ominęli mnie i szli dalej. Po chwili jakiś bandytą wziął swój rewolwer i zabrał zegarek z kieszeni.
A ja leżałem. A pociąg jechał.
Byłem załamany...
W mojej głowie trwała pustka
Po chwili straciłem przytomność...Gdy się obudziłem, siedziałem przy stole W Saloonie. Przede mną siedział Edgar Ross i Milton. Wpatrzeni we mnie palili papierosy.
- Dzień dobry, Panie Thompson - rzekł Milton, gdy tylko zobaczył jak się budzę.
- Co z moją rodziną? - zapytałem go, powoli się wybudzając.
- Wszyscy nie żyją, oprócz twojego syna, Joe'go, który... uciekł - odpowiedział Milton.
- Cholera jasna! - przypomniałem sobie całe te zdarzenie i tego tajemniczego mężczyzna. Stało się dokładnie tak jak powiedział.
- To gang LaSaca - rzekł Ross. - Szykowali się na ten napad od wielu tygodni. Przyszykowaliśmy się na nich... Ford zginął podczas akcji...
- Mamy dla Pana propozycję - rzekł Milton. - Powiedzmy sobie szczerze, w obecnym momencie jest pan nikim, nie ma pan nikogo i nic...
- Proponuję mi pan, bym dla was pracował? - spytałem z niedowierzeniem.
- Między innymi - odpowiedział. - Przyokazji się Pan zemści...
- Wiesz co Milton - powiedziałem do niego. - Masz rację, nie mam nic... oprócz mojego syna Joe'go, ale to nie oznacza, że będę dla Was pracował. Prędzej mnie powiesicie, niż przyjmiecie do pracy.
Wstałem z krzesła i ruszyłem do wyjścia. Gdy wychodziłem, Milton dodał.
- Kiedyś pożałuje Pan tej decyzji...
Wyszedłem z Saloonu i udałem się w kierunku Blackwater, by wziąć moje pieniądze.
Kupiłem sobie konia, ubrania i rewolwery...
Od tamtej pory przyrzekłem, że moim dotychczasowym celem będzie zabicie wszystkich członków gangu LaSaca...
Za to co zrobili mojej rodzinie....
***
CZYTASZ
𝐋𝐞𝐠𝐞𝐧𝐝𝐚 𝐄𝐥 𝐏𝐚𝐬𝐨 / Red Dead Redemption
Fanfiction𝐑𝐎𝐊 𝟏𝟖𝟕𝟗 Marcus Thompson to były banita znany z najokryutniejszych napadów w okolicach El Paso. Teraz to spokojny mężczyzna, z trójką dzieci i żoną. Mieszka sobie z swoją rodziną w stanie Kalifornia i uznany za legendę, prowadzi normalne życi...