rozdział 1 ~ po co ci to było?

22 5 0
                                    

Był to z pozoru spokojny wieczór, w jakże cichym o tej porze Mondstant. Jedynym dźwiękiem przerywającym błogą ciszę był odgłos deszczu, który tego dnia padał wyjątkowo mocno. W jednej z oddalonych od dziedzińca miasta uliczek, przebywała dwójka ludzi. Ojciec i syn, niesamowicie podobni do siebie, stali wpatrując się w siebie na wzajem. Tego dnia starszy z nich, Crepus Ragnvindr zawładnął fałszywą wizją, nad którą stracił kontrolę, a ta sprawiała mu niewyobrażalny ból.
- Po co ci to było?! - wykrzyczał syn Crepus'a, Diluc.
Jak się spodziewał, odpowiedziała mu wszechobecna cisza zmieszana z miarowym dźwiękiem deszczu. Diluc zbliżył się kilka kroków do ojca. Mimo deszczu ograniczającego widoczność, wyraźnie dostrzegał ból w oczach Crepus'a. Pochylił delikatnie głowę do dołu, wbijając spojrzenie w ziemię.
- Jedyne co tym sposobem zyskałeś to świadomość tego, że twój żywot zakończy się męczarnią -syknął wściekły wyciągając swój miecz. Uniósł głowę i wbił przenikliwe spojrzenie swoich czerwonych oczu w ojca. - Pozwól więc, że zakończę twoje cierpienie.
Diluc zbliżył się jeszcze bardziej do Crepus'a, nie zwracając uwaga na swojego brata który dopiero przybiegł. Stanął przed swoim ojcem i rzucił w jego stronę wyzywające spojrzenie. Diluc nawet nie wachał się czy to co zaraz zrobi jest dobrą decyzją, podniósł rękę w której trzymał swój miecz i przystawił go do klatki piersiowej oica.
- Diluc nie! - Krzyknął Kaeya.
Było już za późno, już nic nie dało się zrobić. Ciało Crepus'a opadło bezwładnie na ziemię a krew wypłynęła z rany zadanej przez jego własnego syna. Dopiero teraz, gdy było już po wszystkim Diluc zrozumiał czego właśnie dokonał, puścił zakrwawiony miecz, wbił przerażone spojrzenie w swoje dłonie a po jego policzkach spłynęły łzy. Pochylił się lekko do przodu i upadł na kolana, Kaeya podszedł do niego wolnym, niepewnym krokiem, położył dłoń na barku brata chcąc go pocieszyć.
- Zostaw mnie! - Diluc zdecydowanym ruchem zrzucił dłoń Kaeyi, a ten zdziwiony odrobinę się cofnął.
Zapłakany rudzielec podniósł się z ziemi i szybkim krokiem odszedł do swojego domu, pozostawiając Kaeye samego z ciałem ich ojca. Kaeya spojrzał na ciało ze smutkiem, ale nie mógł sobie pozwolić na słabość w momencie gdy jego brat cierpiał. Oddalił się od miejsca zbrodni kierując się tam gdzie Diluc. Ulewny deszcz zmył z Kaeyi całą aurę tajemniczości, więc gdy stanął pod drzwiami domu w którym mieszkał razem z bratem zawahał się na moment. Po chwili jednak podniósł rękę i zapukał delikatnie do drzwi. Diluc nie otworzył, więc Kaeya zapukał ponownie.
- Diluc, otwórz proszę - powiedział i opuścił rękę nie widząc sensu w dalszym pukaniu.
Drzwi uchyliły się lekko a zza nich wyjżał rudzielec.
- Co chcesz Kaeya? - zapytał łamiącym się głosem.
- Porozmawiać, proszę wpuść mnie. - odpowiedział błagalnie Kaeya.
Diluc otworzył drzwi szerzej dając tym samym znak Kaeyi by wszedł do środka.
- Więc, o czym chciałeś porozmawiać? - Rudzielec przerwał ciszę która dla obydwu zaczynała robić się niekomfortowa.
- Cóż... - Kaeya nie wiedział jak zacząć.

---
Jest to moja pierwsza próba pisania tego typu opowiadania i mam nadzieję że wam się spodoba.

Małe słówko na koniec, jeżeli ktokolwiek z moich realnych znajomych to czyta, to ja żegnam bo inaczej to usunę :3 

I still love you ~ Kaeya and Diluc Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz