Idąc po schodach wciąż rozmyślałem nad chłopakiem, którego ujrzałem. Ze względu na to że wydawał się... Dziwny? Nie potrafiłem opisać tego uczucia. Ruszyłem po prostu po schodach do mieszkania. Zdziwiony na drzwiach zastałem kartkę z napisem "23.11.2011, plac wolności, Striegau. N.N", wiedziałem o jakie miejsce w moim mieście chodzi ale, kim był N.N?
Ile jeszcze poznam nowych rzeczy i zagadek, co? Te pytania i nieznane odpowiedzi plątały mi się uciążliwie w głowie. Natomiast nadal łamał mnie widok śladów krwi ciągnących się jak linia po podłodze. Zauważyłem też kurtkę Nathana wiszącą z przedpokoju, z jej kieszeni wyciągnąłem zapalniczkę, motylka (rodzaj noża) i zdjęcie. Kogo zdjęcie? Kim był ten chłopak stojący obok Nathana? Byli tacy.. szczęśliwi. Zatytułowane było zdjęcie "zakończenie wakacji 2008 rok z Mateuszem" Oh.. ale kim był "Mateusz".
Dlaczego ja winiłem cały czas za wszystko siebie? Skoro to moja wina... to.. co teraz?.. Lubie ból, zawsze lubiłem, krew, żyły, noże. Odłożyłem zdjęcie i poszedłem w stronę łazienki, nie miałem kontroli nad własnym ciałem, wyciągnąłem żyletkę ściskając ją w ręku bez emocji. Krew tylko zaczęła napływać mi z dłoni ciągnąc się do łokcia i kapiąc na ziemie ciurkiem. Wpatrzony w zakrwawioną rękę, wziąłem żyletkę i sunąłem w stronę nadgarstka. Przyciskając żyletką do żył i przeciągając powoli, zaczęła się ulatniać krew. Dużo krwi. Po chwili poczułem, że mdleję. Upuściłem ostrze i wpadając na umywalkę. Złapałem się za krwawiący nadgarstek i próbowałem wstać, stąpając na kolanie i tak dalej. Jedyne co z wtedy pamiętam to przeciętą żyłę i masę krwi wszędzie. Zemdlałem. Nie wiem ile leżałem ale chyba nie długo bo jakimś cudem przeżyłem.
Obudziłem się i otworzyłem oczy. Oślepiło mnie białe światło na suficie. Próbowałem się rozejrzeć i jedyne co zobaczyłem to był szpital. Taki biały i czysty. Pamiętam, upadłem na podłogę i.. nic więcej, tak sądzę. Ale ktoś tam musiał być skoro uratował mnie że tutaj leżę. Na szafce obok łóżka leżał list. Zatytułowany: "witaj ponownie Adi". Zaciekawiony oczywiście otworzyłem. Treść brzmiała:
"Cześć, już się widzieliśmy, nie prawdasz? Wiedziałem co chciałeś zrobić i wkroczyłem we właściwym momencie aby ci pomóc skarbie. Jesteś taki śliczny.
Kocham cie, N.N <3"
Po prostu, sparaliżowało mnie. Co tu się do cholery działo?
Nie chciałem już wracać do domu. Wiedziałem że nadal będę widział plamy krwi na łazienkowych kafelkach.
W szpitalu musiałem przeleżeć trochę dłużej i to ze względu na to, że nie miałem żadnej rodziny i upierałem się, że dam radę pójść do domu sam.
Udało mi się wyprzeć i poszedłem w stronę powrotną. Po drodze zaczął padać deszcz, przygnębiająca pogoda, jeszcze z depresyjnymi myślami które, przeszywały moją głowę od śmierci mojej siostry i zaginięcia rodziców. Tylko.. czy to oznacza że straciłem sens życia? Skoro moim sensem życia była mała Emily i miłość to jeśli już je straciłem to będę teraz myślał o śmierci? Jak mam poczuć się lepiej? Los mną tylko gardzi i nie wiem nawet dlaczego... Przecież przed śmiercią Emily byłem inny.. uczynny, miły, dobry.. byłem najlepsza wersją siebie... Każdy uważał mnie za najlepszego, a może to był grzech? Żądzą władzy i chciwość posiadania wszystkiego.. Ale byłem tylko dzieckiem, nie myślałem o przyszłości. Teraz jak tak na to patrzę to chcę cofnąć czas i być innym człowiekiem, ale czas ucieka i cofnąć sie nie da więc póki żyje to mam chwile być coś zmienić lub naprawić. Wiem dokąd idę czy nagminnie gubię pionki na planszy - myślę za dużo - wymamrotałem wchodząc do klatki wejściowej na osiedlu. W kieszeni znalazłem ostatniego papierosa i odpaliłem go zapalniczką znalezioną gdzieś na chodniku. Przeszła przeze mnie nagle obojętność. Nie czułem bólu. Nie czułem go przez wcześniejszy ból i rany. Czy to ma sens? - brzmi jak trauma - powiedziałem do siebie i zaśmiałem się stojąc w przemokniętej bluzie, wciąż wypuszczając dym przez usta. Nie myślałem nawet o bliskich których miałem i tych których straciłem.Byłem zimy i pusty w środku. Gdybym spytał moich starych znajomych co teraz o mnie sądzą to prawdopodobnie usłyszałbym "już cie w ogóle nie poznaje" - z ich strony ale cóż. przynajmniej byłoby to szczere, nie mam nawet na sumieniu Nathana czy kogokolwiek kogo w życiu skrzywdziłem. Już kiedyś powiedziałem że za własne grzechy sam przeproszę Boga. W końcu przecież nie mogłem mieć problemów od kiedy rodzice zaginęli i nie kłócą się każdego dnia.
Jak skończyłem ze swoimi paranoicznymi myślami - poszedłem do domu. O dziwo znalazłem znów list przed drzwiami. Od tego samego człowieka, zaśmiałem się tylko - myślałeś, że te żarty na mnie działają cichy wielbicielu? - i zabrałem list do mieszkania. Usiadłem na kanapie w salonie i przyglądałem się jesienno-zimowym widokom zza okna. Otworzyłem kopertę z listem i zacząłem czytać.
,,Mam nadzieję, że mnie pamiętasz. Kojarzysz na pewno chłopaka w blond włosach z opadajcą grzywką na oczy, w czarnej bluzie z kapturem który zawsze coś pisze na kartkach w twoich snach. Powiem ci, że miło było, każdy wiersz pisałem do ciebie. Adrian zrozum to, że serio cie kocham.. Zrozum że.." i reszta listu była oderwana, bardziej wypalona. Także do tego listu dodany był łańcuszek z wiszącym diamentem, od razu założyłem go.
Dalej się zastanawiam dlaczego wszystko spadło... przecież odkąd pamiętam wszystko było dobrze a nagle wszystko po kolei zaczęło się dziać.. straciłem bliskich, załamanie nerwowe i psychiczne, obcy ludzie wkraczający w moje życie. Dam radę, kiedyś jeszcze będzie lepiej - przysięgnąłem sobie wiedząc że szybko się poddam. Cóż trudno, idę dalej przez życie, nie zapomnę kim się stałem.
Było już po 20 więc położyłem się spać, przez to, że czułem się zmęczony i ociężały, chociaż nie powiem te wszystkie myśli z dna serca nie opuszczały mojej głowy i ciężko było mi zasnąć. Włączyłem więc telefon i zobaczyłem 20+ nieodebranych połączeń od nieznanego numeru, przy tym parę smsów z prośbą o pomoc. Spodziewałem się, że N.N dzwonił i pisał do mnie, ale co jeśli to nie był on? Była późna godzina i postanowiłem zadzwonić pod podany numer. Na moją niekorzyść odebrał znajomy głos, głos kobiety. Nie zastanawiając się nawet spytałam kto to i o co chodzi, niestety była to Wiktoria której od tamtego momentu miałem już nie usłyszeć ani razu.
-,,Adrian błagam cie posłuchaj mnie, ten człowiek... ten... ten blondyn... uważaj.. pamiętaj kocham cię i zawsze kochałam Adi.. cóż to był mój ostatni telefon do ciebie przed tym jak ten człowiek mnie zabije.. wiem że ona żyje... znajdź Em-"- I tak urwała się rozmowa po strzale pistoletu. Mam znaleźć Emily? Jeśli ona żyje to mój każdy oddech będzie tutaj ważny. Przypomniałem sobie o dzisiejszej 5 rocznicy jej śmierci.
Od razu zabrałem się za szukanie każdego artykułu z nie do końca bezpiecznych źródeł aby odnaleźć jakieś informacje na temat mojej siostry. Na pierwszy rzut ujrzałem tylko jej starych przyjaciół, którzy szukali powodu dlaczego odeszła. Oni to mieli szczęście, aby przeżyć ten wypadek.. Dlaczego to musiała być ona a nie ja? Chciałbym cofnąć czas i ocalić ją jak był czas. Zmienić przeszłość. Byłem zmęczony i położyłem się, powoli zaczęły zamykać mi się oczy i mój telefon zleciał na ziemie a ja zasnąłem.
Obudziłem się następnego dnia, jednak czułem się inaczej.
CZYTASZ
-Im sorry for that I'll let you down-
Short StoryAdrian. Zwykły chłopak który napotyka na swojej drodze śmierci najbliższych, stratę honoru i poczucie samotności pomimo przyjaciół obok. Dlaczego mu sie tak źle powodzi skoro jest tylko niewinnym nastolatkiem? Plątająca się za nim przeszłość niszczy...