°Co z tobą nie tak?°

14 0 0
                                    

  Po powrocie do domu zastałem Nathana grającego na mojej gitarze, śpiewającego prawdopodobnie wymyśloną piosenkę.
- sam to wymyśliłeś? - spytałem zaciekawiony i wypełniony wcześniejszym szczęściem.
- ja właściwie.. próbuję coś wymyślać ale, nie za bardzo lubię się tym dzielić z innymi - odpowiedział mi Nathan uśmiechając się tylko.
- rozumiem, tylko.. dlaczego zabrałeś moją gitarę? - spytałem go ze zdziwieniem.
- przepraszam że, nie spytałem - odpowiedział i odłożył gitarę obok siebie.
- nie no spoko, możesz nawet sobie ją wziąć bo, i tak już nic nie tworzę więc, raczej nie jest ona mi potrzebna. Tylko zbiera kurz - powiedziałem, uśmiechnąłem się i w drodze do swojego pokoju usłyszałem "dziękuję" od Nathana.
  Usiadłem na łóżku i otworzyłem laptopa aby poszukać więcej wiadomości na temat moich zaginionych rodziców i śmierci mojej siostry. Niestety nie wyszukałem nic ciekawego oprócz tego że, śmierć mojej siostry była ustawiona, a dokładnie przez grasujące w Hiszpanii mafie. Cóż nie spodziewałem się wiele po Hiszpańskim państwie, prawda, roi się tam od takich zamieszek. Przypomniałem sobie wtedy o tym że, na pierwszym spotkaniu z Nathanem on mówił że wie co się stało z Emily i rodzicami, a więc wstałem i poszedłem go spytać.
- to więc co się stało z rodzicami? jaki był powód wypadku mojej siostry? dlaczego tak się stało do cholery?! - wparowałem do pokoju i w nerwach spytałem o to Nathana.
- wiesz... eh.. ja byłem zamieszany w śmierć siostry ale.. wszystko poszło inaczej i nie po mojej myśli.. nie miałem wyboru a teraz muszę się ukrywać.. - odpowiedział Nathan o mało co nie płacząc.
- nie.. to nie prawda... nie jesteś chyba mordercą bracie?... - odpowiedziałem i bez panowania nad sobą wziąłem szklankę przy czym prawie rozbiłem ją o jego głowę gdy rzuciłem z emocji które mnie wtedy przechodziły. Zacząłem zabierać się za nóż ale wtedy usłyszałem pukanie do drzwi i poszedłem otworzyć. Była to dziewczyna. Wyglądała na coś około 15-16 lat. Była ubrana cała na czarno, miała też czapkę z daszkiem i kaptur. Nie wiedziałem kim była więc od razu na starcie z zakrwawioną ręką spytałem -kim jesteś?- niestety z odpowiedzi nie wynikło nic gdyż usłyszałem tylko -przecież mnie znasz Adiś, ale się zmieniłeś- i zaczęła się śmiać. Nathan wstał z kanapy i gdy zobaczył ową dziewczynę, osłupiał i stał się blady - co ty tu robisz.. jak?.. - rzucił tymi słowami w jej stronę Nathan i dalej stał jak posąg. Wtrącając się pomiędzy ich dialog spytałem - CO TU SIĘ DO CHOLERY DZIEJE? KIM ONA JEST?!- i wskazałem na dziewczynę w progu. Nie za bardzo chciałem się denerwować znowu. Zacząłem się uspokajać i czekałem na odpowiedź.
- dobra koniec żartów, to ja Emily - powiedziała dziewczyna i się uśmiechnęła po czym zaczeły napływać jej łzy do oczu. Ja zakrztusiłem się i patrzyłem na nią jak słup.
- jak..? - spytałem cicho nadal wpatrując się nieempatycznie na nią.
- Emily.. ty żyjesz? - zapytał Nathan, po czym zdałem mu liścia w policzek - ała, a to za co? - spytał poddenerwowany.
- to była twoja gra która, zostawiła rany - powiedziałem w jego stronę a on tylko się patrzył na mnie i Emily na zmianę. Nie wiedziałem czy ufać dziewczynie po tych słowach ale cóż, wyglądała jak moja siostra i wiadomo że, starsza. Nagle zauważyłem w jej ręku naszyjnik i to nie byle jaki. Dałem jej go jak miałem 12 lat a ona 10. Miałem taki sam. Po tym wiedziałem że to ona.
- E-Emily?... - powiedziałem już dusząc się łzami po czym padłem na ziemię zakrywając dłonią zapłakane oczy. Emily podbiegła i przytuliła mnie a Nathan zaskoczony nadal stał i wpatrywał się w nas.
- przepraszam że, jestem taką beksą Emily.. - powiedziałem i próbowałem przestać płakać.
- Adiś.. Patrzę na ciebie i widzę siebie.. Znam cię lepiej niż ktokolwiek inny.. mam ten sam problem w swoich oczach więc twoje łzy są moimi, nazwali cię beksą tak? - powiedziała Emily i też zaczęła płakać.
- w końcu jesteśmy razem - powiedział Nathan uśmiechając się.
- to może wszyscy usiądziemy i porozmawiamy? - spytałem wszystkich.
- jak na razie to już siedzisz na podłodze - powiedział Nathan śmiejąc się.
- haha, ale zabawne - powiedziałem wstając. Od razu usiedliśmy w salonie i zabraliśmy się za rozmowę.
-Co tu się stało właściwie? - spytałem Emily i Nathana.  Oni sami właściwie nie chcieli nic mówić, wszyscy nie wiedzieliśmy co się działo.
- myślałem, że spytasz o to, dlaczego milczeliśmy tyle lat ale widzę, że nie do końca moja obecność cię cieszy - powiedziała Emily patrząc wprost na ziemię i wzdychając ciężko.
- po prostu się przyzwyczaiłem do bycia sam - odpowiedziałem jej i racja, nie chciałem aby oni tu byli - wynoście się stąd, TERAZ - wstałem i z obojętnym wyrazem twarzy to powiedziałem. Emily próbowała coś dodać od siebie, lecz ja jej przerwałem i podążyłem w stronę drzwi wyjściowych. Otworzyłem drzwi i tylko czekałem aż wyjdą.
- jak coś to zadzwoń.. - dodał Nathan który posmutniał w ułamku sekundy. Gdy już było po nich, zamknąłem drzwi i poszedłem do pokoju aby się spakować. Chciałem stąd jak najszybciej uciec. Wziąłem najpotrzebniejsze rzeczy i ruszyłem zostawiając kartkę na drzwiach nawet ich nie zamykając.
  W drodze właściwie do nikąd, dusiłem się co chwile, przypomniałem sobie, że nie wziąłem leków. Nie martwiłem się o siebie tylko bardziej o Olkę, która walczyła o życie w szpitalu. Właściwie nie chciałem już nic. Wyciągnąłem więc tabletki nasenne i nie wiem ile ich było, dosyć dużo i wziąłem wszystkie. Nie chciałem się już budzić i znów żyć.
  Nagle niefortunnie obudziłem się w swoim domu. Obok mnie stał Nathan z patelnią.
- halooooo?? Adrian wstałeś już? - powiedział do mnie i patrzył się jak na debila.
- co się stało? - spytałem  nie do końca wiedzący co robiłem znów w domu.
- aha? teraz już nie pamiętasz? wstałeś rano wyszedłeś z pokoju zakrztusiłeś się i robiłeś se żarty po czym zasnąłeś w przedpokoju a ja robiłem ci śniadanie - odpowiedział mi Nathan widocznie obrażony na mnie jak małe dziecko. Tylko chwila, to był sen? Czyli jednak mojej siostry nie ma? Moich znajomych też? Nie spodziewałem się tego. To był za bardzo prawdziwy sen. No cóż, czas wracać do rzeczywistości.
- A daj mi spokój stary dziadu - powiedziałem do Nathana i poszedłem spać na dywan.  Natomiast on zaczął ciągnąć mnie za nogi i próbował obudzić na każdy sposób. A więc wstałem.
-Dobra zostaw mnie już, wstaje przecież- powiedziałem do niego i byłem jedynie zły. No cóż. Nadal jednak myślałem o tym nierealnym śnie. To była naprawdę Emily? Kim ja jestem.
Wstałem, i poszedłem się ogarnąć po czym razem z Nathanem zjedliśmy śniadanie. Następnie stwierdziłem, że pojadę do Oli do szpitala ze względu na to, że jest poniedziałek a znów olałem szkołę. Po ogarnięciu się poszedłem do samochodu i ruszyłem w stronę auta. W drodze myślałem o tym co się dzieje teraz z rodzicami. Gdy dojechałem, widziałem lekarza wychodzącego z pokoju szpitalnego w którym przebywała Ola, nie miał niestety za szczęśliwej twarzy. Bałem się najgorszego, jednak gdy wszedłem wszystko było w porządku. Nic się nie zmieniło.  Jednakże nie zauważyłem. Temperatura ciała na monitoringu pracy serca była obniżona do 30"C. Jak wiadomo zagrażało to życiu. Pobiegłem przerażony po lekarzy. Natomiast oni wyprosili mnie z sali i próbowali ratować nie oddychającą Olę. Nie mogłem uwierzyć w to co się działo. Przecież był to normalny dzień. Tak myślałem.
  Po godzinach spędzonych na oddziale przespałem połowę bo ostatnio byłem strasznie zestresowany tym co się działo. Dźwięk płaczu obudził mnie. Kto to był? Ujrzałem matkę Oli siedzącą na kolanach na szpitalnej podłodze. Jedyny ojciec Olki uspokajał jej matkę od płaczu. Nie wiedziałem co się działo, niestety myśli, które były najgorsze, wypełniały moją głowę coraz częściej, że Ola się już nie obudzi. Cóż, jednak te sny i myśli musiały coś oznaczać prawda?
  Po chwili wsłuchując się w żal jej rodziców przed drzwiami do sali, w której leżała Ola tylko lekarz wychodzący stamtąd powiedział, że ona nie żyje. To przecież było niemożliwe. Siedziałem jeszcze chwilę, natomiast rodzice Oli już wyszli. Próbowałem poukładać myśli. Niestety bez skutku. Postanowiłem już że wrócę do domu bo nie miało sensu siedzenie tutaj bez celu.
  Po wejściu do mieszkania zastałem ciszę. Nikt nic nie mówił, nie słyszałem nawet telewizora. Co najdziwniejsze, nie zastałem Nathana nigdzie, ani w salonie ani w pokoju. Poszedłem więc do łazienki z myślą że, Nathan gdzieś wyszedł. Otworzyłem drzwi ziewając po czym zamroził mnie widok ciała Nathana pociachanego nożami pod prysznicem. Nie wiedziałem co zrobić. Nie mogłem nawet oddychać. Wszystko się zatrzymało. To się nie działo naprawdę racja? To był sen?
  Chyba zemdlałem, nie pamiętam. Obudziłem się na przed pokoju na podłodze oparty o ścianę. Nie wiedziałem co się działo. Sprawdziłem telefon, był wtorek godzina 5 rano. Było jeszcze ciemno. Ledwo co podniosłem się z podłogi i moim oczom ukazał się ślad krwi idący z łazienki poprzez przed pokój aż do salonu. Nawet nie chciałem wchodzić do łazienki by znów zobaczyć ciało Nathana. Wtedy już wiedziałem, że to nie był sen ani żart, tylko życie. Nic już nie było lepsze. Moja nadzieja umarła.
  Jednakże musiałem jakoś ukryć ciało prawda? Po przemyśleniu, chodzeniu po domu w tym czasie ujrzałem list. Leżał poplamiony krwią na podłodze w kuchni. Nie byłoby nic dziwnego gdyby nie to, że w liście pisało:
"zobaczymy gdy stracisz wszystkich to też będziesz taki silny i zimny.
Na szczęście Nathan może w końcu porozmawiać po tylu latach z rodzicami."
  Czyli ten ktoś po prostu chciał odkryć moją słabość? Zabił też moich rodziców? Po prostu świetnie. Tylko, że ten ktoś wie co, gdzie i kogo miałem. Kim jest ta osoba? Kim ja jestem? Jego marionetką na uczucia? A teraz moje serce płonęło, tym ogniem, który on we mnie rozpalił. Tak bardzo chciałem wtedy umrzeć. Nie zdawałem sobie sprawy co mogłem zrobić. Zapamiętałem jedno - "człowiek staje się niebezpieczny jak straci wszystko" - i tak było. Zaczęło mi odbijać. Czy odbiło mi? Czy mi odbiło kompletnie?
  Powędrowałem do łazienki aby zabrać stamtąd ciało Nathana i wsadziłem do wora na śmieci. Nie było to jakoś bardzo obrzydliwe. Jedynie ciało śmierdziało stęchlizną bo zaczęło się rozkładać, było także zimne i jakby sparaliżowane niczym kości. Twarde i nie do poruszenia. Ciężko było go wynieść do piwnicy ale w końcu mi się udało gdy na klatce wracając natknąłem się na chłopaka w czarnym kapturze, który ewidentnie nie chciał rozmawiać gdyż, wpadając na mnie szybko wstał i wybiegł z bramy. Nie widziałem go dotąd wcześniej. Nawet nie zdążyłem uchwycić twarzy mimo widoku brązowych oczu i szerokiego uśmiechu wydającego się ostatnim przed śmiercią, a na jego twarzy widniały piegi. Tyle zauważyłem.

-Im sorry for that I'll let you down-Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz