V

123 11 8
                                    


Wpatrywałem się w drzwi, mając nadzieję, że Louis sam je otworzy i nie będę musiał dzwonić, ani sam je otwierać. Nie stało się tak przez dziesięć minut, więc musiałem zadzwonić dzwonkiem.

— Louis? — zacząłem, pukając do drzwi. — To ja, Harry. Wiem, że Zayna nie chcesz wpuścić, więc pomyślałem, że może ja przyjadę... Chcę porozmawiać z tobą.

Przerwałem, przysłuchując się, czy nic nie słychać z jego mieszkania.

— Wiem, że jesteś na mnie zły. Może nawet obrażony. Masz do tego prawo — powiedziałem i spojrzałem na klucz. — Jestem już pod tymi drzwiami prawie dwadzieścia minut i za chwilę któryś z twoich sąsiadów zadzwoni na policję, bo wezmą mnie za złodzieja.

Westchnąłem i włożyłem klucz do zamka. Odczekałem kolejne minuty, ale nic nie było słychać. Przekręciłem klucz. Naprawdę nie chciałem tego robić, ale nie miałem wyjścia.

Wszedłem do mieszkania i pierwsze co rzuciło mi się w oczy, to bałagan. Zmarszczyłem brwi, bo z opowieści Zayna, Louis miał fioła na punkcie czystości. Swoje pedantyczne popędy przelewał nawet na Malika, kiedy był w jego mieszkaniu.

— Louis? — powiedziałem cicho, jak zamknąłem za sobą drzwi. — Louis jesteś tutaj?

Panowała tak przeraźliwa cisza, która powodowała u mnie ciarki. Zajrzałem do kuchni, ale go tam nie było. Kolejnym przystankiem był salon. I tam go znalazłem. Stolik był zawalony kartkami, na podłodze były pogięte kartki i zwinięte w kulkę. Zmarszczyłem brwi, podnosząc ze stolika jedną.

Przepraszam, że kiedykolwiek i w jakikolwiek sposób wtrąciłem się w twoje życie. Wiedziałem, aby tego nie robić. Nie wiedziałem jedynie, że to będzie miało takie skutki. Słyszałem Zayna każdego dnia, a przez wyrzuty sumienia nie mogłem spać. Wiedziałem, że ma klucz i prędzej czy później ci go da. I doskonale wiedziałem, że wchodził tutaj i mnie sprawdzał. 

Zmarszczyłem brwi na skreślone słowa.

Simon był tutaj ponownie. Chciał mnie namówić ponownie na podpisanie z nim umowy. Zaczął mnie szantażować, że zniszczy mi karierę, że nikt nie będzie chciał z tobą współpracować. Tak bardzo się tego bałem, że prawie się na to zgodziłem. W tym samym dniu ty napisałeś, że kontaktowałeś się z prawnikami. I jeśli chcę, mogę ci w tym pomóc. 

Reszta słów była mocno pokreślona nie mogłem się doczytać. Kolejne słowa były bardziej widoczne.

Nie mówiłem ci o tym nigdy. Kiedy moje życie straciło całkowicie na wartości, zostało pozbawione sensu, próbowałem je po prostu skończyć. Próbowałem, ale na początku tchórzyłem. Później nie wiedziałem, jak się za to zabrać. A kiedy byłem pewny na sto procent, zrobiłem to. Jak widzisz, bardzo nieudolnie. Nadal tutaj jestem, trafiłem w czas do szpitala i przez pewien czas byłem wdzięczny Zaynowi, że przyszedł do mnie. Teraz nie koniecznie. Czuję się martwy. Bardziej martwy niż wtedy. To przerażające, bo nawet nie umiem wysłać ci tej kropki, którą chciałeś. A chciałem dać ci znać, że jest wszystko dobrze. Chciałem nawet zadzwonić, ale nie wiedziałem, czy się nie rozpłaczę. Tak bardzo 

Zmarszczyłem brwi, patrząc na pokreślone słowa. A potem wzrok przeniosłem na śpiącego szatyna.

— Co do cholery? — powiedziałem pod nosem, widząc na stole dwa opakowania tabletek. I to nie byle jakich - znałem je doskonale. Brałem je podczas trasy, kiedy nie mogłem spać. Silnie usypiające tabletki. Pudełka były na szczęście oryginalnie zamknięte. — Mój boże...

— Harry?

legends never die (larry) ✔Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz