...

64 10 15
                                    

Był późny wieczór. Słońce już prawie całkowicie schowało się za linią horyzontu, dając miejsce księżycowi. Noce w Księstwie Pakurskim w porównaniu do dni były znośne. Upał nie doskwierał w tak znacznym stopniu i dało się normalnie funkcjonować.

W małej chatce, tuż na skraju Pustyni Kości paliła się świeca. Zmęczony po swojej zmianie żołnierz siedział na drewnianym krześle, czytając starą książkę. Za każdym razem, gdy przechodził na następną stronę, przeczesywał palcami swoje długie włosy, ciemne niczym błoto po deszczu wiosną.

Zoffir z Eidenu podniósł brew, gdy usłyszał skrzypienie drzwi. Obejrzał się przez ramię i zobaczył swojego młodszego brata – Deliusza, który wyglądem tak bardzo przypominał mu o matce.

Pakur przeklął pod nosem, na wspomnienie o rodzinie. Młodzieniaszek często przywodził mu na myśl o tym, że zostali już tylko we dwoje na tym świecie.

Wyłapał wzrok brata i odłożył książkę.

– Gdzie byłeś? – spytał, krzyżując ręce na klatce.

Deliusz przestąpił nerwowo z nogi na nogę.

– Biznesy. – Uśmiechnął się i zaczął ściągać buty. – Nie bój się, Czarny, w nic się znów nie wpakowałem – zapewnił.

Zoffir mu nie wierzył. Już parę razy musiał pociągać za sznurki, aby młodego wyciągnąć z jakiś tarapatów. Nie wspominając, że oszczędności co chwilę trafiał szlag.

– Wiesz, że ci w tej kwestii nie ufam – powiedział Czarny.

Deliusz podrapał się po łysym podbródku. Pewnie myślał, że maślane oczy udobruchają starszego brata, ale był w błędzie. Piętnastolatek lubił narabiać sobie wrogów i zaciągać długów. Jakby już brak rodziców nie był wystarczającym problemem, to jeszcze Zoffir musiał utrzymywać tego lekkoducha.

– Hej, a co to takiego? – spytał Deliusz, pokazując na przyszykowany ponadprzeciętny posiłek – Spodziewamy się kogoś czy aż tak mnie kochasz, że zrobiłeś mi jedzonko? – Zaśmiał się.

Czarny mimowolnie uśmiechnął się kącikiem ust.

– Kary coś od nas chciał. Zapowiedział, że wpadnie z wizytą. W sumie to powinien zaraz tutaj być.

Oczy Deliusza rozszerzyły się jak pięć dyzosów. Zaczął nerwowo chodzić w kółko po mieszkaniu i obgryzać paznokcie.

– Co znowu?! – spytał zirytowany Czarny.

– Nic, nic, bracie – odparł – Tylko... Jestem mu winien.

Zoffir wywrócił oczami, po czym wstał i wziął kęsa kromki chleba.

– To stary przyjaciel rodziny, na pewno nie będzie miał ci za złe. Wie, że mu oddamy. – Położył dłoń na ramieniu bojaźliwego brata.

Nagle rozległo się pukanie do drzwi. Czarny chwycił za klamkę i wpuścił do środka przybysza. Kary był niewiele starszy od niego i wyglądem w ogóle się nie różnił od innych Pakurów – ciemne włosy, oczy i skóra były tak powszechne, że ludzi praktycznie nie dało się odróżnić.

– Witajcie, mam dla was niespodziankę, moi mili – zawołał Kary.

Czarny podniósł brew, ale szybko ją opuścił, gdy zobaczył pakunek od przyjaciela. Położył go na stole z zamiarem późniejszego otwarcia, lecz jego niecierpliwy brat postanowił położyć na paczce swoje chytre łapy. Zoffir cofnął się o krok, gdy zobaczył, że w środku było zupełnie pusto.

Spojrzał pytająco na Karego, lecz ten spuścił głowę. Po jego policzku spłynęła łza, a jego ręce zaczęły się trząść.

– Kary? – Czarny położył mu dłoń na ramieniu.

Kwiat Pustyni || ONE-SHOTOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz