~Wstęp~
14 maja 2009.
W mojej głowie, teraz opartej o zimną szybę myśli krążyły z prędkością światła.
Ciepłe majowe powietrze wdzierało się przez lekko otwarte okno naszego mercedesa. Moje oczy o nietypowym kolorze wiosennej trawy całkowicie osłaniały powieki, długie, kasztanowe włosy spływały kaskadą w dół. Lewą rękę miałam przyłożoną do lekko wzdętego ubrzucha. Robiłam to bardzo często z nadzieją, że w końcu sobie uwiadomie, że noszę w sobie nowe życie. Nadal to do mnie nie docierało, chociaż mijał już drugi miesiąc. Otworzyłam oczy, tylko po to by pod osłoną rzęs zobaczyć idealne rysy twarzy. Jego twarzy... twarzy najlepszego mężczyzny pod Słońcem.
Tyler. Mój Tyler. Chyba zauważył, że mu się przyglądam, bo jego idealny profil zmienił się pod wpływem delikatnego, rozbrajającego uśmiechu. I choć znałam jego wygląd lepiej od swojego własnego nadal podziwiałam jego czarne włosy układające sie w urocze loczki, sięgające kilka centymetrów za brodę, oczy koloru ciemnej czekolady, delikatnego zarostu... znowu się rozpłynełam...
Właściwie to dopiero rozpoczynaliśmy nasze wspólne życie. Dla niektórych może wydawać się to dziwne, że tak szybko dojrzaliśmy. Spotykaliśmy się przez cztery lata zanim zdecydowaliśmy się zamieszkać razem. Właściwie mieszkamy razem dopiero cztery miesiące. On ma 21 lat, ja 20. Pochodzimy z dwóch zupełnie innych światów, z dwóch różnych środowisk. Ale jednak jakoś się odnaleźliśmy. Na ten moment Tyler studiuje medycynę a w wolnych chwilach pracuje jako opiekun osób starszych. Ja natomiast po ukończeniu szkoły średniej poszłam na studia artystyczne. Zawsze o tym marzyłam, jestem uparta i mam duży potencjał. Jednak przez ciążę będe musiała przełożyć moje plany na trochę później.
Byłam szczęśliwa. Czułam się bezpieczna i potrzebna. Znowu przymykając oczy czułam miarowe bicie mojego serca. Dave Gahan grający w odtwarzaczu jakby wyczuwając atmosferę zwolnił. Wolną ręke położyłam mojemu narzeczonemu na kolanie.
-Kocham cię.-powiedziałam ściszonym głosem. Nie byłam pewna czy usłyszał.
-A ja ciebie skarbie.-jego dźwięczny baryton był jak muzyka dla moich uszu.
***
Z półsnu wyrwał mnie ogłuszający pisk opon. Zobaczyłam, że jedziemy czołowo na spotkanie z ciężarówką. Nie zdążyłam w żaden sposób zareagować. Sekundę póżniej spowiła mnie ciemność.