Właśnie parzyłam herbatę w kuchni a reszta siedziała w salonie.
Usłyszałam ciche kroki za sobą i myśląc ze to Luke odwróciłam się z uśmiechem.
Okazało się jednak ze to nie był blondyn ani nikt inny kogo znam.
Za mną stał mężczyzna który miał wycelowana broń prosto w moje czoło.
I znów usłyszałam ten dźwięk. Dźwięk rozbijających się kubków.
Zacisnęłam mocno oczy w oczekiwaniu na strzał słysząc jedynie jakieś krzyki.
Analizując wszystko na szybko doszłam do wniosku ze musi to być ktoś z byłych ludzi moich rodziców.
Od zawsze byłam gotowa na śmierć, ale nie teraz. Nie kiedy mam Luke'a, Niki i reszte. Nie gdy znalazłam swoje szczęście.
Usłyszałam naciśnięcie na spust.
***
Poderwałam się do siadu, to tylko sen. Głupi sen.
Rozejrzałam się w okół, na dworze było już jasno.- Co robisz?- Zapytałam kiedy zobaczyłam jak blondyn wgapia się we mnie z pozycji leżącej.
- Patrzę na ciebie.- Przewróciłam oczami. - Kocham cie.-
- Też cie kocham.-
I przysięgam że w tamtej chwili nie mogłam przestać się uśmiechać.
END