Rozdział 6 | Awaria mrówek

18 0 0
                                    

_________________________________________
_________________________________________

An untreatable level of stupidity.

__________________________________________________________________________________

Ku zdziwieniu jego współlokatorów, Scottowi udało się usnąć. I to całkiem szybko, wbrew ich oczekiwaniom. Minęły zaledwie dwie godziny od kiedy usadowił się na swoim łóżku po powrocie z kuchni, i już smacznie pochrapywał, przykrywając się kocykiem z kubusiem puchatkiem. Budził się tylko czasami, żeby zarejestrować ciche głosy kolegów. Spało mu się jednak tak przyjemnie, że odwracał się tylko na drugą stronę, żeby ich nie słyszeć.

Dopiero o poranku nawiedziły go dźwięki, których nie potrafił zignorować. Za ścianą, przy której jak na nieszczęście znajdowało się jego łóżko, rozległy się krzyki. Być może Scott byłby w stanie jakoś je przespać, gdyby się nie nasilały, nie niosły za sobą tak dużej ilości sarkazmu i zgryźliwości, a na sam koniec nie zostały zwieńczone stłumionym hukiem.

Chłopak wzdrygnął się, siłą rzeczy nasłuchując.

- Ile razy ci mówiłem, żebyś przestał stawiać te paćkowate gówna tuż przy moim łóżku, Strange?! - mówił dziwnie znajomy głos.

- Ile razy ja ci mówiłem, że one muszą tu stać, bo tutaj jest najlepsza temperatura?! - odpowiadał ktoś inny.

- Tak, bardzo to wygodne, wiesz? Od dzisiaj ja zamontuję sobie przenośny telewizor nad twoją głową, bo stamtąd łapie najlepszy sygnał.

Scott nie rozumiał z tego absolutnie nic. Rozumieć w sumie nic też nie chciał - zależało mu tylko na ponownym zaśnięciu. Sen, w przeciwieństwie do życia na jawie, nie wymagał od człowieka tak dużo.

Clint widocznie podzielał jego irytację, bo rzucił w ścianę poduszką, która opadła prosto na łóżko Langa. Dzięki temu na parę pięknych sekund zapanowała cisza. Niestety, nie trwała długo.

- Och, pieprz się, Barton! - odkrzyknął jakiś jegomość zza ściany. Po tych słowach, naznaczonych niezwykle charakterystyczną warstwą cynizmu, Scott nie mógł się nie zorientować, że był to Tony Stark. - To nie ty obudziłeś się dzisiaj ze stopą w pudełku spermy!

Po tym rozległo się teatralne westchnięcie.

- To, że tak to nazywasz świadczy tylko o twoim idiotyzmie.

- Chłopaki, czy naprawdę nie widzicie, że to nie ma sensu? - do plątaniny denerwujących dźwięków dołączył się kolejny, nastawiony niezwykle pokojowo. Lang poznał go co prawda, gdy nie był do końca zdolny do nawiązywania nowych przyjaźni, ale w pamięć zapadł mu ten łagodny ton Steve'a Rogersa.

Zaraz, zaraz... czy to znaczyło, że Scott miał za sąsiadów ulubieńca szkoły, jakiegoś chłopaka roznoszącego po kątach pudełka spermy i denerwującego nastolatka, którego rodziców okradł?

Clint wychynął zza barierki swojego łóżka, z miną gotową do popełnienia mordu. Był jednak obleczony pościelą w motylki, w stylu sierotki Marysi, co kontrastowało z czerwienią jego twarzy i gdyby Scott nie był tak zaspany, pewnie by się zaśmiał.

- Jak się zaraz nie zamkniecie, przyjdę do was w nocy i wydłubię oczy cyrklem! Wtedy to cholerstwo wreszcie mi się do czegoś przyda! - krzyknął groźnie. Nie budziłoby to pewnie takiego strachu, ale jego chropowaty głos zawodowego palacza i motocyklisty dodawał efektu.

- Pozwalają ci mieć cyrkiel na własność? - zapytał Scott. Możliwość przechowywania jakichkolwiek ostrych przedmiotów w Tower wydawała mu się fantazją nie do spełnienia.

How to be an Outsider (without even trying)Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz