I

62 9 15
                                    

28 Marca 1865

Wojna to nie żarty, giną niezliczone tysiące ludzi, po każdej stronie. Lata pracy matki natury jak i ludzi zostają niszczone lub zrównane z ziemią.

A mimo posiadania tej wiedzy, dalej ją prowadzimy. W imię czego? Wolności? Większość z nich nie, ale w tej akurat chodzi o wolność.

Mam na imię Marco Van Winkle, jestem żołnierzem Unii na froncie wojennym. Obecnie jestem w wieku 35 lat, a od dziecka chciałem pomagać innym.

To najpewniej tłumaczy że walczę jedynie za zniesienie niewolnictwa, reszta polityki która toczy się w tle jest dla mnie mało istotna.

Dziś nadszedł dzień szturmu na największe miasto w Lemoyne, Saint Denis. Według wywiadu Konfederaci mają tam sporo sił, wszystko wskazuję na krwawą konfrontację.

Przejeżdżaliśmy przez bagna, mijając drogowskazy wskazujące na drogę do miasta. Siedziałem na tyle wozu, czyszcząc lufę mojego karabinu, wtedy moją uwagę zwrócił Hamish.

Hamish był młodym i żywiołowym rekrutem, będącym także moim jedynym faktycznym przyjacielem w armii.

- Marco, jeśli przeżyjemy do końca wojny, co planujesz po tym? - Spytał się mnie, poprawiając swoją czapkę.

- Nie jestem pewny, Hamish. - Odpowiedziałem mu po chwili ciszy, kończąc w międzyczasie czyszczenie lufy broni. - Myślałem nad powrotem na zachód, napewno znajdę coś dla siebie. Gdzie jednak ty się widzisz, Hamish?

- Myślałem nad czymś związanym z naturą, dobrze wiesz że lubie te klimaty. Łowienie, polowanie. - Odpowiedział Hamish z uśmiechem, ewidetnie wyjawiając mi w tej chwilii swoje marzenia. - Może połącze obydwa.

- Mam nadzieję że kiedyś mnie zaprosisz, byłoby miło. - Odparłem Hamishowi, na co ten skiwnął głową. Dojechaliśmy wtedy pod Saint Denis, wóz zatrzymał się przy okopach przed mostami prowadzącymi do miasta.

Wszyscy zeskoczyliśmy z wozu i pomaszerowaliśmy by dołączyć do reszty szeregu. Stanęliśmy z innymi, czekając na rozkazy. Dostrzegłem wtedy jak inni przenoszą działa pod przygotowane miejsca.

- Baczność! - Krzyknął znany mi dobrze głos, kiedy wszyscy już stali na baczność, generał Buell wyszedł tuż przed nas. Zmierzył nas wzrokiem, następnie ponownie się odzywając.

- Jak pewnie wiecie, wojna dobiega końca. Saint Denis to nasz ostatni przystanek, dlatego musicie walczyć jakby zależało od tego wasze życie. To dlatego że właśnie zależy! Kiedy usłyszycie strzały w mieście, to znaczy że pułkownik Richmond oraz jego ludzie ruszyli. Wtedy wy wkroczycie, każdy z oddziałów ma swoje zadanie.

Generał przydzielił nam wtedy zadania, mój oddział otrzymał jako zadanie szturm na dom burmistrza i jego likwidację. Zgodnie z danymi wywiadu, ten jest jednym z liderów konfederatów w Saint Denis.

Po przegrupowaniu się, wyczekiwaliśmy rozpoczęcia strzałów w mieście. W momencie kiedy te do nas dotarły, wszyscy odrazu chwycili za broń i ruszyli do boju. Słychać było różne krzyki bojowe.

Po dotarciu pod mury, poczekałem aż wszyscy członkowie oddziały do mnie dotarli. Dałem wtedy im znakać by ruszali.

- Dalej. - Powiedziałem do nich, przeskakując pierwszy przez mur. Moment po tym, kiedy każdy dołączył do mnie po drugiej stronie.

Następnie rozdzieliśmy się na dwie grupy, ruszyłem z innymi na tyły rezydencji. Otworzyliśmy ogień na konfederatów.

Rozpoczęła się strzelanina, w której wyniku udało nam się dostać do tylnego wejścia do domu. Mimo że po drodze straciliśmy sporą liczbę ludzi, kontynuuowałem dowództwo.

[KOREKTA] 𝐍𝐨𝐭𝐡𝐢𝐧𝐠 𝐆𝐞𝐭𝐬 𝐅𝐨𝐫𝐠𝐢𝐯𝐞𝐧 | Red Dead RedemptionOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz