III

18 8 8
                                    

1 Maja 1865

Rozpocząłem mój kolejny dzień służby ludziom el Paso, otrzymałem informację o powrocie zwiadowców. Udałem się spowrotem do biura.

Wracałem ze stajni razem ze swoim wierzchowcem, zostawiając go obok innych przy wodopoju przed biurem - wszedłem do wnętrza.

Przechodząc przez drzwi do środka, zauważyłem dwójkę młodych chłopaków. Pierwszy z nich na mnie spojrzał i się przywitał salutem, drugi po porostu na mnie spojrzał.

- Słyszałem że coś macie na temat Allena. - Odrazu zacząłem z nimi temat, siadając na swoim biurko.

- Owszem, szeryfie. Mamy coś. - Odpowiedziałem pierwszy z nich, ukrywając swoją ekscytację. Ten szturchnął drugiego.

Drugi z nich westchnął wtedy przewracając oczami, wyciągnął mapę. Położyłem ją na biurko i zaznaczył miejsce położonego na północ kościoła.

Ten był już w Nowym Meksyku, blisko kanionu. Przyjrzałem się mapie, wtedy drugi z zaczął mówić.

- Pięćdziesiąt mil na północ wytropiliśmy jednego z kluczowych członków gangu, Barta Rogersa. Przytaknąłem wtedy głową i się ich zapytałem.

- Jak się nazywacie, chłopcy?

- Ja to Clayton. - Oznajmił pierwszy, bardziej rozgadany. Następnie wskazał na drugiego i przedstawił go za niego. - A to jest Silas.

- Dobrze. Jesteście chętni ruszyć tam ze mną i Johnnym?

- Jeśli załatwimy problem Allena, to z przyjemnością. - Odpowiedział Silas, kłądąc dłonie na pasie.

- Ruszajmy.

Oznajmiłem ich dwójce, ci zabrali ze sobą arsenał, a ja udałem się po Johnny'ego. Kiedy ten do nas dołączył, przegrupowaliśmy się i ruszyliśmy na północ.

Minęło kilka godzin, zanim dotarliśmy do celu. W końcu jednak ujrzeliśmy go przed sobą. Oddalony od najbliższego miasteczka podniszczony kościół.

Zatrzymaliśmy się w czwórkę pod nim, zsiadając z wierzchowców. Każdy z nas się uzbroił.

- No cóż. Czyli oto jesteśmy. - Oznajmił Johnny, przeładowując rewolwer i trzymając go w jednej ręce wysoko.

- Mhm, Bart powinien gdzieś tu być. - Odezwał się Silas, trzymając w rękach dubeltówkę.

- Przekonajmy się. - Odparłem, trzymając rewolwer w ręku i podchodząc do drzwi. Wziąłem wdech i wyważyłem drzwi z kopniaka.

Wszedłem do wnętrza, celując rewolwerem przed siebie i w boki. Ze mną weszli pozostali chłopacy, ci również celowali przed siebie. Nikogo jednak nie było wewnątrz.

- Pusto tutaj. - Powiedziałem pod nosem, chowając powoli rewolwer do kabury. Zwróciłem się wtedy do zastępców. - Rozdzielmy się się przeszukajmy kościół oraz okolicę. Potem spotkajmy się przy koniach.

- Oczywiście! - Odpowiedział mi natychmiastowo Clayton, odrazu ruszając i nie tracąc czasu.

Johnny i Silas mi przytaknęli. Silas dołączył szukać z Claytonem śladów na zewnątrz, a ja z Johnnym zaczęliśmy przeszukiwać wnętrze.

[KOREKTA] 𝐍𝐨𝐭𝐡𝐢𝐧𝐠 𝐆𝐞𝐭𝐬 𝐅𝐨𝐫𝐠𝐢𝐯𝐞𝐧 | Red Dead RedemptionOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz