Prolog

2.1K 95 18
                                    

Brooklyn

— Czemu ja? — Jęknęłam głośno, a twarz na moment ukryłam w dłoniach.

Moi rodzice chyba nie mówili poważnie. Czy oni myśleli, że mogłam rzucić od tak wszystko, żeby jechać użerać się z jakimś starym ranczerem, by przekonać go do sprzedaży nieruchomości? No więc właśnie, miałam milion spraw na głowie, a ta jedna do nich nie należała.

— Bo poradzisz sobie najlepiej. Nie wiem, jak to zrobisz, ale właściciele tego rancza byli nieugięci. Za każdym razem odsyłali nas z kwitkiem.

— I teraz, dzięki mnie, co miałoby się zmienić?

— Jest nowy właściciel od kilku lat. Podobno mało przychylny, może nawet niemiły, ale ty też milutka nie jesteś. Uśmiechaj się i zrób wszystko, by to ranczo należało do nas. W przeciwnym razie możesz już nie wracać, Brooklyn.

— Serio? — prychnęłam. — W ogóle mi się to nie podoba. Mam się bawić w kotka i myszkę z gościem, który pewnie ma piwny brzuszek i śmierdzi łajnem, żebyście mogli postawić kolejną fabrykę?

— Dokładnie. — ojciec przewrócił oczami, a na jego twarzy malowała się determinacja. — Jakiś problem?

Miałam wiele problemów. Już od dawna im mówiłam by zrezygnowali z tej nieruchomości, jednak nigdy nie słuchali. Niestety. Jak dla mnie to ranczo w Barrington Hills wcale nie było zbyt dobrą lokalizacją. Może teren spory, ale po jakie licho mieliśmy coś budować na kompletnym zadupiu?

— Nie chcę.

— Nie zachowuj się jak dziecko. — matka głośno westchnęła, po czym pochyliła się nad stołem konferencyjnym. Patrzyła na mnie z góry, kręciła głową.

Moi rodzice od zawsze byli bardzo toksyczną parką. Kontrolowali wszystko co robiłam, a także mnie jako osobę, i zależało im bym postępowała tak, jak sobie tego życzyli. A ja się nigdy nie stawiałam. Mieli nade mną władzę i nawet jeśli miałam trzydzieści dwa lata, to często grozili mi wydziedziczeniem.

Nie podobało mi się przejmowanie tego rancza, jednak doskonale zdawałam sobie sprawę z tego, że decyzja została podjęta. Nie miałam prawa się wykłócać.

— Wiemy coś więcej o właścicielu?

— Nie, niestety. Pewnie taki jak poprzedni. Stary pryk, który za wszelką cenę chce zachować swoje siano, błoto i brud, czy inne nic niewarte szpargały. Może długo nie będzie się opierał. Jeśli zrobi się nieprzyjemnie, to wtedy postaw wszystko na jedną kartę. Masz go urobić za wszelką cenę.

Tylko czemu jeszcze nic nie wiedziałam o tej cenie?

— Okej — wymruczałam wbrew sobie. Nadal uważałam, że miałam ważniejsze rzeczy do roboty. — Stary ranczer z Barrington Hills, którego mam przekonać do sprzedania pewnie całego swojego dobytku. Co to dokładnie za ranczo?

— Należy do rodziny Thomasów. Stary Thomas umarł dwa lata temu, a teraz wszystkim zajmuje się...— zerknęła na jakiś zapis w dokumentach— Archer Thomas. To może być brat Benedicta Thomasa, ale w sumie nie mam pewności. Uważaj tylko na Melindę, to żona zmarłego Thomasa, jest zacięta, już nieraz nam to pokazywała.

— Dam radę. — Potaknęłam. — To tylko starszy facet z brzuszkiem, który już długo nie pociągnie, prawda? Co mogłoby pójść nie tak?

**

Wrzucam wam na nowo do czytania, ze względu na obsuwę wydawniczą. Książka wyjdzie na przełomie maj\czerwiec


Spętani przeznaczeniem. The Thomas Family #1/ W KSIĘGARNIACHOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz