Rozdział 2

1.2K 89 37
                                    

Archer

Była w szpilkach. Albo... jednej szpilce? To jeden z czynników, który zapoczątkował moje osłupienie. Zobaczyłem cielistą, koronkową bieliznę wystającą spod srebrnej, krótkiej sukienki na jedno ramię. Biały żakiet leżał w błocie, w którym właśnie zapadała się jakaś kobieta. Zgubiła buta, mocno utknął w błotnistej kałuży, a nieznajoma z piskiem opadła wprzód, zapierając się dłońmi oraz łokciami. I ta ładna — zapewne także droga — sukienka, nadawała się jedynie do wyrzucenia.

Z gardła kobiety wydostał się pisk, a blond włosy rozsypały się dookoła twarzy.

— Księżniczki nie pływają w błocie, prawda? — usłyszałem głos Lily, która pociągnęła za rąbek mojego podkoszulka.

— Nie, zdecydowanie nie pływają.

— Pomóż jej, tato! Ta księżniczka potrzebuję księcia i ty możesz nim być.

Do księcia to mi było bardzo daleko, ale przecież nie mogłem jej tak zostawić. Pierwszy raz widziałem kobietę na oczy, nie wiedziałem co tutaj robiła, ale pewne było to, że na pewno nie mieszkała w Barrington Hills. Gdyby było wręcz przeciwnie, to raczej by wiedziała jak się ubrać przychodząc na moje ranczo. Tymczasem ona wyglądała jakby uciekła z jakiegoś balu, czy czegoś podobnego, do tego nie miała buta. Może Lily się nie pomyliła i Kopciuszek wyszedł z bajki Disneya by znaleźć się wśród nas, śmiertelników. Tylko dlaczego akurat u mnie?

— Tato, ona się utopi, no pomóż jej.

— To kałuża błotna, nie żadna sadzawka. Chociaż może i masz rację. Już, już, pędzę.

Kiedy do niej podszedłem bardzo powoli to nadal klęczała w kałuży. Jedna stopa, ta bez buta, była jak najbardziej wolna, lecz ta druga... obcas mocno wbił się w zbitą kupkę błota, a kobieta nie dawała sobie rady z wyswobodzeniem nogi.

Długo się powstrzymywałem, ale to niestety było silniejsze ode mnie. Parsknąłem śmiechem, starałem się zamaskować rozbawienie dłonią.

Kobieta przekręciła głowę i na mnie spojrzała. Na jej wargach malował się grymas. Miała oczy w kolorze gorzkiej czekolady, które miały w sobie coś hipnotyzującego. Do tego okryte kurtyną ciemnych, gęstych rzęs.

— Pani wybaczy. — Starałem się wyjść z chwilowego zamroczenia i przestać się głupkowato uśmiechać. — Potrzebna pomoc? Normalnie biorę pieniądze za korzystanie z mojego błota.

— Niebywale zabawne. Proszę mnie wyciągnąć, w tej chwili!

— A jakieś magiczne słowo?

— Natychmiast? Skoro pan tu pracuje, to wina leży właśnie po pana stronie. Ta sukienka i buty... to tyle kosztowało! — jej ton brzmiał płaczliwie.

— A może to ja mam problem, że zniszczyła mi pani błoto? — wymruczałem.— Kim pani w ogóle jest?

— Czy możemy porozmawiać, kiedy już z tego wyjdę?

W sumie to nie taka głupia myśl. Wyciągnąłem do kobiety dłoń na co ona podała mi swoją. Oprócz tego, że była brudna i mokra, biło również od niej niesamowite ciepło. Chrząknąłem cicho, a następnie się zaparłem i pociągnąłem. Udało mi się ją podnieść, a potem wpadła prosto na mnie, więc odruchowo położyłem dłonie na biodrach kobiety. Stała na jednej nodze, a we włosach miała listek, który od razu wyjąłem, po czym szybko się od niej odsunąłem.

— Cóż... dziękuję. — Pociągnęła nosem. — To najgorsze pierwsze wrażenie, jakie kiedykolwiek wywarłam.

— Tak, nie da się ukryć. To teraz konkrety. Kim pani jest i co pani tu robi?

Spętani przeznaczeniem. The Thomas Family #1/ W KSIĘGARNIACHOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz