kryzys

235 14 0
                                    

Powrót do RPA okazał się korzystniejszy dla zdrowia Shakera niż urlop w Emiratach Arabskich. Od przyjęcia nie mógł zebrać myśli — klimat Bliskiego Wschodu, duszące powietrze i nadlatujący z każdej strony piasek przypominały mu o wydarzeniu w pokoju Skarry. Nie mógł spokojnie zmrużyć oka, nie cieszyło go jedzenie jak kiedyś. Następnego ranka wyglądał, jakby nie spał od wielu dni. Oczy jego były szeroko otwarte, a twarz skamieniała. Gdyby miał skurczone źrenice, można by podejrzewać, że sięgał po substancje psychoaktywne. Jego niepokojący stan został szybko zauważony przez kapitana. Gdy tylko Rasta spostrzegł zmęczenie i ból w oczach kolegi z drużyny, powiadomił Trenera o sytuacji. Trener, który usłyszał wieści w progu swojego pokoju, o mało nie wyważył drzwi ze złości.
— Nie możemy stracić napastnika. Szczególnie teraz, kiedy zostały nam dwa mecze do rozegrania...
— Trenerze, proszę. Porzuć na chwilę ambicje. Mówimy o zdrowiu Shakera. Czy puchar Super Ligii jest ważniejszy od zespołu?
Trener był bardzo zdenerwowany, ale Rasta miał rację. Nie mogli zostawić Shakera samego. Niestety, od pewnego czasu było jasne, że chłopak pogubił się w swoich działaniach. Nie uczestniczył w zbiorowych spotkaniach. Przestał rozmawiać z przyjaciółmi. Jego styl gry również uległ zmianie. Podczas treningu był w znakomitej formie, ale jego zagrania zamykały się w utartych schematach. Mechaniczne ruchy robiły z niego robota, nie piłkarza. Trener naprawdę zaczął się niepokoić. Chciał porozmawiać z młodzieńcem, ale ten po treningu ulotnił się. Wyłączył telefon i zniknął. Dzień przed wylotem podobno widziano go na korytarzu. Szejk zapewnił Trenera, że jego zawodnik z pewnością podziwia resztę hotelu, ale jednocześnie nie pozwolił na wgląd w monitoring resortu.
— Cenimy prywatność naszych gości...
— Jeśli wrócę do kraju z dziesięcioosobowym składem zamiast pełną jedenastką, zaczniecie cenić o wiele więcej niż marną prywatność. Ciekaw jestem, jak zareagują Super Liga i Sanepid, kiedy dowiedzą się o zaginięciu jednej z większych gwiazd futbolu w waszej dziurze!
— Nie masz powodów, by unosić się, Trenerze — zapewnił Szejk. — Położenie Shakera może i jest mi znane. Jeśli nie wróci do swojego pokoju pięć godzin przed waszym odlotem, sam go odprowadzę i osobiście przypilnuję, by wsiadł do waszego samolotu. Nie musisz mi wierzyć — podszedł do Trenera i zaszczycił go chłodnym spojrzeniem — ale nie chciałbym gości na gapę. Szczególnie moich rywali.
Shaker rzeczywiście nie wrócił na czas, więc trener Sułtanów eskortował go aż po barierki na lotnisku. Spełnił swoją obietnicę i odszedł, a drużyna zasypała napastnika pytaniami. Gdzie się podziewał? Czy został porwany? A może zaginął w nieskończonym labiryncie korytarzy? Shaker jednak nie kwapił się do rozmów. Pozostawił pytania bez odpowiedzi. Lot spędził na spaniu. Nie byli w stanie go obudzić. Gdy wylądowali w RPA, nie odezwał się słowem. Opuścił maszynę i udał się do swojego mieszkania. Zostawił wszystkich bez pożegnania.
Gdy Shaker przekroczył próg domu, cały ciężar wyjazdu spadł z niego jak torba z ramienia. Zamknął drzwi i rzucił się na kanapę. Nie było go tydzień, ale czuł ogromną ulgę od powrotu i chciał, by trwała wiecznie. Mógłby do końca życia leżeć w salonie i nie wstawać. Mogą mnie nawet grzyby obrosnąć. Mam to gdzieś. Pomysł o grzybach wydał mu się nagle obrzydliwy. Wpadł jednak na coś innego. Chwilę wahał się czy to zrobić, ale ostatecznie zacisnął pięści. Potrzebował pilota od klimatyzacji. Natychmiast.
Przez następne dwie doby nie było z nim kontaktu. Kapitan postanowił zadzwonić do Spenzy, by odwiedził Shakera i spróbował dowiedzieć się, co go trapiło. W obecnej sytuacji tylko on mógł cokolwiek zdziałać. I tylko on miał zapasowe klucze do jego mieszkania. Spenza również martwił się o Shakera, dlatego po rozmowie z Gibkim Rastą niezłowcznie udał się do mieszkania przyjaciela. Zapasowe klucze rzeczywiście się przydały. W duchu przeprosił wszystkie siły wyższe za włamywanie się do cudzego domu, ale sam Machiavelli szerzył opinię, że cel uświęca środki. Otworzył drzwi i wszedł do środka. Od razu poczuł nieprzyjemny, niepokojący chłód. Było to niemożliwe, ponieważ znajdowali się w RPA. Zlękniony, przeszedł do salonu. Zauważył tam Shakera. Na podłodze leżała rozłożona mata treningowa, a on sam wykonywał deskę. Miał słuchawki na uszach i najwyraźniej nie zauważył obecności Spenzy. Podszedł do przyjaciela i potrząsnął nim. Chłopak upadł na matę i jęknął z bólem. Spenza pokręcił głową i przeszedł do okien, które były zasłonięte firanami. Odsłonił materiał i wpuścił światło do pomieszczenia. Dopiero wtedy zauważył kręgi pod oczami Shakera. Wyglądał na bardzo przemęczonego.
— Kiedy ostatnio spałeś?! — spytał, klękając przy nim. Samuel przetarł twarz dłońmi, na których było widać silne obtarcia. Chciał powiedzieć, że w samolocie, ale nie miał siły. Spenza przeżegnał się i usiadł naprzeciwko chłopaka.
— Spenza, co ty tu robisz? — Shaker zdobył się tylko na te słowa. Zachwiał się i kichnął.
— Tak to się właśnie kończy – zaczął swój długi monolog przyjaciel, który wstał i zagotował wodę w czajniku — gdy próbujesz uciekać zamiast przyjść i porozmawiać. Wiesz, że właśnie z tego powodu masz usta — zawahał się, jakby myślał nad swoimi słowami, ale zaraz kontynuował — jak mogłeś wpaść na tak GŁUPI pomysł, Shaker? Może często tego nie mówię, ale chyba powinienem. Jesteś takim idiotą... Nie wiem, co próbowałeś osiągnąć z ćwiczeń w... ośmiu stopniach — spojrzał kątem oka na klimatyzację przymocowaną na ścianie — wiesz dobrze, że nie jest to optymalna temperatura dla każdego organizmu. Nie możesz się przeceniać, złociutki. Poza tym, nie próbuj mnie oszukiwać. Kiedy ostatnio coś jadłeś? Cha! sądziłeś, że nie zauważę. Kochany, nie ze mną takie numery. Dobrze wiem, jak twoja kuchnia wygląda po posiłkach. Ź L E. Co ja z tobą mam zrobić? Trener się martwi, drużyna również. A ja? Od zmysłów odchodzę! Dobrze ci radzę, kochaniutki, ty lepiej nie testuj cierpliwości Trenera i idź na imprezę Luźnego Joe w czwartek... masz całe pięć dni, aby dojść do siebie! Fantastycznie, zdążysz odchorować swoje niepoważne posunięcie i wrócić do społeczności... co się dzieje? — wrócił z kubkiem gorącej herbaty do salonu i ujrzał Shakera siedzącego na kanapie z twarzą ukrytą w dłoniach.
— Spenza, doceniam twoje starania, ale są daremne. Mam dość.
— Ach, czyżby i ciebie dopadła depresja? CHOLERA! Wiedziałem, że szybkie dojście do sławy może tak się skończyć... znam kilku psychologów, polecanych przez zawodników Super Ligii...
— Nie, Spenza... to nie depresja. To chwilowe. Poza tym, drużynie oferują stałą pomoc psychologiczną. Bez niej nie wypuszczają nas do prasy. I błagam, nie zachowuj się jak siódma ciotka z Wigilii.
Spenza zrozumiał, ale wciąż nie pojmował zachowania Shakera. Chłopak wziął łyka herbaty, a przyjaciel przykrył go obok leżącym kocem.
— Czasami należy być siódmą ciotką, szczególnie jak bliscy są w potrzebie... — zamilkł na chwilę, po czym dodał – zamówię tobie jakieś jedzenie i już będę się zbierał. Nie musisz mi mówić teraz ale... pamiętaj, że jestem. I twoja drużyna również.
Wstał i udał się do wyjścia. W progu jeszcze dodał:
— Naprawdę rozważ pójście do Luźnego Joe. Chłopak bardzo się ucieszy na twój widok. Zresztą, nie tylko on.
Impreza u Luźnego Joe. Czy ktokolwiek o niej wspominał? Shaker próbował sobie przypomnieć, ale miał dziurę w pamięci. Sięgnął po telefon i spojrzał na godzinę. Oprócz czasu zauważył też datę. Zbladł. Dwa dni przesiedział w domu. Dwa dni. To oznaczało, że nie zjawił się na spotkaniu w ich tajnym centrum treningowym, by omówić taktyki przeciwko Technicali. Już miał wpaść w kolejną kolejkę ćwiczeń, ale uznał, że pójdzie spać. Zostawił wszystko jak było i przeszedł do sypialni. Nie zdążył odkryć pościeli. Jebać to wszystko. Zasnął na środku łóżka.

zabójczy duetWhere stories live. Discover now