wstęp

262 16 2
                                    

Forks. Małe deszczowe miasteczko w stanie Waszyngton. Tu gdzie słoneczne dni są wyczekiwane bardziej niż gdziekolwiek indziej spędziłam prawie całe swoje życie. Lubiłam te miasto,choć nie mam z nim dobrych wspomnień. Nigdy nie miałam rodzeństwa nawet jakiś fajnych zabawek. Zawsze byłam sama. Mama się mną nie zajmowała, a ojciec dużo pracował. W szkole też nie byłam zbyt lubiana miałam tylko dwie przyjaciółki Alice Cullen i Leah Clearwater. Nasza przyjaźń z Alice trwała tylko do czasu , gdy w Forks pojawiła się Isabella Swan. Szczerze miałam gdzieś co działo się w jej życiu i dlaczego tu jest. Miałam dość swoich problemów. Które każdego dnia się mnożyły. Tak było i tym razem. Wracałam ze spaceru,było ciemno światła miejskich latarni migotały jakby żarówki miały zaraz się zgasić. Zimny dreszcz przeszył na wskroś moje ciało. Nerwowo rozejrzałam się dookoła,jednak nikogo nie zobaczyłam. Kolejny podmuch wiatru wywołał już u mnie panikę. Przyspieszyłam kroku,jednak lodowata dłoń mnie zatrzymała. Odwróciłam się. Z cienia ukazał się...

- Edward rany boskie możesz przestać mnie straszyć?!

- wybacz Mia. Alice mnie przysłała.

- pewnie jak zawsze miała jakąś wizję?

- tak. Grozi Ci niebezpieczeństwo. Czy mogę cię odprowadzić?

- w sumie czemu nie.
Ruszyliśmy. Mieszkałam zaraz obok domu komendanta Swan,więc Edward mógł od razu spotkać się ze swoją ukochaną.

- wszystko okej? - zapytał

- od dawna nie. Wiesz jak jest. Nadal nic się nie zmieniło.

- Mia. Wiesz, że jak co możesz zawsze zadzwonić.

- dzięki Ed.

- widzę , że nie dajesz rady z...- nie dokończył zdania delikatnie odwrócił głowę i wtedy właśnie zobaczyłam dwóch kompletnie pijanych mężczyzn. Wołali mnie i gwizdali bym do nich podeszła, jednak gdy tylko zobaczyli Edwarda uciekli w przeciwną stronę.

- o tym właśnie mówiłem. - powiedział,gdy uciekali . Przez chwilę szliśmy w ciszy. Gdy byliśmy pod moim domem spojrzałam na niego.

- dziękuję za wszystko.  Pa - powiedziałam i weszłam do domu.
Jak zwykle tata siedział w papierach,a mama dawno spała.

- o jesteś kochanie już późno. Jesteś głodna?

- nie dzięki tato. Idę spać jestem zmęczona. Do jutra.

- jutro wyjeżdżam w delegację. Nie będzie mnie tydzień.

- musisz jechać?

- Mia. Jesteś już duża poradzisz sobie. A właśnie dzwonił Billy Black pytał czy możesz jutro wpaść do niego?

- to nie jest dobry pomysł. Rachel jest cały czas na mnie zła. Ale zastanowię się. Pa dobranoc.

Weszłam do swojego pokoju. Zamykając drzwi na klucz rzuciłam plecak w róg  i opadłam na łóżko. Byłam już wykończona.  Rachel jest córką Billy'ego i siostrą Jacob'a. Nie gadamy ze sobą po tym jak Paul zostawił mnie dla niej. Paul Lahote to członek plemienia w La Push. I jeden z przyjaciół Jacob'a. Byliśmy razem rok dopóki Paul nie wpoił się w Rachel. Nie jestem na niego zła, jednak nasz kontakt nie jest już taki dobry jak kiedyś. Raz na jakiś czas dzwonimy do siebie.
Wyczerpana zasnęłam.

Kolejny dzień zapowiadał się słonecznie. Gdy tylko otworzyłam oczy pobiegłam do kuchni. Chciałam pożegnać się z ojcem,ale jego już nie było. W całym domu panowała głucha cisza. Podeszłam do stołu i znalazłam dwie kartki.
Na jednej napisane było :

"Jestem na zakupach będę za kilka godzin. Mama"

Na drugiej zaś :   "kochanie niczym się nie martw. Pamiętaj, że cię kocham. Widzimy się za tydzień. Tata"

Odłożyłam karteczki i zrobiłam śniadanie. Płatki owsiane z miodem i mlekiem. Zjadłam i poszłam wziąć prysznic. Dziś wszystko robiłam w innej kolejności. Po prysznicu wróciłam do pokoju ubrałam czarne dresy, sportowy stanik, bluzę rozpinaną,a na nogi adidasy. Założyłam słuchawki i poszłam pobiegać. Zakluczylam dom. Ubrałam kaptur na głowę,bo oczywiście zaczął padać deszcz. Biegłam powoli do końca ulicy,a później miałam skręcić w stronę lasu. Minęłam dom Belli, akurat wychodziła z Edwardem. Pomachałam im i biegłam dalej. Miałam zwyczaj biegać przynajmniej godzinę dziennie. Dziś czułam się bardziej samotna niż wcześniej więc biegałam dłużej. Ulica się skończyła. Las wydawał się nie mieć końca. Miałam swoją ścieżkę ,której zazwyczaj się trzymałam jednak dziś skręciłam w złą stronę. Rudobrązowe futro wielkiego wilka powiewało na wietrze. Zatrzymałam się. Wiedziałam, że to on.

- cześć Jake. - podeszłam do niego i pogłaskałam po łbie. Ten tylko opuścił uszy. Za chwilę zjawiła się Leah.

- Mia. Rany dawno się nie widziałyśmy. Co słychać? - podeszła i przytuliła mnie do siebie

- cześć Leah. Wszystko okej- skłamałam. Nie chciałam jej obarczać swoimi problemami.

- hej. Wiesz, że zawsze...

- tak wiem Leah. Dziękuję na prawdę,ale nie ma o czym gadać.

- mam pomysł. Robimy dziś ognisko może wpadniesz?

- to pewnie dlatego Billy chciał bym go odwiedziła?.

- pewnie tak. To jak będziesz? Plissss...

- okej. Ale tylko na chwilę.

- super. Do zobaczenia o 18. - po raz kolejny przytuliła mnie i odeszła.
Na prawdę nie chciałam tam iść. Wróciłam do domu. Następnie wzięłam kolejny prysznic i założyłam suche ubrania. Razem z mamą ugotowaliśmy obiad. Po posiłku poszłam szykować się na spotkanie.

Biała Wilczyca.Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz