Isabella
Przewróciłam się na drugi bok, ale zamiast odczuć znajome ciepło, spotkałam się z melancholijnym poczuciem chłodu. Rozchylając powieki, zatrzepotałam rzęsami, by pozbyć się resztek snu.
Malcolma nie było w łóżku. Na sąsiedniej poduszce odnalazłam natomiast samoprzylepną karteczkę. Zostawiał mi takie zawsze wtedy, gdy budził się przede mną. Pochwyciłam papier między palce i odczytałam treść:
Dzień dobry dla najpiękniejszej dziewczyny w całym tym szalonym świecie. Powodzenia na rozmowie!
Uśmiech sam wkradł mi się na usta, choć ciężar, który się we mnie kotłował, nie pozwolił mi na podtrzymanie grymasu zadowolenia. Porzuciłam satynową pościel, by podnieść się z łóżka.
Poranny prysznic był tym, czego potrzebowałam, by postawić się na nogi... wliczając w to także kawę, którą zgarnęłam po drodze do prokuratury. W momencie, kiedy niebotyczne wysokie modrzewie utorowały drogę do strzelistego budynku, poczułam się sparaliżowana wspomnieniami.
– Okej, nie możesz się teraz wycofać – szepnęłam do siebie.
Zaparkowałam hondę w wydzielonej części parkingu. Wygładziłam palcami czarną sukienkę z białym kołnierzykiem i sięgnęłam po torebkę.
Wolność i sprawiedliwość pod prawem – mówiła pieczęć wyryta w murach departamentu. Wejście zapamiętałam odrobinę inaczej. Drzwi były teraz rozsuwane. Co jakiś czas wychodzili z niej ludzie odziani w coś, czego zdecydowanie nie dało zdobyć się na wyprzedaży. Jeszcze raz zerknęłam na swoją sukienkę i przełknęłam ślinę. Hej, co prawda była z wyprzedaży, ale to wciąż kolekcja Kate Spade.
Kilka głębszych wdechów wystarczyło, bym mogła pokonać schody do wnętrza budynku. Środek wciąż pozostawał taki sam. Styl eklektyczny, czarno-białe elementy. Mój wzrok niemal natychmiast pomaszerował w stronę pamiętnego gabinetu. Serce łomotało mi o żebra, gdy przechadzałam się po gigantycznym holu niczym ostrożny kociak. Wzięłam kolejny wdech.
Widziałam to oczami wyobraźni. Nas. Właśnie tam, za potężnymi, mahoniowymi drzwiami.
– Czy mogę pani w czymś pomóc?
Przywołana przez kobiecy głos zwróciłam głowę w stronę recepcji. Och. Znałam ją. To jego asystentka. Suchość w ustach była dokuczliwa, jednak nie tak, jak drżące kolana.
– Zostałam tu przydzielona na staż. – Chrząknęłam, by nadać tonowi ostrość. – Z USC, wydział prawa.
Ciemnowłosa poderwała się z eleganckiego stołka i podskoczyła podekscytowana.
– To ty! – pisnęła radośnie, wyciągnęła ręce w moją stronę i pospiesznie okrążyła wyspę, by złapać mnie za ramiona. – Tak się cieszę, że jesteś kobietą! – Klasnęła w dłonie, zanim sama sięgnęła po moją prawą. – Jestem Vanessa Holdman, asystentka prokuratora, Jasona Hogana.
Kąciki moich ust niemal natychmiast opadły na wybrzmienie tych dwóch słów. Pokiwałam głową na znak, że rozumiem.
– Już się bałam, że przydzielą nam jakiegoś chłopaka. Ostatnim razem pan Hogan nieźle się zirytował, kiedy taki jeden student z waszego wydziału przedstawiał się jako adwokat i próbował w ten sposób podrywać dużo starsze od siebie klientki – westchnęła, ruchem ręki przepędzając to wspomnienie. – A jako kobieta będę miała na ciebie oko. Wszystko ci pokażę, zaczniemy od szatni. – Mówiąc to, wskazała palcem na mój płaszczyk. – A później napijemy się kawy. Prokurator w tej chwili ma spotkanie z ważnym klientem, więc pewnie do tej pory będzie wolny.