I

297 20 2
                                    

Logan.
- Cholera jasna, ja się znowu spóźnię ! - ryknęłam na cały regulator i wyskoczyłam jak proca z łóżka.
Zerknęłam jeszcze raz na budzik stojący na mojej szafce nocnej, tak dla pewności. Niestety dobrze zobaczyłam ; wskazywał on 7:58.
Rzuciłam się w stronę szafy i wyciągnęłam z niej losowo jakąś bluzkę i spodnie. Wyprułam następnie z pokoju w stronę łazienki, gdzie szybko przemyłam zęby i twarz, a następnie złapałam moją torbę leżącą na korytarzu i wybiegłam z domu, ignorując wołania mojej mamy i starszej siostry, żebym coś chociaż zjadła.
Dysząc ciężko, wypadłam na chodnik. Był początek kwietnia, i poranek był jeszcze chłodny, choć czułam, że niedługo pogoda zacznie się poprawiać a temperatura wzrośnie. Po kilku minutach szybkiego truchtu, oraz po przebiegnięciu dziesiątek schodków, dotarłam na brudny peron metra. Pech chciał, że właśnie odjeżdżało. Klnąc na głos, i nie zwracając uwagi na przypatrującego się mi z urazą starego dziadka, zaczęłam studiować rozkład jazdy. Następne metro przyjeżdżało dopiero za dziesięć minut. Tupnęłam ze złością nogą, a potem posłałam przepraszający uśmiech w stronę owego dziadka, który zaczął się ode mnie odsuwać.
Spojrzałam na swoje odbicie w szklanej witrynie gabloty informacyjnej. Moje ciemnokasztanowe włosy, przystrzyżone w niedbały kwadrat, sterczały, jak zwykle, na wszystkie strony. Moją szczupłą, bladą twarz zdobił lekko zadarty nosek oraz para dużych, szarych oczu. Nie byłam jakoś specjalnie niska jak na mój wiek - piętnaście lat - ale też nie przerażajaco wysoka. Miałam za to chłopięcą budowę : płaską pierś, zero talii, długie, smagłe nogi i szczupłe ręce. Czyli zero seksapilu. Jakoś specjalnie mi to nie przeszkadzało - jak dotąd, nie interesowałam się zbytnio chłopakami. Spędzałam większość czasu z Emy Enddington, która była moją najlepszą przyjaciółką.
Nadjechało wreszcie metro, a ja rzuciłam się w stronę drzwi, potrącając przy okazji biednego dziadka z peronu. Osunęłam się na krzesełko, ciężko wzdychając. Metro ruszyło, a ja wyciągnęłam z torby rozkład zajięć, sprawdzając jakie lekcje mnie dzisiaj czekały. O mało co się nie zachłysnęłam, spoglądając na tabelkę przedmiotów. Moją pierwszą lekcją z rana okazała się być godzina wychowawcza !
Okej, muszę chyba coś wyjaśnić. Trochę składałam, jak powiedziałam że nie interesują mnie chłopacy. Tak naprawdę, interesuje mnie jeden : pan Heller, mój wychowawca. Nie zrozumcie mnie źle ! Heller jest strasznie młody : ma dopiero dwadzieścia trzy lata. I jest po prostu boski.
Westchnęłam ciężko. Tak właśnie wyglądało moje nędzne życie : zero seksapilu, zero randek, zero chłopaka, zero wszystkiego. I na dodatek podkochiwałam się w moim nauczycielu. Gratulacje, Logan Stiles ! Tak właśnie ma wyglądać życie piętnastoletniej licealistki !

- Spóźniłaś się - zauważyła Emy, unosząc brwi, gdy na następnej lekcji wparowałam do klasy.
- Serio ? - prychnęłam. - Nie zauważyłam.
Usiadłam obok Emy, która posłała mi pytające spojrzenie.
- Budzik mi nie zadzwonił - wyjaśniłam krótko.
Emy pokiwała głową ze zrozumieniem. Chwilę siedziała cicho, wyglądając przez okno. Emy była ode mnie wyższa i miała bardziej kobiece kształty. Długie, ciemnoblond loki spływały jej na opalone ręce, a brązowe oczy bystro błyskały iskierkami naokoło. Ubrana była w spódniczkę i bluzkę w granatowe paski. Była naprawdę ładna ; nic dziwnego że miała chłopaka.
Dumała w takiej pozycji, a potem nagle odwróciła się do mnie z przebiegłym uśmieszkiem na ustach.
- Za to przegapiłaś godzinę z Hellerem ! - zachichotała.
Poczułam, jak płoną mi policzki.
- Cicho - syknęłam, rozglądając się, czy przypadkiem ktoś nas nie podsłuchuje.
Emy podkręciła głową.
- Jesteś w nim zabujana, a przegapiasz jego lekcje.
- Nie jestem w nim zabujana ! - krzyknęłam, wstając z krzesła.
Wszystkie oczy zwróciły się na mnie. Zawstydzona, usiadłam ponownie.
- Po prostu jest, eee... Słodki - mruknęłam.
Emy puściła do mnie oczko. Miałam już coś odpowiedzieć, ale usłyszałyśmy za sobą znajomy głos :
-Kto jest słodki ?
Wytrzeszczyłam oczy, zachłysnęłam się i odwróciłyśmy się gwałtownie oby dwie. Za nami stał Heller i uśmiechał się uroczo.
Gregory Heller był wysokim, dwudziestotrzyletnim mężczyzną. Włosy miał krótkie, ale przylizane, o pięknym, miodowym kolorze. Światło się w nich odbijało i tworzyło w nich złociste odblaski. Jasnoniebieskie oczy wesoło świeciły i spoglądały spod półkolistych okularów.
Poczułam, jak moje policzki się powoli czerwienią i płoną gorącem.
- N-nikt - wydukałam.
Heller puścił do mnie oczko, a następnie zerknął na trzymane w ręku kartki.
- Chciałem cię tylko poinformować, że następne spotkanie samorządu będzie za tydzień - oznajmił.
Przytaknęłam, czując, jak cała bluzka przykleja mi się do ciała z gorąca.
Heller uśmiechnął się uprzejmie i wyszedł z klasy. Ja odetchnęłam z ulgą.
Usłyszałam chichot tuż przy uchu. Odwróciłam głowę i ujrzałam trzymającą się za brzuch Emy. Miałam już coś powiedzieć, ale w tym momencie nasza matematyczka weszła z hukiem do klasy i warknęła na nas, abyśmy siedzieli cicho. Klasa umilkła i zaczęła się lekcja. Ja wyciągnęłam kartkę i zaczęłam na niej szkicować jakieś rysunki.

Crazy School Life [On Hold]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz