Rozdział 01: Wina?

5 0 0
                                    

Silny deszcz lał na podwórku przemaczając idącego w nim mężczyznę, który wracał właśnie ze sklepu. Krople połączone z zimnym wiatrem chłostały bezlitośnie jego odsłoniętą skórę niczym kolczasty bat średniowiecznego kata. Normalnie przejechałby się samochodem - zwłaszcza, że już wcześniej z wiadomości wiedział, że będzie padać, jednak będąc jedną z najbardziej poszukiwanych osób w hrabstwie wolał oszczędzać paliwo. Myślał też że zdąży przed burzą, ale ta złapała go w połowie drogi i przez resztę pół mili¹ musiał znosić kaprysy żywiołów.

Brodził wytrwale przez błoto i kałuże wzdłuż szosy, a gdy szedł minęły go nawet dwa samochody - jeden z kierowców widząc przechodnia specjalnie przyśpieszył i ochlapał go. Mógł sobie wyobrazić jak siedząca w (zadymionym od trawki) środku BMW grupa młodych dorosłych słuchając głośniej muzyki nabija się z niego...

... A w wolnej chwili dręczą zwierzęta - dopowiedział sobie zirytowany całą sytuacją. Miał już dość tego wszystkiego.

Idąc dalej leśną drogą w końcu doszedł do swojego celu - Motel Eden (który z rajem nigdy nic wspólnego nie miał) prowadzony przez młodego punka po dziadkach. Mijając recepcję przez wielkie szyby mógł zobaczyć jego stojący kolorowy irokez. Siedział przed swoim biurkiem i czytał zapewnie znowu stare świerszczyki, bo o Wi-Fi czy zasięg było tu ciężko.

W tym zapomnianym przez samego Boga miejscu był piętrowy, drewniany budynek, który należało zakonserwować dobre parę lat temu i przedni parking mający ponad pięćset stóp kwadratowych² - sam z niego nie korzystał i zaparkował za budynkiem bliżej pokoju. O dziwo stał na nim teraz srebrny van i wnioskując po licznych, jaskrawych nalepkach typu "UWAGA DZIECKO W AUCIE!" musiała to być naprawdę duża rodzina. Wskazywały też na to dwoje otwartych przy sobie drzwi osłoniętych tylko siatką na owady. Na ten widok coś ścisnęło Michaela za gardło, a łzy w oczach nie były już spowodowane tylko wiatrem.

Mijał szybko kolejne rzędy drzwi i schronił się przed ulewnym deszczem pod balkonami - jego znajdowały się na tyłach całego budynku. Przechodząc przy wynajmowanych mieszkaniach usłyszał dźwięki bajek, rozmów i śmiechów.

Zagubiony w myślach wszedł do swojego pokoju (znajdującego się idealnie za ścianą szczęśliwej rodzinki) i nie zauważył siedzącego na kanapie intruza, dopóki nie zamknął już za sobą drzwi, i nie wszedł głębiej w dwupokojowe mieszkanie.

Był tam z nogą położoną na niskim, szklanym stoliku kawowym i jedną ręką założoną na oparciu mebla, a w drugiej trzymał dużą, ciemnozieloną butelkę - już unosił ją by się z niej znowu napić, jednak powstrzymał się gdy tylko usłyszał dźwięk zamka. Odwrócił dwukolorową maskę w stronę Michaela i obserwował go uważnie niczym sęp konającą ofiarę swoim białym okiem narysowanym na czarnej stronie.

Stali tak przez chwilę i na siebie patrzyli - ciszę pomiędzy nimi przerywały tylko hałasy zza cienkiej ściany i grający telewizor w kącie (który do tej pory oglądał intruz), chociaż co jakiś czas przerywało przez burzę i zaczynało szumieć.

Michael chciał odruchowo sięgnąć po swój pistolet, ale głupio zostawił go w pokoju i schował do szuflady koło kanapy. Wydawało mu się, że jego niedoszły morderca może czytać mu w myślach i uśmiech na jego masce się jeszcze bardziej poszerzył, ale to nie możliwe, prawda?

On mógł skakać po płaskich ścianach i siedzieć na suficie. Mógł wyginać nienaturalnie stawy i przenikać przez drzwi, a nawet zamienić mu piwo w wodę, ale nie może czytać w myślach, prawda?

Prawda?

Potwór (bo inaczej mężczyzna nie potrafił określić siedzącego przed nim intruza) wyciągnął w jego stronę butelkę i zapytał:

— ウイン?³

_________________________

¹ 0,5 mili = 0, 804672 metrów
² 538, 21 stóp² = 50 metrów²
³ ウイン? - Wina?

Kagekao: You're boringOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz