Jest Rok 2025, akcja toczy się w jednym z Polskich miast, dwie ekipy ZT do której należy główny bohater i Castle - załoga przeciwna.
Główny bohater ma zaledwie 19 lat, a już od trzech lat działa w półświatku przestępczym, drogi dres, akcesoria, bu...
Switcher siedział sam w natłoku myśli przed blokiem na dziedzińcu, co chwilę jakiś pchacz donosił mu kase z sprzedanej działki. Sprzedaż narkotyków na bloku była przez chłopaków przemyślana, jeden z trzy osobowej grupy miał na sobie towar, ćpuny były do niego odsyłani, ten dawał towar, a osoba która odsyłała dostawała pieniądze, następnie dzieciak na rowerze zawoził to do ostatniej już osoby. W jednej chwili działało tak pare formacji w różnych zakamarkach osiedla.
Ups! Ten obraz nie jest zgodny z naszymi wytycznymi. Aby kontynuować, spróbuj go usunąć lub użyć innego.
-Jebał to pies. -powiedział sam do siebie Julian po czym wziął łyka piwa. -Trzymaj. -podjechał na elektrycznej hulajnodze dzieciak i podał mu kase. Julian odebrał i schował do saszety przewieszonej przez szyje. Spojrzał na młodego i spławił go wzrokiem, zaraz to wyrzucił puszke piwa przed siebie i w tym samym momencie usłyszał strzały. Spojrzał przed siebie i zobaczył jak pchacz który mu dawał pieniądze pada bezwładnie na bruk, słychać jego jęki, błaganie o pomoc i płacz, czternastoletni chłopak dostał kule w brzuch. Switcher rozejrzał się tępo zaskakując z murku i patrzy jak jego ludzie się rozbiegają, ujrzał także napastników, nie było widać żadnej twarzy, wyciągnął zaraz za paska .9mm i zaczął wypalać do każdego zamaskowanego, odwrócił się i ruszył w stronę bloku, wbiegł po schodach i usiadł za jedną z betonowcyh barierek, co chwilę wyglądał za niej i oceniał sytuację. Patrzył jak jego ludzie dostają kose, są katowani na śmierć i dostają kule, sam nie mógł nic zrobić, siedział na balkonie bezradny i wsłuchiwał się z zamkniętymi oczami w krzyki.
Dzień później na osiedlu ZT było pusto jedynie w jednym miejscu siedziała niewielka grupa dzieciaków, to właśnie zostało z załogi ZT zaledwie sześciu graczy. Switcher ze zmęczoną twarzą rozejrzał się po pozostałościach ekipy, przykucnął i schował twarz w dłoniach, westchnął, wstał i spojrzał po zmęczonych twarzach chłopaków i powiedział. -Ile ich było z trzydziestu? Jakim cudem weszli na dziedziniec i nikt ich wcześniej nie zobaczył? Do kurwy! Dziedziniec to serce osiedla! Jakim chujem!? - krzyczał zdenerwowany Julian i chodził w tą i spowrotem. Załoganci milczeli, nie mieli siły po nieprzespanej nocy na dyskusje. -Straciliśmy wczoraj około czterdziestu braci, w tym jednego z ważniejszych "Generałów", Biggiego. -dodał Switcher i spojrzał po pozostałościach załogi. -Niko, podejdź. -skinął do jednego z chłopaków i schował łapska w kieszeń. -Co jest Switcher? -spytał zmęczonym głosem i podszedł do Juliana. -Ty go zastąpisz, pasuje? -rzucił obojętnie. Zakłopotany Niko przytaknął zadowolony głową i wrócił na swoje miejsce, wygodnie się rozsiadł. -Wracajcie na kwadrat odpocząć, niedługo zabieramy się do roboty, mamy coś wielkiego do odbudowania. -odparł Switcher i ruszył w stronę swojego mieszkania...