- Madi...? – zdziwiła się moja siostra – Wiedziałaś to? Naprawdę taka jesteś? Adoptowana?
Na potwierdzenie słów jedynie uśmiechnęłam się do niej.
- To znaczy, że nie jesteśmy siostrami?
- Nie kochanie, jesteście siostrami – odezwała się mama.
- Tak, ale nie jesteśmy rodzonymi, w takim razie?
Rodzice spojrzeli się po sobie.
- Kochanie, to nie tak... Obie jesteście siostrami... – dodał tata, podkreślając wyraz „obie".
- Ale,... ale. To znaczy, że ja też? Że tak jak ona? My we dwie jesteśmy...?
- Adoptowane? Nie, Grace. Ty nie jesteś adoptowana.
- Madison, ale ty wiedziałaś, tak? Tylko mi nic nigdy nie wiadomo?
Do drzwi zadzwonił dzwonek, a Grace wbiegła po schodach do swojego pokoju.
- Otwórzcie drzwi, a ja spróbuję z nią porozmawiać.
- Madi, osoba, która zaraz wejdzie jest twoją rodziną. Prawdziwą rodziną. – poprawiła się mama - Jest twoim bratem. Przyjechał po ciebie. Uzgodniliśmy, że da nam czas dzisiaj do południa na wyjaśnienie paru spraw. Także... Proszę, spakuj swoje rzeczy i spróbuj pomówić z siostrą...
Pokiwałam powoli głową. Wspięłam się śladami siostry na korytarz, gdzie znajdowały się nasze pokoje. Podeszłam do jednych z drewnianych drzwi i zapukałam.
- Grace, to ja, mogę wejść? – zapytałam przez zamknięte drzwi.
Odpowiedziała mi cisza. Zapukałam ponownie i nacisnęłam klamkę, uprzedzając ją słowami „Wchodzę".
Dziesięciolatka siedziała na łóżku z podkulonymi nogami.Jej pokój nie był zachwycających rozmiarów, ale był większy niż mój. Albo takie sprawiał tylko wrażenie. Był on bardzo przestronny. Ściany były różowe, meble – brązowe, a na podłodze leżała pstrokata wykładzina. Na podłodze między łóżkiem, a szafką stały szmaciane pudła z zabawkami, pluszakami, klockami. Obok stała szafa z ubraniami. Gdy byłam już przy siostrze schyliłam się i podniosłam kołdrę, która leżała na podłodze.
Usiadłam obok zasmuconej Grace. Po chwili ta podniosła głowę. Przez jakiś czas nic nie mówiłyśmy.- Czemu rodzice mówią o tym dopiero teraz? – zapytała.
- Nie wiem, Grace. Naprawdę nie wiem, ale to chyba już czas, abym was opuściła, wiesz?
- Mhm – pokiwała głową – Czekaj! Jak to opuściła? Wyjeżdżasz gdzieś?
- Grace, posłuchaj mnie. Na dole, w domu jest mężczyzna. Z tego co mówiła do mnie mama, wynika, że jest on moim starszym bratem. Chce on wziąć mnie na chwilę do siebie, chce mnie poznać. Więc, pomożesz mi się spakować? – spytałam, na co niechętnie pokiwała głową.
Gdy tylko domknęłyśmy ostatnią z walizek zeszłyśmy na dół. Przy stole w salonie z rodzicami siedział młody mężczyzna w szarej koszulce i ciemnych jeansach. Miał brązowe włosy, sięgające mu do karku. Wyraziste kości policzkowe i czarne oczy dodawały mu aury tajemniczości.
Jak weszłyśmy do pomieszczenia, tajemniczy mężczyzna uśmiechnął się przyjaźnie.
- Witaj Madison, miło cię w końcu zobaczyć siostrzyczko. – wyraźnie zaznaczył ostatnie słowo.
- Dzień dobry. – speszyłam się trochę.
- Mam nadzieję, że jesteś już spakowana. Za chwilę będziemy musieli wyjść z tego domu. Czeka na nas samolot. – dodał tonem mówiącym, że to oczywista oczywistość.
Pokiwałam głową, przekazując mu potwierdzenie.
- Już, tak szybko? Madi, nie chcę, żebyś już jechała! – dziewczynka złapała za róg mojej białej bluzki, tak, że zmuszona byłam ukucnąć. Kiedy się schyliłam i byłam na równi z siostrą, ta od razu rzuciła się w moje ramiona, prawie nas przy tym przewalając. Przytuliłam ją gładząc po pleckach. Trwałyśmy w uścisku z dobre parę chwil.
- Nie chciałbym przerywać tej uroczej sceny – uśmiechnął się w moim kierunku, a następnie zerknął na zegarek - Jednakże nieubłaganie pogania nas czas... Madison, pożegnaj się proszę z matką, a ja w tym czasie z panem weźmiemy twoje walizki.
Mężczyźni weszli na górę, a ja uwalniając się z uścisku młodszej siostry podeszłam do mamy i się w nią wtuliłam. Kobieta pogłaskała mnie czule po włosach.
- Będzie mi ciebie brakować mamo. – rzekłam smutno.
- Mi ciebie też, słońce. Pamiętaj, że zawsze możesz do mnie zadzwonić. Nieważne w jakiej sprawie... i tak odbiorę. – po chwili do uścisku dołączyła też mała Grace.
- Dobrze więc, walizki zostały spakowane, zostało tylko pojechać na lotnisko, wsiąść w samolot i odlecieć.
Na głos nieznajomego oderwałam się od mamy.
- Madison, proszę pośpiesz się.
Żeby nie przedłużać bardziej, niż było to konieczne, podeszłam do taty i również wtuliłam się w niego.Po chwili wyszliśmy na ganek, przed dom. Po powiedzeniu sobie miłych słówek i wyrażeniu tęsknoty, wsiadłam do auta.
Było to czarne, eleganckie auto typu limuzyna. Zostało tak wypolerowane, że odbijały się w nim promienie słoneczne, a później i nasze odbicia.- Zapnij pas Madison. – powiedział mój brat – Przy okazji nazywam się Nicholas. – dodał
Po wykonaniu polecenia, uśmiechnęłam się do niego życzliwie. Widząc, że jestem zabezpieczona, wcisnął pedał gazu. A ja zobaczyłam przez okno oddalającą się rodzinę, która do mnie machała. Czułam, że to nowy początek. I oczywiście się nie myliłam.
Droga na lotnisko minęła nam szybko, czego jednak nie mogę powiedzieć o locie samolotem. Ten dłużył mi się niemiłosiernie. Większość lotu po prostu przespałam, ale znalazłam też czas na przemyślenia.
Wcześniej zabolały mnie słowa Grace. Wiadomo, że ma dziesięć lat i jest jeszcze mała, ale kiedy dowiedziała się, ze zostałam zaadoptowana, spojrzała na mnie tak trochę inaczej. W każdym nie zrobiło mi się z tego powodu smutno.
Kiedy byłam w wieku mojej młodszej siostry, a było to ponad sześć lat temu, rodzice zdecydowali się powiedzieć mi, że jestem w takiej, a nie innej sytuacji. Na początku trochę się denerwowałam, że powiedzieli mi to tak wcześnie. A teraz z biegiem lat, jestem im wdzięczna z tego powodu. Im wcześniej mi o tym powiedzieli, tym więcej miałam czasu na przyzwyczajenie się z myślą, że jestem taka, a nie inna.
- Madison – poczułam dotyk miękkiej dłoni na moim ramieniu – Obudź się, za chwilę będziemy lądować.
- Gdzie jesteśmy? – zapytałam sennym głosem, przecierając wierzchem dłoni zmęczone powieki.
- Przed tobą, moja droga California. – powiedział Nicholas.
Zdziwiłam się. California? Naprawdę? To taki cudowny stan. Znaczy, nie, żebym tu kiedykolwiek była. Zawsze w filmach pokazana była, jako miejsce wiecznie słoneczne, otoczone turkusową wodą, ze złotym piaskiem i wysokimi palmami, na plażach opalający się ludzie, a w wodzie dzieci wesoło rozbryzgujące wodę na wszystkie strony.
Jak tylko wyszliśmy z samolotu, ogarnęło nas suche i gorące powietrze.
- Witaj w San Diego.
CZYTASZ
Herosi Biznesu
Short StoryKiedy Madison ma 16 lat, do jej dotychczasowego domu przyjeżdża młody mężczyzna twierdząc, że jest jej bratem. Madi od małego wiedziała, że nie jest to jej prawdziwa rodzina. Wpajano jej, ze pewnego dnia będzie musiała opuścić dom. Nicholas zabiera...