Pierwszy raz kiedy zobaczyłam Nicholasa wiedziałam, że ten mężczyzna nie mieszka w drewnianym domku ze ślicznym, małym ogródkiem, a w domku miał stado kociąt. O nie. Tego faceta widziałam za dużym, drewnianym stołem, w przestronnym biurze i z cygaro w ręku. Taki widziałam obraz, gdy nieśmiało zerkałam na bruneta w lusterku fotochromatycznym w samochodzie.
Teraz dobrze wiem, że nic, a nic się nie pomyliłam.
Gdy tylko wyjechaliśmy z małego lasku, nie mogłam uwierzyć w to co widzę. Za szybą rozciągał się duży trawnik, a na jego środku znajdywał się dom. Domczysko, albo villa szczerze mówiąc. Budynek był przeogromnych rozmiarów. Ściany wykonane z szarej cegły idealnie komponowały z ciemnym, strzelistym dachem, a wielkie okna i wypukłe ornamenty dodawały osobliwego uroku.
Przejechaliśmy przez otwartą już bramę. Z lasku do posiadłości prowadziła droga z kostki brukowej, a za nią na trawniku, co jakiś czas poustawiane zostały lampki ogrodowe solarne, które już świeciły. Ten widok był magiczny, zwłaszcza kiedy przed nami latały jeszcze świetliki.
- Jak z bajki. – powiedziałam do siebie, wciąż zachwycona scenerią, którą miałam przed sobą.
- Prawda. – stwierdził Nicholas.
Kiedy mój brat zaparkował samochód przed domem i z niego wyszedł, otworzył mi drzwi. Ten gest wydał mi się bardzo gentelmeński i od razu chciałam z niego skorzystać, jednak momentalnie ogarnął mnie strach.
Ten dom jest ogromny. Jestem przekonana, że Nicholas sam w nim nie mieszka. Przecież jest za duży dla jednej osoby. – myślałam.
Mężczyzna cierpliwie czekał, aż niepewny wyraz zniknie z mojej twarzy i powoli wygramolę się z auta.
Stanęłam przed domostwem i zaczęłam rozglądać się dookoła.
Pomimo późnej pory i zachodzącego słońca można było zobaczyć całkiem sporo. Na przykład, obok domu, a właściwie trochę za nim schowany był staw z wielkim drzewem, to znaczy starym dębem. Na jego jednej z najgrubszych gałęzi uczepiona była niewielka huśtawka. Trochę dalej, był ogród z dużą ilością różnych roślin.
Kiedy stałam zapatrzona na ten widok, podszedł do mnie mój starszy, jak przypuszczam brat. W międzyczasie powyjmował moje walizki z auta i teraz stał obok mnie. Zapewne czekał na mój ruch.
Chciałam pomóc mu nieść choć jedną z moich toreb jednak otworzy się drzwi wejściowe do domu. Wyszło z nich trzech mężczyzn ubranych w czarne garnitury, z równie czarnymi koszulami i wypastowanymi butami. Jednak trochę zdziwiło mnie to, że mieli na nosie okulary przeciwsłoneczne... No jasne, słońce jeszcze było, ale przecież już zachodziło.
Wzięli oni od Nicholasa moje rzeczy i skierowali się z powrotem do domu.
- To moi bracia? – zapytałam się, gdyż innego rozwiązanie nie widziałam. – No chyba że to lokaje... – wypaliłam.
- Nie, to nie twoi bracia – zaśmiał się brunet. – Słusznie spostrzegłaś, pracują tu.
Zaczął kierować się w stronę wejścia do posiadłości, a mnie znowu ogarnęły wątpliwości.
Po co mi to wszystko? – pomyślałam – A co, jeśli oni mnie nie polubią? Co jeśli wzięli mnie dopiero teraz, bo nie wiem... Z przymusu? Wogóle, czemu dopiero teraz się odezwali? Nie chcieli mnie znać, albo o mnie zapomnieli i dopiero teraz przypomnieli?
No nic. Co będzie, to będzie, a ja sama jestem podekscytowana faktem, że poznam moją biologiczną rodzinę.
- Gotowa? – zapytał, trzymając już rękę na klamce – Wchodzimy?
- Tak – odezwałam się rozemocjonowanym głosem.
A kiedy drzwi się przede mną otworzyły, wzięłam kilka głębokich wdechów i przekroczyłam próg.
Tu naprawdę wszystko wyglądało jak w jakiejś cholernej bajce. Marmurowa posadzka, wielkie schody, białe ściany z pozłacanymi akcentami. Gdzie, nie gdzie rozmieszczone były wysokie korynckie kolumny z prześliczną głowicą. Na gładkich ścianach porozwieszane były znane obrazy w grubych, złotych ramach.
- Teraz oprowadzę cię po części domu, a w następnej kolejności poznasz swoich braci – uśmiechnął się do mnie ciepło – Na tę chwilę wszystkich nie ma, a bardzo mi zależy, abyś chociaż część z nas poznała w tym samym czasie. Gabriela, twojego najstarszego brata poznasz, kiedy wróci. Niestety wypadło mu ważne spotkanie w Waszyngtonie. Mam nadzieję, że zrozumiesz.
- Tak, jasne. – odwzajemniałam uśmiech.
W rzeczy samej, rozumiałam. Nie da się ułożyć wszystkiego pod zegarek. Chociaż sama jestem idealistą i wolę mieć wszystko dopięte na ostatni guzik, zdaję sobie sprawę, że nie wszystko idzie po naszej myśli.
Na pierwszy ogień, oczywiście tylko i wyłącznie w przenośni, poszła kuchnia. Do pomieszczenia prowadziło szerokie, łukowate przejście Tu również posadzka była z ciemnego marmuru, ściany były także białe, jednak jedna z nich, która zasłaniana była przez ciemne meble była wykonana z czerwonej cegły. Przy wielkim oknie, na parapecie stały zielone rośliny doniczkowe. W centrum pomieszczenia stał długi, prostokątny stół z dużą ilością krzeseł. Szafek było całkiem sporo, które i stały, i wisiały.
Później poszliśmy zwiedzać łazienkę. Także była sporych rozmiarów, jednak była wykonana z ciemniejszej palety barw, głównie z odcieni czerni i szerni. Wanna ze złotymi nóżkami, zlew ze złotym kranem, muszla klozetowa ze złotą spłuczką, złote wieszaki na ręczniki, złote klamki i gałki od szafek. Ludzie tu mieszkający naprawdę musieli być bogaci, bo gdzie tylko nie spojrzę wszędzie były detale wykonane ze złota.
- Chodź, zaprowadzę cię do twojego pokoju.
Wdrapaliśmy się po tych wielkich schodach, które widziałam w holu na pierwsze piętro. Nicholas podszedł do drewnianych drzwi, które były trzecie w kolejności i znajdowały się po lewej stronie, a kiedy otworzył je przede mną drzwi, zaniemówiłam z wrażenia.
Ależ on był ogromnych rozmiarów!
Ściany były białe, meble orzechowego brązu, a poduszki na łóżku różnych kolorów. Zaciekawiło mnie tylko, dlaczego w pokoju znajdowało się jeszcze dwoje drzwi.
- Nie wejdziesz? – zapytał mężczyzna i poczułam zimną dłoń na plecach, która lekko popchnęła mnie w stronę pomieszczenia. Zauważyłam, że w rogu pokoju stały moje walizki.
- Em, tak, już. – odparłam zmieszana.
Także zostałam wepchnięta do środka.- Zostawię cię na razie samą, żebyś mogła odpocząć po wyczerpującej podróży. Za niedługo będzie późna kolacja, gdzie poznasz część rodzeństwa. Przyjdę po ciebie. A teraz możesz odpocząć – uśmiechną się ciepło i zamknął za sobą drzwi. Usłyszałam ciche kliknięcie i zostałam zupełnie sama w tym obcym dla mnie pokoju.
- No tak... – powiedziałam do siebie, podpierając się rękoma u boków. Podeszłam do wielkiej szafy – Myślałam, że skoro kazali mi się spakować to tylko dlatego, że nie będę miała tu żadnych ciuchów... – popatrzyłam się na zapełnione wieszaki z drogimi i jednocześnie fascynująco pięknymi sukniami.
Poukładałam swoje rzeczy na pólkach w szafie. Wypakowałam również niektóre pluszaki, dostawałam je odkąd pamiętam, co roku na urodziny. Na tym wielkim i niezwykle miękkim łóżku znalazło się już ich trzynaście, bowiem rodzice wzięli mnie do siebie, kiedy miałam niecałe trzy lata.
A propos wygodnego łóżka, to właśnie na nim leżałam, kiedy usłyszałam lekkie pukanie w drzwi. Po chwili zostały otwarte i zobaczyłam wyglądającą zza nich głowę mojego starszego brata. Nicholas przedtem powiedział, że przyjdzie po mnie gdy kolacja będzie gotowa.
- O, widzę, że się częściowo rozpakowałaś – kiwnął w stronę rozłożonej, pustej walizki w kącie pokoju – No nic. W każdym razie, kolacja jest już gotowa, i właśnie po ciebie przyszedłem.
Zeszliśmy razem do kuchni. W pomieszczeniu, przy wielkim stole siedziała gromadka młodych ludzi. Zanim weszliśmy, można było słyszeć różne rozmowy, kiedy przekroczyliśmy próg, wszystko nagle ucichło, a cztery pary oczu zwróciły się konkretnie w jednym kierunku, spoczęły konkretnie na mojej osobie.

CZYTASZ
Herosi Biznesu
Short StoryKiedy Madison ma 16 lat, do jej dotychczasowego domu przyjeżdża młody mężczyzna twierdząc, że jest jej bratem. Madi od małego wiedziała, że nie jest to jej prawdziwa rodzina. Wpajano jej, ze pewnego dnia będzie musiała opuścić dom. Nicholas zabiera...