2

528 30 0
                                    

Pierwszy raz kiedy zobaczyłam Nicholasa  wiedziałam, że ten mężczyzna nie mieszka w drewnianym domku ze ślicznym, małym  ogródkiem, a w domku miał stado kociąt. O nie. Tego faceta widziałam za dużym, drewnianym stołem, w przestronnym biurze i z cygaro w ręku. Taki widziałam obraz, gdy nieśmiało zerkałam na bruneta w lusterku fotochromatycznym w samochodzie.

Teraz dobrze wiem, że nic, a nic się nie pomyliłam.

Gdy tylko wyjechaliśmy z małego lasku, nie mogłam uwierzyć w to co widzę. Za szybą rozciągał się duży trawnik, a na jego środku znajdywał się dom. Domczysko, albo villa szczerze mówiąc. Budynek był przeogromnych rozmiarów. Ściany wykonane z szarej cegły idealnie komponowały z ciemnym, strzelistym dachem, a wielkie okna i wypukłe ornamenty dodawały osobliwego uroku.

Przejechaliśmy przez otwartą już bramę. Z lasku do posiadłości prowadziła droga z kostki brukowej, a za nią na trawniku, co jakiś czas poustawiane zostały lampki ogrodowe solarne, które już świeciły. Ten widok był magiczny, zwłaszcza kiedy przed nami latały jeszcze świetliki.

- Jak z bajki. – powiedziałam do siebie, wciąż zachwycona scenerią, którą miałam przed sobą.

- Prawda. – stwierdził Nicholas.

Kiedy mój brat zaparkował samochód przed domem i z niego wyszedł, otworzył mi drzwi. Ten gest wydał mi się bardzo gentelmeński i od razu chciałam z niego skorzystać, jednak momentalnie ogarnął mnie strach.

Ten dom jest ogromny. Jestem przekonana, że Nicholas sam w nim nie mieszka. Przecież jest za duży dla jednej osoby. – myślałam.

Mężczyzna cierpliwie czekał, aż niepewny wyraz zniknie z mojej twarzy i powoli wygramolę się z auta.

Stanęłam przed domostwem i zaczęłam rozglądać się dookoła.

Pomimo późnej pory i zachodzącego słońca można było zobaczyć całkiem sporo. Na przykład, obok domu, a właściwie trochę za nim schowany był staw z wielkim drzewem, to znaczy starym dębem. Na jego jednej z najgrubszych gałęzi uczepiona była niewielka huśtawka. Trochę dalej, był ogród z dużą ilością różnych roślin.

Kiedy stałam zapatrzona na ten widok, podszedł do mnie mój starszy, jak przypuszczam brat. W międzyczasie powyjmował moje walizki z auta i teraz stał obok mnie. Zapewne czekał na mój ruch.

Chciałam pomóc mu nieść choć jedną z moich toreb jednak otworzy się drzwi wejściowe do domu. Wyszło z nich trzech mężczyzn ubranych w czarne garnitury, z równie czarnymi koszulami i wypastowanymi butami. Jednak trochę zdziwiło mnie to, że mieli na nosie okulary przeciwsłoneczne... No jasne, słońce jeszcze było, ale przecież już zachodziło.

Wzięli oni od Nicholasa moje rzeczy i skierowali się z powrotem do domu.

- To moi bracia? – zapytałam się, gdyż innego rozwiązanie nie widziałam. – No chyba że to lokaje... – wypaliłam.

- Nie, to nie twoi bracia – zaśmiał się brunet. – Słusznie spostrzegłaś, pracują tu.

Zaczął kierować się w stronę wejścia do posiadłości, a mnie znowu ogarnęły wątpliwości.

Po co mi to wszystko? – pomyślałam – A co, jeśli oni mnie nie polubią? Co jeśli wzięli mnie dopiero teraz, bo nie wiem... Z przymusu? Wogóle, czemu dopiero teraz się odezwali? Nie chcieli mnie znać, albo o mnie zapomnieli i dopiero teraz  przypomnieli?

No nic. Co będzie, to będzie, a ja sama jestem podekscytowana faktem, że poznam moją biologiczną rodzinę.

- Gotowa? – zapytał, trzymając już rękę na klamce – Wchodzimy?

- Tak – odezwałam się rozemocjonowanym głosem.

A kiedy drzwi się przede mną otworzyły, wzięłam kilka głębokich wdechów i przekroczyłam próg.

Tu naprawdę wszystko wyglądało jak w jakiejś cholernej bajce. Marmurowa posadzka, wielkie schody, białe ściany z pozłacanymi akcentami. Gdzie, nie gdzie rozmieszczone były wysokie korynckie kolumny z prześliczną głowicą. Na gładkich ścianach porozwieszane były znane obrazy w grubych, złotych ramach.

- Teraz oprowadzę cię po części domu, a w następnej kolejności poznasz swoich braci – uśmiechnął się do mnie ciepło – Na tę chwilę wszystkich nie ma, a bardzo mi zależy, abyś chociaż część z nas poznała w tym samym czasie. Gabriela, twojego najstarszego brata poznasz, kiedy wróci. Niestety wypadło mu ważne spotkanie w Waszyngtonie. Mam nadzieję, że zrozumiesz.

- Tak, jasne. – odwzajemniałam uśmiech.

W rzeczy samej, rozumiałam. Nie da się ułożyć wszystkiego pod zegarek. Chociaż sama jestem idealistą i wolę mieć wszystko dopięte na ostatni guzik, zdaję sobie sprawę, że nie wszystko idzie po naszej myśli.

Na pierwszy ogień, oczywiście tylko i wyłącznie w przenośni, poszła kuchnia. Do pomieszczenia prowadziło szerokie, łukowate przejście Tu również posadzka była z ciemnego marmuru, ściany były także białe, jednak jedna z nich, która zasłaniana była przez ciemne meble była wykonana z czerwonej cegły. Przy wielkim oknie, na parapecie stały zielone rośliny doniczkowe. W centrum pomieszczenia stał długi, prostokątny stół z dużą ilością krzeseł. Szafek było całkiem sporo, które i stały, i wisiały.

Później poszliśmy zwiedzać łazienkę. Także była sporych rozmiarów, jednak była wykonana z ciemniejszej palety barw, głównie z odcieni czerni i szerni. Wanna ze złotymi nóżkami, zlew ze złotym kranem, muszla klozetowa ze złotą spłuczką, złote wieszaki na ręczniki, złote klamki i gałki od szafek. Ludzie tu mieszkający naprawdę musieli być bogaci, bo gdzie tylko nie spojrzę wszędzie były detale wykonane ze złota.

- Chodź, zaprowadzę cię do twojego pokoju.

Wdrapaliśmy się po tych wielkich schodach, które widziałam w holu na pierwsze piętro. Nicholas podszedł do drewnianych drzwi, które były trzecie w kolejności i znajdowały się po lewej stronie, a kiedy otworzył je przede mną drzwi, zaniemówiłam z wrażenia.

Ależ on był ogromnych rozmiarów!

Ściany były białe, meble orzechowego brązu, a poduszki na łóżku różnych kolorów. Zaciekawiło mnie tylko, dlaczego w pokoju znajdowało się jeszcze dwoje drzwi.

- Nie wejdziesz? – zapytał mężczyzna i poczułam zimną dłoń na plecach, która lekko popchnęła mnie w stronę pomieszczenia. Zauważyłam, że w rogu pokoju stały moje walizki.

- Em, tak, już. – odparłam zmieszana.
Także zostałam wepchnięta do środka.

- Zostawię cię na razie samą, żebyś mogła odpocząć po wyczerpującej podróży. Za niedługo będzie późna kolacja, gdzie poznasz część rodzeństwa. Przyjdę po ciebie. A teraz możesz odpocząć – uśmiechną się ciepło i zamknął za sobą drzwi. Usłyszałam ciche kliknięcie i zostałam zupełnie sama w tym obcym dla mnie pokoju.

- No tak... – powiedziałam do siebie, podpierając się rękoma u boków. Podeszłam do wielkiej szafy – Myślałam, że skoro kazali mi się spakować to tylko dlatego, że nie będę miała tu żadnych ciuchów... – popatrzyłam się na zapełnione wieszaki z drogimi i jednocześnie fascynująco pięknymi sukniami.

Poukładałam swoje rzeczy na pólkach w szafie. Wypakowałam również niektóre pluszaki, dostawałam je odkąd pamiętam, co roku na urodziny. Na tym wielkim i niezwykle miękkim łóżku znalazło się już ich trzynaście, bowiem rodzice wzięli mnie do siebie, kiedy miałam niecałe trzy lata.

A propos wygodnego łóżka, to właśnie na nim leżałam, kiedy usłyszałam lekkie pukanie w drzwi. Po chwili zostały otwarte i zobaczyłam wyglądającą zza nich głowę mojego starszego brata. Nicholas przedtem powiedział, że przyjdzie po mnie gdy kolacja będzie gotowa.

- O, widzę, że się częściowo rozpakowałaś – kiwnął w stronę rozłożonej, pustej walizki w kącie pokoju – No nic. W każdym razie, kolacja jest już gotowa, i właśnie po ciebie przyszedłem.

Zeszliśmy razem do kuchni. W pomieszczeniu, przy wielkim stole siedziała gromadka młodych ludzi. Zanim weszliśmy, można było słyszeć różne rozmowy, kiedy przekroczyliśmy próg, wszystko nagle ucichło, a cztery pary oczu zwróciły się konkretnie w jednym kierunku, spoczęły konkretnie na mojej osobie.

Herosi BiznesuOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz