3

459 30 1
                                    

No świetnie, teraz jestem na linii ognia – pomyślałam. Spuściłam wzrok na dłonie, które trzymałam przed sobą, czując na sobie wzrok czwórki chłopaków. Czwórki przystojnych chłopaków.

Po chwili go jednak podniosłam, gdyż wypadało by się odezwać... Jak ja nie lubię poznawać nowych osób, i jeszcze ta krępująca cisza, gdzie nikt nie wie co ma powiedzieć.
Odchrząknęłam nieznacznie, aby oczyścić struny głosowe i... . Chciałam powiedzieć, jednak uprzedził mnie Nicholas:
- To jest Madison – powiedział ciepłym głosem przenosząc wzrok ze mnie na moich jak przypuszczam braci, śląc im jednoznaczne spojrzenie.

Spojrzałam na moje rodzeństwo. Z pośród czwórki z nich, najbardziej rzucił mi się w oczy chłopak z dłuższymi, czarnymi włosami. Miał on - jak przypuszczam - heterochronię, a jego policzka oprószone były piegami. Kiedy spostrzegł, że na niego spoglądam uśmiechnął się do mnie. Jednak to nie był uśmiech jakim obdarzył mnie Nicholas. Był on raczej przymusowy. Sięgający tylko usta, a oczy pozostawały zimne. Kiedy się uśmiechnął, zobaczyłam, że ma aparat na zębach.

- Jestem Jonathan, a to mój brat bliźniak – Theodore. – wskazał na kruczowłosego chłopaka, z mnóstwem tatuaży na rękach. Ten jedynie mruknął coś niezrozumiałego pod nosem.

- Witaj, Samuel jestem – podszedł do mnie wysoki, brązowowłosy chłopak w okularach. Spostrzegłam, że tak jak i Jonathan ma piegi. Stanął przede mną i rozłożył szeroko ręce, a po chwili zostałam zduszona w żelaznym uścisku przez mojego brata.
Po chwili usłyszałam cichą melodyjkę i szurnięcie, a obok Samuela znalazł się kolejny mężczyzna. Czarne włosy, kontrastowały z jego porcelanową skórą cerą, a nad jednym ze zmrużonych oczu widniała blizna.

Kiedy przechodził obok mnie, rzucił krótkie:
- Axel,

i zniknął za progiem z telefonem w ręku.

- Chodź Madison, zjesz kolację – rzekł Nicholas.

Nie żebym nic nie jadła od wyjazdu z domu. Oczywiście, że jadłam i to w dość eleganckiej restauracji. Na każdym ze stolików poprzykrywanych białymi obrusami, stały pozapalane złote kandelabry, krzesła obite były czerwonym materiałem, a pomieszczenie od środka wykonane było z czerwonej cegły. Przy każdej ścianie stało kilka kwiatów doniczkowych. Rozpoznałam tam między innymi wężownicę i draceny. Boeuf strogonow – właśnie takie danie tam zjadłam. Zasiedliśmy do stołu. Wprawdzie chciałam poczekać aż wszyscy siądą, no bo skąd mogłam wiedzieć kto gdzie siedział, a prawda jest taka, że nie chciałam się narażać mojemu rodzeństwu od pierwszej chwili. Wszyscy już zasiedli, zostały dwa wolne miejsca, a kiedy Nicholas poklepał siedzenie obok siebie, natychmiast tam usiadłam. Drugie natomiast znajdowało się między Axelem a Theodorem. Na kolację podano pyszne kanapeczki. W prawdzie zjadłam tylko kilka, ale i tak mi smakowały.

Po wystroju wnętrza tej posiadłości, zachowaniu moich braci i to w jakiej restauracji jadłam, pomijając już prywatny samolot, no i wielkość tego ,,domu", wiedziałam, że moja rodzina jest bogata. Kiedy skończyłam, siedziałam grzecznie i czekałam aż dokończy reszta domowników.

W prawdzie zrobiłam tak tylko dlatego, gdyż atmosfera przypominała mi wiek.... chyba XVI...? Gdzie na ucztach do zamku spraszani byli dworzanie, doradcy króla, rodzina królewska, no i, wreszcie sam król. Nikt nie mógł wówczas wstawać od stołu, bowiem stanowiło to swego rodzaju obrazę dla władcy, a nadto można było zostać ukaranym.

Niby nie lubiłam historii, jednak najbardziej przypadły mi wieki królewskie. Ci książęta, księżniczki, pojedynki rycerzy o względy panien, ah i najważniejsze: te piękne koronkowe suknie balowe. Zawsze o takiej marzyłam, a że byłam wychowywana na bajkach Disnay'a - o przystojnym księciu na koniu. Na białym koniu.

Herosi BiznesuOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz