Witam kochanych czytelników! Mam ważne OSTRZEŻENIE. Po drugich „***" pojawi się lekka scena 18+. Mimo, że smut ten występuje w około dwóch akapitach, to i tak wole was o tym poinformować. Miłego czytania!
Nie trzeba każdemu chyba powtarzać, że słabsze dni u ludzi to po prostu normalka. Dużo osób przechodzi załamanie, nie wiedząc nawet z jakiego to dokładnie powodu się dzieje. Nie będzie to jakaś wielka niespodzianka, bądź zdziwienie jeśli powiem, że mam dokładnie tak samo.
Nie wiem, co poszło nie tak. Po prostu obudziłam się, zjadłam śniadanie, a po chwili bardzo szybko zmienił mi się nastrój. Myślę, że mogło dojść do tego przez to, co działo się wczoraj. Przez załamanie Sary, albo te dwie kłótnie z Mattem - jedną w szkole twarzą w twarz, a druga o jedenastej w nocy przez Messengera. Wszystko mogło na to wpłynąć, nawet fakt, że wczorajszy dzień był bardzo pracowity. Może to od zmęczenia?
Dosłownie moment. Odnoszę naczynia do kuchni, gdy nagle spadam. Rozczaskałam dwa talerze i ulubiony kubek mamy, ale nie zorientowałam się od razu, że to się stało. Dopiero wtedy, gdy zauważyłam potłuczone szkło wokół siebie, tak jakbym na moment potraciła wszystkie zmysły, a mózg i świadomość tego, co się dzieje, poszłoby w zapomnienie. Siedziałam pod ścianą z rękami splecionymi wokół nóg. Moja twarz była całkowicie czerwona i mokra od słonej wody, która lała się wręcz bez końca z moich oczu. Coraz ciężej mi się oddychało, a gardło zaschło mi niemiłosiernie. Szczerze powiedziawszy, byłam do czegoś takiego wręcz przyzwyczajona.
Przeszło mi po około dwudziestu minutach. W porównaniu do innych wahań nastroju, to naprawdę mało. Nieraz wypłakiwałam się pół dnia w czyjeś ramie. Mamy, Jeffa, Sary... Miałam wokół siebie tylu kochanych ludzi, którzy zawsze byli obok i mnie wspierali. Potrafili dla mnie poświęcić wszystko, aby być ze mną i bym poczuła się lepiej, a ja ich tylko raniłam. Krzywdziłam ich swoim stanem i niepotrzebnie się o mnie martwili. Nigdy nie potrafiłam się im za to odwdzięczyć, bo dawali mi coś, co było dla mnie najważniejsze. Poczucie, że nie jestem tu sama.
Dalej siedziałam przy ścianie w swoim pokoju, choć cudem się tam doczłapałam. Doczołgałam się na miejsce obok drzwi, bo na dalsze wyprawy nie miałam zbytnio siły. Siedziałam na panelach gapiąc się w podłogę ze znużeniem. Przestałam już płakać, tylko brakowało we mnie emocji i byłam słaba, a na moich oczach nie można było dostrzeć już łez. Założę się, że miałam całe oczy rozmazane.
W pewnym momencie usłyszałam kroki osoby wchodzącej po schodach. Zignorowałam ten odgłos, bo sądziłam, że była to tylko moja mama. Mimo tej pewności i tak po czasie skierowałam głowę w stronę otwierających się drzwi.
— Witam, moje słoneczko! — przywitał się mój przyjaciel, po czym zajął miejsce obok mnie. Jego zielone tęczówki wpatrzone były w moją twarz i badały ją co do centymetra. — Okej, mamy przedostatni dzień szkoły w tygodniu. Bajlando w chuj, a ty se siedzisz i gówno robisz zamiast się z tego cieszyć. Co tam, wszystko w porządku? — kochałam chłopaka za to, że mimo tego, że doskonale widział jak bardzo tragicznie wyglądałam, starał się wywołać chociaż malutki uśmieszek na mojej twarzy. Udało mu się nawet samą jego obecnością.
— Miałam atak paniki — powiedziałam prosto z mostu do Jeffa, a on dodał mi otuchy kładąc swoją głowę na moje lewe ramię.
— Ojoj no to słabo. Wiesz co ci radzę zrobić — powiedział mój przyjaciel i od razu wiedziałam, o co mu chodziło
— Tak, Jeff. Słuchałam Jaymesa Younga. Pięć minut przed tym, gdy przyszedłeś, cała playlista z jego piosenkami się skończyła, więc terapię mam za sobą.
— Dobrze, dobrze. A od czego w ogóle ten atak? — spytał.
— Szczerze mówiąc, to sama nie wiem. To był chyba powód ogólny, bo dużo się u mnie ostatnio działo — odparłam szczerze, bawiąc się metalowym zakończeniem sznurka od zielonej bluzy chłopaka.
CZYTASZ
let's get fucked
Teen Fictioncała akcja dzieje się w niebezpiecznej dzielnicy chicago. bójki, morderstwa, gwałty, patologia, to coś zupełnie normalnego w tamtym miejscu. a jak sobie radzi młodzież w takim towarzystwie? kiedy my bawiliśmy się w domki na drzewach i chowanego, boh...