Rozdział 4

7 0 0
                                    

Tempo wędrówki przyspieszyło od czasu pamiętnej walki z goblinami. Drużyna pokonywała w dzień mniej więcej ze 150 km. Gdy nagle pewnego słonecznego dnia stanęli na rozdrożu drogi którą dotychczas podróżowali. Jeden z traktów wiódł w prawo, a drugi w lewo. Na tabliczce na prawym trakcie widniał lekko wyblakły napis Via Regia, a na drugiej tabliczce na drodze prowadzącej w lewo był wypalony napis Aqua semita. Przez chwile Gloria grzebała w swoim bagażu, po czym triumfalnie wyjęła lekko pogniecioną mapę. Rozwinęła papier i ich oczom ukazała się piękna, różnobarwna mapa całego kontynentu.

- Daj mi tę mapę, jestem specjalistą od czytania map.- Powiedział Sylwek wyciągając swoją rękę w stronę papierka, który trzymała Gloria. Po tych słowach Gloria wręczyła mapę Sylwestrowi.

- Wiesz co, ona chyba jest zepsuta, a może to po prostu mapa chin?-Zapytał Sylwek po krótkim przestudiowaniu mapy.

- Ha, ha, ha....-Zarechotał rubasznie Stinky.-Nasz specjalista Ha, ha... Od map Ha, ha , ha. Ty trzymasz ja do góry nogami ha, ha, ha.

- Ja.. tylko chciałem cię sprawdzić....

- Ha, ha, ha na pewno!!!

- Ej, to gdzie w końcu idziemy??? Mam już po kokardki waszych głupich przekomarzań.

- No dobra, spokojnie.

- Nie ważne daj mi tę mapę Sylwek.-Powiedziała Gloria, po której słowach mapa znów trafiła do właścicielki.

Gloria przyjrzała się mapie i stwierdziła, że muszą ruszyć lewym traktem by dotrzeć do poru. Z portu wyruszą za morze Czterech Wiatrów w stronę dalekich gór. Nie czekając na nic kompania ruszyła w stronę morza. Już po stu kilometrach wszyscy zaczęli wyczuwać sól w powietrzu. Jednak tego dnia nie dotarli jeszcze do portu w zatoce Jadowitej Płaszczki. Swój obóz rozbili na polanie pośród olbrzymich sosen i dębów. Około dwudziestej zjedli wieczorny posiłek i wyciągneli się na miękkim leśnym poszyciu. Drzewa wokół szumiały, strumyk nieopodal szemrał swoją strumyczął kołysankę, a leśna fauna także kładła się spać. Stinky powoli zamykał swoje wyłupiaste oczy... W pewnej chwili gdzieś koło trzeciej nad ranem krasnolud obudził się za potrzeba gdy nagle ujrzał, że Antek niepokojąco wisi ponad swoim posłaniem. Najwyraźniej lewitował. Stinky dla pewności przetarł oczy ale to się działo naprawde. Lecz Stinky nie mógł tak stać i się gapić, bo jego pęcherz mógł w każdej chwili eksplodować. Krasnolud szybko udał się za bujny krzak i odetchnął z ulga. Gdy wyszedł zza krzaka Antek już spokojnie leżał i cicho pochrapiwał.

Poranek był okropny, bo od rana lało jak z cebra i wszystkie rzeczy podróżników zmokły, nawet Gingerek. Po dwugodzinnej zwłoce kompania jakimś cudem ruszyła w drogę.Jednak po niecałych trzech godzinach jazdy drogę zagrodziła im rzeka. Przez rzekę prowadził nieduży mostek. Niestety droga była nieprzejezdna, ponieważ jakiś stary tłuścioch zagradzał im drogę. Na jego widok Stinky zmarszczył swoje krzaczaste brwi. Po chwili zaskoczenia podróżnicy podjechali do osobnika, który zagradzał im drogę.

- Przepraszam, czy mógłby pan nas przepuścić?- Spytała miłym głosem Gloria.

- Nie.-Odrzekł tłuścioch.

- Co prosze???

- Nie.

- Chyba pan mnie nie zrozumiał, ja i moi przyjaciele chcemy przejechać przez ten mostek jednak pan nam to uniemożliwia stojąc tutaj.

- Gloria nie cackaj się z nim, wystarczy mój lewy sierpowy by ten laluś zszedł nam z drogi.- Powiedział Stinky.

- Niech pan nie zwraca na niego uwagi.

- Nie przepuszcze was.

- Ale, dlaczego??? Możemy nawet zapłacić.

- Chcesz marnować mamonę na takiego głupka, ja mu pokaże gdzie raki zimują.

- Jeszcze raz prosze aby pan zszedł nam z drobi.-Wysyczała Gloria wyprowadzona z równowagi przez tłuściocha.

- Nie.

To ostatnie słowo wypowiedziane przez tłuściocha przeważyło szalę. Doprowadzona do furii Gloria złapała pierwsze lepsze naczynie ze swojego arsenału, zeskoczyła z różowej Pianki i rąbnęła grubasa w czaszkę. Jego oczy zamgliły się, a ciało zwiotczało i upadło na piach.

- Jestem w tym coraz lepsza.- Stwierdziła Gloria po czym schowała wysłużoną patelnie do torby.

Gugała zawlókł ciało tłuściocha na pobocze i wszyscy udali się dalej. Po paru dniach kompania dotarła do portu w zatoce Jadowitej Płaszczki. Gdy wjechali do portowego miasteczka napotkali wiele nieprzychylnych spojrzeń. Sylwester, który zanim zamieszkał na łące, w czasach młodości nieco podróżował wiedział, że w tym miasteczku mieszka niemało zbirów i złodziei. Sylwek pomyślał o tym zawczasu więc poprowadził kompanów w lewą uliczkę, bo wiedział, że po prawej stronie portowego miasteczka jest więcej typów spod ciemnej gwiazdy niż brodawek na nosie Stinkyego. Uliczka była wybrukowana i dość nowa, mogła mieć z trzy lata.

Podróżni udali się do ,,Gospody pod wrakiem'', bo już się zmierzchało. Gospoda była dość obskurna ale niezbyt droga. Gloria chciała podejść do lady ale Sylwek ją powstrzymał.

- Będzie lepiej kiedy ja tam pójde.- Wyszeptał Sylwester.

Do lady poszedł więc Sylwek. Za ladą stał łysy barman ze szmatka wycierając wielkie kufle. Gdy Sylwester podszedł bliżej ujrzał, że szmatka, którą trzymał barman nanosi bród na szklanki zamiast go usuwać. Po tym spostrzeżeniu pomyślał, że nie napije się dziś niczego.

- Brandy czy koniaku.- Wycharczał barman przez spierzchnięte usta.

- Chciałbym wynająć pokój na jedną noc.

- Pokój...-Zamyślił się łysy barman.- A wie pan chyba nie mam wolnych pokoi.

- Ma barman, ma.- Powiedział złowróżbny głosem Sylwek.- A jeśli nie to sobie inaczej pogadamy.- Po tych słowach Sylwester dotknął znacząco pochwy swojego miecza.

- A, wie pan przypomniało mi się, że mam wolną trójkę.

- No, i to mi się podoba.

- Ale... zapłata.

- A tak płacę z góry.- Po tych słowach Sylwek położył na blacie srebrną monetę.- I jeszcze jedno, zjem z piątką moich kompanów jutro śniadanie.

Po tych słowach Sylwek ruszył do miejsca gdzie zostali jego towarzysze. 

Niezwykła przygoda StinkyegoOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz