Prolog - Melodia co uspokaja serca

15 0 0
                                    

FABUŁA ZOSTAŁA WYMYŚLONA KRÓTKO PO TYM JAK DODANO INAZUMĘ. ZMIENIŁAM TO CO SIĘ DAŁO BY ZNANE JUŻ TERAZ FAKTY BYŁY KANONICZNE I W TEJ WERSJI WYDARZEŃ.
(PS. W tym ff archoni wciąż mają swoje gnosis a fatui nie zaczęło jeszcze na nie "polowania" )

♤♡◇♧♤♡◇♧♤♡◇♧♤♡◇♧♤♡◇♧♤♡◇♧

"Umysł zamknięty, serce strapione, dusza zatruta, nadzieje stracone
Nie bój się nic, w górę się wznieś, niech skrzydła wolności uniosą cię
I nie słuchaj ich, gdy mówią, że bez walki zginiesz razem z nim
Pozwól rozerwać im się, gdyż ja będę tu by poskładać cię"

Delikatna melodia grana przez młodego chłopaka w zieleni wpływała prosto do serca umierającego Adeptusa. Kruche nuty opadały na szczeliny w jego duszy, spajając je znów w jedną całość. Łzy, które nie potrafiły wydostać się z jego oczu powoli zasychały a ból karmy zdawał się blednąć. Czarnowłosy chłopak, który minuty temu konał z męczarni zdawał się wracać do życia, wciąż klęcząc zdołał podnieś swój wzrok przed siebie by dokładniej ujrzeć zapierający dech w piersi obraz. Chłopak, który w pierwszej chwili zdawał się nie wyróżniać niczym szczególnym od pozostałych poetów, był nikim innym jak Barbatosem. Każdy inny nie rozróżniłby go w śmiertelnym ubraniu, ale młody Adeptus nie był przecież nikim zwyczajnym. Gdy chciał stanąć na nogi i odejść, obawiając się co by zrobił Lord Barbatos, gdy tylko go zobaczy, jednak szybko runął z powrotem na ziemię a ból zniewalająco się zwiększył, sprawiając że czuł się jakby jego ciało było rozciągane w cztery różne kierunki świata, karma chciała oderwać wszystkie kończyny zostawiając po sobie krwawy tułów oraz przesłanie, że żaden Yaksha nie może uciec przed nieodzownym końcem. Jednak gdy sprawy zdawały się nabierać niegodziwych kolorów kolejna piosenka rozbrzmiała nad kołyszącą się wodą, tym razem Xiao rozpoznał i instrument: flet. Pomimo braku słów, był to dla niego najpiękniejszy utwór jakie dane mu było usłyszeć.
Wsłuchiwał się w dźwięki tak długo dopóki nabrał pewności, że ból już nie wróci a gdy tylko do tego doszło młody Adeptus wstał i nagłym, zwinnym begiem oddalił się od miejsca zdarzenia, nie chciał nawiązywać kontaktu z Arkonem Powietrza. Nie bał się go, nie czuł odrazy jaką darzył innych po prostu coś w jego wnętrzu nakazywało mu stamtąd uciec i nie zamierzał kłócić się ze swoim instynktem. Pomimo sprzecznych myśli i czynów miał pewność, że tamtego dnia Barbatos ocalił mu życie, nabierając przy tym poczucie podziwu i niewinnej adoracji, chciał go spotkać ponownie przy szczęśliwszych i mniej drastycznych warunkach, jeszcze raz usłyszeć jego gry i śpiewu.

"Oh, istoto z piekieł, co narodziny bogów i nie zgładził
Na zawsze już w więzieniu będziesz brodził
Oh, istoto z piekieł, co wszystko co żywe zniszczyła
W Dniu Odrodzin będziesz do wolności dążyła"

Venti westchnął cicho spoglądając na otaczające go wody. Zerknął za siebie, energia, która zdradzała mu, że ktoś go obserwował znikła. Przeciągnął się delikatnie i na skała na której siedział zaczynała być uciążliwie niewygodna. Kolejne tysiąclecie się zbliża, pomyślał a uśmiech, który zdawał się nigdy nie schodzić z jego twarzy, na kilka sekund, zmienił się w kwaśną minę. Ma jeszcze trochę czasu nie powinien martwić się tym teraz, jego uśmiech powrócił a wraz z nim kolejna melodia.

♤♡◇♧♤♡◇♧♤♡◇♧♤♡◇♧♤♡◇♧♤♡◇♧

Zaczęłam kolejny fanfik bez kończenia innych, tak, w rzeczy samej.

Upadek || XiaovenOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz