***
- Nie mogę cię zrozumieć. Po co chodzisz tak daleko w poszukiwaniu jakiejś roślinki, skoro jest ich mnóstwo pod domem. Sama widziałam jak przechodziliśmy.
- Trzeba szukać czegoś wyjątkowego. Przecież coś, co masz na co dzień nie jest wyjątkowe, bo się do tego przyzwyczajasz i przestajesz patrzeć na tą rzecz z podziwem-odparł
- No dobrze...Jednak ty nadal jesteś wyjątkowy mimo że spędzam z tobą dużo czasu.
-Nie jestem wyją...
- O! Jaki śliczny kwiat! Nie widziałam jeszcze takiego!
***
Siedziałam na łóżku i przyglądałam się swojej bransoletce. Co jest w niej takiego niezwykłego, że wywołała takie poruszenie? Czym dłużej się na nią patrzyłam, tym bardziej mnie to zastanawiało. Niech ktoś mi powie, o co chodzi, bo dłużej nie wytrzymam. Baekhyun i Suho chwilę po tym, jak ujrzeli zawieszki, bez słowa opuścili mój pokój, zostawiając mnie zdezorientowaną. Tak być nie może. Żądam wyjaśnień!
Opuściłam nogi na dywan i powoli podniosłam się z łóżka. Skierowałam się do wyjścia, a potem w stronę pokoju Suho, bo chyba tam poszli. Idąc co raz dalej w głąb korytarza, słyszałam co raz wyraźniejszą rozmowę chłopaków. Nie będę podsłuchiwać, nie powinnam. Jednak to było silniejsze ode mnie. Przystanęłam przy drzwiach, zza których słychać było rozmowę i wytężyłam słuch. Przyszłam kilka minut za późno bo jedyne co mi się udało usłyszeć to: "Sprawdzę to"
Odskoczyłam troszkę w tył i udawałam, że tylko przechodzę. Kiedy drzwi się otworzyły zobaczyłam Lay'a i Sehun'a.
- Cześć! Co to jakieś zebranie mieliście?- zaśmiałam się, może w ten sposób uda mi się wyciągnąć kilka informacji. Metoda na żarty.
- Tak. Obmyślaliśmy plan co zjeść na obiad.-odpowiedział młodszy
- Aha. I tylko tyle? Chociaż obiad to ważna sprawa- i klapa. Stoję w punkcie wyjścia
- Sehun, idź do Luhana, bo chyba coś od ciebie chciał- powiedział Lay- A ty mogłabyś mi w czymś pomóc?
- A co to takiego? Jeżeli chodzi o sprzątanie, to nie mam zamiaru.-machnęłam ręką tak jakbym się wachlowała.
- Nie-uśmiechnął się- pomogłabyś mi pozbierać kilka ziół. Niedaleko domu rośnie bazylia i mięta. Wiesz do obiadu-podrapał się po karku
- No dobrze. Ale to niedaleko?
-Nie martw się- złapał za mój nadgarstek i pociągnął za sobą.
Szliśmy już jakieś pół godziny i nie wyglądało na to, żebyśmy się mieli zatrzymać. Nie wierzę... Powiedział, że to jest blisko.
-Yah! Kłamca!- naskoczyłam na niego, ale nie zareagował- No hej! Mówię coś!-szturchnęłam go w ramię
-Nie jestem kłamcą, bo to już tu.-wskazał na niewielką polankę znajdującą się przed nami.
-Ale mówiłeś, że to jest blisko, a wcale tak nie jest.-udałam obrażoną
-Jest. Przecież wiele miejsc znajduje się dalej niż to- odparł
- Nie mogę cię zrozumieć. Po co chodzisz tak daleko w poszukiwaniu jakiejś roślinki, skoro jest ich mnóstwo pod domem. Sama widziałam jak przechodziliśmy.
- Trzeba szukać czegoś wyjątkowego. Przecież coś, co masz na co dzień nie jest wyjątkowe, bo się do tego przyzwyczajasz i przestajesz patrzeć na tą rzecz z podziwem-odrzekł i zaczął zbierać potrzebne zioła.
- Wiesz wydaje mi się, że wy...Znaczy ty i reszta jesteście wyjątkowi.
- Nie...wydaje ci się tyl...
-Jakie to śliczne! -zaczęłam zmierzać w stronę wysepki kwiatów.
Chwila! Czy takie coś nie miało już miejsca? Wydaje mi się, że już to przeżyłam, ale ja ich wcześniej nie znałam, więc jak to możliwe? Czyżby to było deja vu? Może mi się to przyśniło, albo coś... Momentalnie stanęłam w miejscu i wyprostowałam się jakby, ktoś ukuł mnie szpilką w plecy. Rozejrzałam się.
-Lay! Gdzieś ty polazł?!
Chłopak gdzieś znikł. Nigdzie go nie było, a przynajmniej ja go nie widziałam.
-Lay! To nie jest śmieszne! Wyłaź! Przecież ja nawet nie wiem jak wrócić do domu. Lay!- zaczęłam krzyczeć co raz głośniej, może mnie usłyszy. Jednak nic to nie dawało. Czy ten idiota mnie tu zostawił?! Zaczęłam myśleć o reszcie chłopaków. Może bym się z nimi skontaktowała, ale jak, skoro telefon zostawiłam w domu. Chyba rozpalę ognisko i tak jak Indianie zacznę puszczać sygnały dymne. Po kilku minutach krążenie w kółko usiadłam na trawie i zaczęłam myśleć.
Nagle poczułam jak coś rozcina skórę na moim policzku. Uniosłam wzrok i zobaczyłam odłamki szkła. Kolejne deja vu?
~ Perspektywa Lay'a~
- Jakie to śliczne!- wykrzyknęła Mimi i skierowała się w stronę kwiatów odwracając się do mnie tyłem. To był ten moment. Po cichu wycofałem się i wdrapałem na pobliskie drzewo. Zacząłem ją obserwować.
-Lay! Gdzieś ty polazł?!-usłyszałem jej cichy krzyk. Uśmiechnąłem się pod nosem. Dla mnie to było śmieszne dla niej, może nie.
-Lay! To nie jest śmieszne! Wyłaź! Przecież ja nawet nie wiem jak wrócić do domu. Lay!- zaczęła krzyczeć co raz głośniej. Postanowiłem wyjść z kryjówki, bo i tak w ten sposób niczego się nie dowiem.
-Mimi! Tutaj!- stanąłem przed nią, jednak mimo, że patrzyła w moim kierunku wydawało się jakby mnie nie widziała.
Podszedłem do niej bliżej. Może to ona teraz się zgrywa? Siedziała teraz na ziemi. Kucnąłem przed nią. Nagle podniosła głowę. Miałem nadzieję, że powie coś w stylu: "O! Wiesz jak bardzo cię nie cierpię?!"
Jednak nic takiego nie padło z jej ust. Zamiast tego ujrzałem na jej policzku kolejne rozcięcie, a jej wzrok wydawał się być przerażony. Tylko czym? Mimi zasłoniła twarz rękoma i zamknęła oczy. Na jej przedramionach zaczęły się pojawiać kolejne rozcięcia. Cholera! Co jest?!
~Perspektywa Mimi~
Po pierwszym rozcięciu momentalnie zasłoniłam twarz. Poczułam, jak kolejne szkła rozcinają moją skórę. Co się dzieje? Dlaczego ja?
-Yixing!-krzyknęłam zrozpaczona.
Nagle poczułam jak ktoś chwyta mnie za ramiona i pociąga w swoją stronę. Poddałam się temu, chciałam tylko, żeby to szkło zniknęło. Przez myśl przemknęło mi, że to Lay. Miałam rację. Przycisnął mnie do swojej klatki piersiowej.
-Co się stało? - zapytał lekko drżącym, jakby przestraszonym głosem.
-Ja....ja nie wiem... Tam było szkło...znaczy odłamki...leciały.....bolało...-mówiłam nieskładnie ze względu na to, że to było dla mnie szokiem. Nie potrafiłam niczego powiedzieć. Cała się trzęsłam, a łzy powoli wypełniały moje oczy, by po chwili zamoczyć kawałek koszulki Lay'a
-Ale tu żadnego szkła nie było.-odparł gładząc mnie po plecach, aby mnie uspokoić.
-A to!-wyrwałam się i wskazałam palcem na miejsce, z którego wcześniej zostałam zabrana- Gdzie ono jest? Przecież....
-Mówiłem....A tak w ogóle...Czy widziałaś mnie?- zapytał kładąc rękę na moim ramieniu. W jego oczach widziałam troskę, zmartwienie oraz iskierkę niepokoju.
-Jak ciebie nigdzie nie było?!-wydarłam się nie panując nad swoimi emocjami.
-Jak...-wypowiedział niemal bezgłośnie - Chodź musi to opatrzyć - podniósł się i wskazał na moje ręce. Widział w jego oczach zdziwienie, ale też jakiś tajemniczy błysk, którego za nic na świecie nie mogłam rozszyfrować. To wszystko zaczyna mnie przerażać.