Rozdział 4

213 25 4
                                        

Siedziałam na łóżku w pokoju Lay'a i uparcie wpatrywałam się we własne ręce przyglądając się poczynaniom chłopaka. Na moich lekko zaróżowionych policzkach widniały trzy plastry. Yixing opatrzył moje pocięte ręce, a bandaże sięgały aż do łokci. Kilka warstw materiału przesiąkło krwią, która sączyła się z ran. Rozcięcia cały czas piekły, choć według mnie już powinny przestać. Wewnętrzna "ja" cała była roztrzęsiona i płakała jak małe dziecko, ale nie pokazywałam tamtego oblicza, chociaż przez ciszę jaka panowała w pokoju wydawało mi się, że moja maska za chwilę pęknie i ukaże się to co skrywałam. Nie mogłam wytrzymać, więc w końcu się odezwałam, a mój głos lekko drżał.

- Ano... Dziękuje i przepraszam za kłopot. Na prawdę nie wiem jak to się mogło stać- mówiłam trzymając głowę spuszczoną, tak jakbym obawiała się kary. Sądziłam, że chłopak coś odpowie i czekałam, ale on tylko mruknął coś pod nosem. Nie wiedziałam co robić i po prostu wyszłam z jego pokoju. Przemierzając korytarz naciągnęłam rękawy bluzy tak, aby zakrywały moje dłonie do połowy palców. Nie chciałam żeby którykolwiek z chłopaków zobaczył bandaże, bo jeszcze pomyślałby sobie nie wiadomo, o czym, a ja nie miałam ochoty nikomu się tłumaczyć.  Przemykałam przez korytarz ze spuszczoną głową, wpatrując się w podłogę. I to zachowanie mnie zgubiło... W pewnym momencie wpadłam na, któregoś w chłopaków i runęłam na ziemię.  Uniosłam wzrok i popatrzyłam na moją "przeszkodę". Był to Chanyeol.

- Mimi żyjesz?- zapytał i podał mi dłoń. Patrzyłam raz na jego twarz, raz na jego rękę. Po chwili złapałam się jej zapominając o bandażach.  Na moje nieszczęście, rękawy bluzy zsunął się na tyle, że można było dojrzeć biały materiał.  Stojąc już na własnych nogach, od razu naciągnęłam rękawy, jednak chłopak zauważył moje pozawijane dłonie i chwycił je. Podciągnął rękawy i zaczął intensywnie przyglądać się moim rękom.

- Co to jest?- zapytał przenosząc wzrok na moją twarz.

- Nie twój interes!-warknęłam, chcąc uniknąć zbędnej w tym momencie rozmowy.

- Ale ty się nie...

- Nie! - krzyknęłam i wbiegłam do pierwszego lepszego pokoju trzaskając drzwiami. Nie wiedziałam czyj to pokój, więc rozejrzałam się wokoło. Okazało się, że mieszka tu Jongin i Kyungsoo. Obaj siedzieli na swoich łóżkach i przyglądali się mi, jak jakiejś kosmitce. Przejechała po nich wzrokiem, ale moje myśli zajmował Chen, który uparcie walił pięściami w drzwi.

- Mógłby któryś z was go spławić? Proszę - spojrzałam na nich błagalnie. Nie musiałam długo czekać na odzew, gdyż kilka sekund później, Kai podniósł się z łóżka i podszedł do mnie. Przesunęłam się, gdyż przez cały ten czas opierałam się plecami o drzwi. Chłopak otworzył drzwi z rozmachem.

- Chcę pogadać z Mimi, więc bądź tak miły i odsuń się - Chanyeol  najwyraźniej się wkurzył kiedy w drzwiach pojawił się Jongin zamiast mnie, dlatego też chciał wtargnąć do pokoju. Kai w ramach sprzeciwu oparł się o prawą stronę framugi drzwi, zaś na lewej stronie  umieścił swoją nogę zagradzając tym samym drogę Yeollie'mu.

- A ty gdzie się wybierasz? Po pierwsze nikt cię tu nie zapraszał. Po drugie Mimi tutaj nie ma - na jego drugi argument strzeliłam tzw. "face palm'a" po czym spojrzałam na D.O załamanym spojrzeniem.

- Jak jej nie ma, skoro tutaj przed chwilą wbiegła?

- Wyskoczyła oknem. Idź i szukaj jej na dworze - powiedział lekko kpiącym tonem Kai, po czym dodał- A teraz muszę pana pożegnać. Do widzenia! - warknął i uczynił to samo, co ja kilkanaście minut temu, czyli trzasnął drzwiami.

- Yah! Kim Jongin! Otwieraj te drzwi! - krzyczał jeszcze przez chwilę Chanyeol, ale w końcu przestał i chyba odszedł. Nie rozumiem, o co on się wkurzył.  To, o czym chcę powiedzieć, a o czym nie, to już moja sprawa.  Westchnęłam po cichu i odwróciłam się w stronę Kai'a.

- Dzięki. Chyba mam u ciebie dług - co ja gadam? Jaki dług, przecież on niczego takiego nie zrobił. Prędzej, czy później, sam odpędziłby Chanyeol'a, gdyż ten był naprawdę upierdliwy.

- Ja już nawet mam pomysł, jak spłacisz ten dług- powiedział i zaczął do mnie podchodzić. Chyba wiem, co chce zrobić, ale nie ze mną takie sztuczki.  Cofnęłam się kilka kroków w tył i oparłam o drzwi. Otworzyłam je i wyskoczyłam z pokoju tak szybko, jak się w nim pojawiłam.

- Zboczeniec!- pisnęłam na odchodne, udając typową sztuczną lalunię, która chce zwrócić na siebie uwagę, a jak przychodzi co do czego, to piszczy i ucieka. Powiedzmy, że zrobiłam to samo, ale specjalnie.

- Ale co ja takiego zrobiłem? - usłyszałam zanim drzwi się zamknęły.

Uśmiechałam się sama do siebie. Szybko zmienił mi się humor, a to dobrze nie wróży.  Nadchodzą "te dni". Aish...będę drażliwa i to bardzo. Bez kija lepiej nie podchodzić, ale przynajmniej mogę usprawiedliwić się kiedy nabije komuś guza lub coś. Cóż...jak to mówiła moja nauczycielka: '' Life is brutal, full of zasadzkas and kopas w dupas ". Złote myśli z lekcji.


     Siedziałam w pokoju przez kilka godzin nudząc się niemiłosiernie. Słuchałam muzyki i szukałam dogodnej dla mnie pozycji przekręcając się z boku na bok. Nagle ktoś wparował do mojego pokoju. Widziałam wszystko do góry nogami, gdyż wisiałam głową w dół. Ową osobą był Suho. Przyglądał mi się uważnie, skanując każdy milimetr mojego ciała. Zatrzymał się na rękach, które ułożyłam, na brzuchu. Wydawało mi się, że jest coś nie tak. Podniosłam się do siadu i otworzyłam usta żeby coś powiedzieć, jednak zostałam wyprzedzona

- Dlaczego nic nie powiedziałaś?! Pokaż to. - niemalże krzyknął. Jednak jego ton głosu był taki bardziej opiekuńczy niż wkurzony.  Usiadł koło mnie i pociągnął jedną z moich rąk w swoją stronę. Szybko odwinął bandaż i zaczął się przyglądać ranom. Nie protestowałam, nic nie mówiłam. Po prostu siedziałam.

- Mimi...Jak to się stało? Co się wtedy stało? Lay mówił, żebym pogadał z tobą, bo on dokładnie nie wie, co się stało- powiedział dużo łagodnie i przede wszystkim ciszej.

- A wziąłeś pd uwagę fakt, że ja nie chcę o tym rozmawiać?- zapytałam z ironią, a on przewrócił oczami. Błądziłam wzrokiem, gdzież po ścianie, unikając tym samym jego spojrzenia.

- Dziewczyno! To jest bardzo ważne, więc proszę...powiedz cokolwiek- potrząsnął mną. Zaraz mnie coś strzeli. Czy wszyscy tutaj, są tacy dociekliwi?

 - Mimi, chyba chcesz ży...

- Dobra! Mówię to dla świętego spokoju.- westchnęłam i spojrzałam na niego. Odetchnęłam głęboko i zaczęłam opowiadać mu wydarzenie sprzed kilku godzin. Nie zważałam na to, że jest druga w nocy. Chciałam mieć po prostu spokój. Spędziliśmy w moim pokoju kilkadziesiąt minut.

- No, i to by było na tyle- zakończyłam swoją opowieść- A teraz mógłbyś wyjść, bo jestem zmęczona.

-Jasne...Śpij dobrze.- powiedział, kiedy układałam się pod kołdrą. Zamknęłam oczy i próbowałam zasnąć.

- Nawet nie wiesz w jakim niebezpieczeństwie się znajdujesz.- szepnął Suho myśląc, że już usnęłam. Chwilę po tym, wyszedł z pokoju, zostawiając mnie samą.  Otworzyłam oczy i usiadłam na łóżku. Zastanawiałam się o jakie niebezpieczeństwo chodzi. Złapałam za swój prawie rozładowany telefon i napisałam wiadomość do Hoon'a. Mimo późnej pory wiedziałam, że odpisze. Nie pomyliłam się... Dosłownie minutę później dostałam wiadomość od chłopaka. Umówiłam się z nim jutro na obrzeżach Seulu. Skoro to mój przyjaciel, to powinnam mu powiedzieć cokolwiek. Najwyżej uzna mnie za wariatkę, ale nie będę miała wyrzutów sumienia. Zważywszy na słowa Suho, w mojej głowie z każdą minutą, zaczęły pojawiać się nowe pytania. Zapowiada się bardzo męcząca i do tego nieprzespana noc.

AfterlifeOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz