Siedziałam na fotelu z miską płatków czekoladowych, jedząc je.
Siedziałam tutaj już dobre czterdzieści minut. Chris ulotnił się o dwunastej, ponieważ miał jakiś obiad rodzinny, na którym, chcąc nie chcąc, musiał się pojawić.
Patrzyłam przez duże okno na nasze podwórko, patrzyłam na równo przycięte krzaczki, na których punkcie Elizabeth miała obsesję, na huśtawkę, która stoi tutaj, odkąd tylko pamiętam, na różowy hamak, na którym kochałam leżeć razem z Noah i zrzucać się na przemian, oczywiście "niechcący", na basen, w którym pływał sobie dmuchany jednorożec.
Patrzyłam na to wszystko z uśmiechem, a kolejne wspomnienia wpadały do mojej głowy.
Moje dumanie w ciszy zostało przerwane dźwiękiem schodzenie po schodach, nie odwróciłam się nawet w tamtym kierunku, wciąż obserwując widoki za oknem, które od siedemnastu lat były takie same.
Obok mnie pojawił Noah, który, jak ostatni męczennik, upadł na kanapę. Spojrzałam na niego kątem oka, wkładając garść płatków do buzi. Blondyn ponownie westchnął i odwrócił głowę w moim kierunku.
- Chyba umieram - powiedział, na co parsknęłam śmiechem, poprawiając się na fotelu.
- Kac morderca nie ma serca - skomentowałam, na co znowu jęknął i złapał różową poduszkę, przyciskając ją do twarzy. Pokręciłam głową, śmiejąc się i wrzuciłam kolejną garść płatków do buzi.
Odwróciłam się, gdy usłyszałam dźwięk otwieranych drzwi, w których zobaczyłam mamę. Po cichu zamknęłam drzwi i jak najciszej zdjęła buty, myśląc, że pewnie śpimy.
Zabawne, w innych domach to dzieci skradają się po cichu, żeby nie mieć problemu z rodzicami, a u nas jest wręcz przeciwnie.
- Cześć mamo - powiedziałam na tyle głośno, by mnie usłyszała, blondynka zatrzymała się w pół kroku i przymknęła oczy, mamrocząc coś pod nosem. Odwróciła się powoli w moim kierunku i otworzyła oczy.
- No hej córeczko - powiedziała z szerokim uśmiechem, odkładając czarną torebkę na szafkę - O i cześć syneczku - dodała, gdy zauważyła Noah, który usiadł na kanapie i także jej się przyglądał z dwuznaczny uśmiechem na twarzy - Dobra, widzę te wasze uśmieszki! - wyrzuciła ręce w powietrze. Przeszła przez korytarz, stając na wprost mnie za fotelem, zakładając dłonie na biodrach. Spojrzała najpierw na mnie, a później na Noah. Gdy spojrzała na blondyna zmarszczyła brwi i podeszła do niego, łapiąc go za brodę i odwróciła jego głowę w bok - Co ci się stało? - zapytała, zmarszczyłam brwi i również przyjrzałam się jego twarzy. No tak, nadal miał na niej plastry po wczorajszej, a raczej dzisiejszej nocy. Chłopak wyrwał się z jej uścisku i otworzył buzię, aby coś powiedzieć - Tylko błagam Cię, nie wyjeżdżaj mi z tekstem, typu wpadłem na drzewo albo poślizgnąłem się pod prysznicem - wyprostowała się, zakładając ręce na piersi.
Blondyn westchnął i oparł się o kanapę.
- Pobiłem się wczoraj z takim jednym gościem - odpowiedział wprost, brwi blondynki wystrzeliły w górę, kobieta usiadła obok niego, cały czas obserwując jego profil.
- Dlaczego? - zapytała, wzdychając.
- Mówił okropne i obrzydliwe rzeczy o Tori - odwrócił głowę w jej kierunku, na co kobieta się uśmiechnęła i pogładziła go po ramieniu.
- Jak wygląda ten drugi? - zapytała. Noah zmarszczyl brwi spoglądając na mnie po czym westchnął i wrócił wzrokiem do kobiety.
- Gorzej - odpowiedział na co ta się uśmiechnęła.
- Jesteś cudownym bratem, wiesz o tym? - zapytała i spojrzała na mnie, na co również się uśmiechnęłam - Mam nadzieje, że złamałeś szmacie nos - dodała, na co, razem z Noah, parsknęliśmy śmiechem.
CZYTASZ
I Hate You
Teen FictionVictoria to siedemnastoletnia dziewczyna która ma problemy ale kto w tym świecie ich nie ma? Ma je każdy, lekarz, sąsiad, pani z kwiaciarni która na codzień wydaje się uśmiechnięta. Jednym z jej problemów jest nie jaki William Carter który jednym gł...