.67

248 19 4
                                    


Aż nieprawdopodobne jak sytuacja potrafi się zmieniać. Jeszcze nie tak dawno dałaby wszystko, żeby Jack zachowywał się tak jak po usłyszeniu o ciąży. Może nie zmienił się o 180 stopni, ale na pewno był dla niej zdecydowanie lepszy. Miał 28 lat i właściwie dziecko wcale nie było dla niego takim problemem. Zależało mu na Ivy i może nie planował zakładać z nią od razu rodziny, ale w tej sytuacji wcale nie widział problemu. Myślał, że Ivy tak naprawdę bała się jego reakcji, więc starał się ją pocieszać. Dla niej to praktycznie oznaczało koniec nadziei na powrót do Zayna. Może gdyby myślała logicznie nie skreśliłaby związku z brunetem tylko z powodu ciąży, ale była już tak niestabilna emocjonalnie, że jej myśleniem rządziły rozedrgane emocje.

Jej dni zaczął wypełniać płacz, po którym zasypiała zmęczona. Jadła niedużo, a do tego minimum zmuszał ją Jack widząc, że nie jest z nią dobrze. Ginekolog, która prowadziła ciążę pocieszała go, że w pierwszym trymestrze może tak być, z powodu emocji, złego samopoczucia i mdłości. W jakimś momencie rzeczywiście wydawało się, że zaczyna się jej poprawiać, ale to był po prostu kolejny etap akceptowania porażki, gdy Ivy zrobiła się bardziej bierna. Płakała trochę mniej, jakby po prostu wypłakała wszystkie łzy. Niepokojące było to, że dziecko właściwie w ogóle nie dawało o sobie znać, poza tym, że brzuch dziewczyny się zaokrąglił i powiększał. Jack co jakiś czas przykładał dłonie do jej brzucha, ale ani razu nie poczuł ruchu. Maluch nie kopał, ale kolejne badania stwierdzały, że wszystko jest prawidłowo. To też trochę wpłynęło na dziewczynę: oswoiła się z myślą o dziecku i zaczęła czuć jednak odpowiedzialność za maleństwo. Zaczęła więcej jeść i dzięki temu miała też więcej siły, chociaż nie wpłynęło to specjalnie na jej stan umysłu.

Minął kolejny miesiąc. Kolejna kontrola, na którą pojechała razem z Jackiem. Chłopak znowu pomagał jej przy wychodzeniu z samochodu i prowadził do gabinetu ginekologa. Gdy byli w trakcie badania skupiał się na obrazie z usg i dopytywał o różne sprawy. Patrzyła na niego i w jej głowie chyba pierwszy raz pojawiła się myśl, że może to nie taka tragedia, że ma Jacka. Że skoro los nie pozwolił jej być z Zaynem... może szatyn... może mogłaby jeszcze jakoś wrócić do jakichś pozytywnych emocji względem niego... Chyba pierwszy raz od kiedy do niego wróciła bardzo delikatnie odwzajemniła jego uśmiech, gdy wychodzili. Nie wyszło to może zbyt dobrze, ale próba odgonienia tych wszystkich czarnych myśli i tak kosztowała ją bardzo dużo. Gdy wrócili do domu jeden z ludzi Jacka zawołał go do jednego z pokojów, a szatynka chciała się pójść położyć, więc powoli się rozebrała i już miała pójść do sypialni, ale usłyszała głosy z pomieszczenia, w którym zniknął szatyn, więc zatrzymała się na korytarzu. Coś było w tym dziwnego, a poza tym nic jej nie mówił o jakichkolwiek spotkaniach w tym dniu.

- Ivy, skarbie, chodź tutaj. – Jack wychylił się na korytarz zanim zdążyła się oddalić. Spojrzała na niego zdziwiona, ale weszła za nim do pokoju. Przez chwilę niedowierzając wpatrywała się w twarz, która śniła się jej czasami. Otrząsnęła się i spojrzała wyczekująco na Jacka, chociaż serce biło jej tak, jakby chciało się wyrwać z jej piersi.

- Co on tutaj robi? – Zapytała cicho, ale jej głos zdradzał drżeniem zdenerwowanie. Nie rozumiała co się dzieje. Skąd Zayn się znalazł w domu Jacka? Przecież Jack nie mógł o nim wiedzieć...

- No właśnie chciałem zapytać czy go przypadkiem znasz, czy kompletnie mu odpierdoliło, że dobijał się do bramy wołając twoje imię?

- Jack. Uspokój się. – Nie wiedziała czy jego podnoszący się głos oznaczał złość czy może zazdrość.

- Kurwa. Może do niego uciekłaś? – Musiał jednak być zazdrosny, chociaż to znaczyło, że jest też zły. Dziewczyna miała tylko taką przewagę, że nie wiedział co ją łączyło z brunetem, a wyglądało, że Zayn też zatrzymał to dla siebie, za co w duchu mu podziękowała.

- Jack. Możesz odpuścić? Myślałam, że chociaż trochę się zmieniłeś...

- Jeżeli, kurwa, nie masz z nim nic wspólnego, to możesz wyjść. – Był dziwnie podminowany. Jego ton chyba pierwszy raz przypominał tak bardzo ten, którego używał czasem przed jej ucieczką. Widziała jak w zwolnionym tempie jak Jack zwraca się do jednego z ludzi, którzy robili za ochronę domu, sięgnął do jego pasa i wyciągnął pistolet z jego kabury. Jakiś czas mierzyli się wzrokiem. W końcu ręka szatyna drgnęła i powoli podniósł pistolet wymierzając go w klatkę piersiową chłopaka. Wyglądał, jakby chciał coś powiedzieć do Zayna, ale Ivy nie wytrzymała, przeszła obok szatyna i stanęła pomiędzy nimi. Jej serce waliło tak głośno, że prawie nic nie słyszała. Stanęła tak, że gdyby strzelił, jedna kula przeszyłaby jej głowę i jego serce. Spojrzała prawie wyzywająco prosto w stalowe oczy.

- Ivy. Odsuń się kurwa od niego. Wiedziałem, że coś do niego masz.

- Jack. To jest mój przyjaciel. Tylko dzięki niemu nadal żyję. Gdyby nie pomógł mi w Londynie nie wiem co by się ze mną stało. Jeżeli za to ma się mu stać krzywda – zabij też mnie, bo nie wiem, jak miałabym żyć z poczuciem, że dobre osoby, które mi pomogły miałyby zostać przez to skrzywdzone. – Wiedział, że jest przywiązana do rodziny i przyjaciół. Jeżeli uwierzyłby, że Zayn po prostu jej pomógł to była szansa. Widziała jak Jack zastanawia się nad jej słowami, patrząc jej ciągle w oczy.

- Ok. Niech idzie. Ale żebym go tu więcej nie widział. – Mruknął z rozdrażnieniem poddając się Ivy.

- Obiecaj mi, że wróci do domu bezpiecznie. Że nikt mu nic nie zrobi. – Musiała się upewnić.

- Myślisz, że coś mu zrobię? – Brzmiał jakby był jeszcze bardziej niezadowolony.

- Nie wiem. Ale chcę mieć pewność, że dotrze do Londynu. Że nie wpadniesz na jakiś głupi pomysł. Jeżeli coś mu się stanie to ostrzegam cię - nie uratujesz ani mnie ani dziecka. Ma zadzwonić z Londynu. Chcę, żeby Niall powiedział mi, że bezpiecznie dotarł. – Ostatnie zdanie powiedziała bardziej do Zayna, chociaż ciągle patrząc w oczy tylko i wyłącznie szatynowi. Nie spojrzała ani razu na tego, którego tak bardzo chciała widzieć. Jej wzrok utkwiony był w chłopaku, który wciąż trzymał broń, dopóki nie kiwnął głową i nie warknął w stronę bruneta:

- Dobra, ale masz się tu więcej nie pokazywać, bo następnym razem się wkurwię za takie najście. Uznam, że chciałeś wiedzieć, czy wszystko z nią w porządku jako przyjaciel. A teraz spieprzaj stąd. Dajcie mu numer jak będziecie go odprowadzać, żeby zadzwonił, skoro Ivy sobie tego życzy.

Na wszelki wypadek nadal nie odwracając się, podeszła do szatyna i mruknęła ciche „dziękuje".

Czekała nie mogąc znaleźć sobie miejsca dopóki Jack nie przekazał jej telefonu, w którym usłyszała zaaferowany głos Nialla. Upewniła się, że Zayn był bezpieczny. Chwilę rozmawiała z blondynem, bo jego głos był dla niej kojący. Zawsze był pocieszający, ale tak długo już go nie słyszała, że pierwszy raz poczuła coś na kształt ulgi. Wiedziała też, że gdyby miała rozmawiać z Zaynem po prostu by się poryczała.

Nie wiedziała co ma myśleć. Nadal była zdania, że dziecko z innym pewnie przekreśla ją dla Zayna, ale wiedziała też, że szukał jej przez ten cały czas. Tak często jego twarz pojawiała się w jej myślach i snach, tak bardzo tęskniła za jego ciepłymi oczami, a gdy wreszcie go zobaczyła, mogła poświęcić mu tylko kilka sekund. Nie mogła się przy nim rozkleić, bo Jack by go zabił. A to było jedyną gorszą opcją niż życie bez niego. Jej plany, żeby spróbować dać szansę szatynowi poległy. Wystarczyły te sekundy patrzenia na Zayna, żeby jej serce kategorycznie zakazało jakichkolwiek prób otwierania go dla innych.

Addicted to chocolate. | z.m. [ZAKOŃCZONE]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz