2

68 9 256
                                    

Ciemność zakwitła, a blade światło dobiegające z żyrandola, oświetlało zagubione dusze. Obserwował pokój, w którym niejednokrotnie się bawił, gdy był jeszcze dzieckiem. Oglądał bajki, grał na konsoli i podkradał słodycze swojemu przyjacielowi. We własnym domu nie doświadczył tyle ciepła, ile podarowała mu rodzina Oikawy, bo wychowywał się z nim i trwał przy nim, a mama szatyna cieszyła się, że jej syn ma kogoś, kto czasami sprowadza go na ziemię.

Dzieciństwo przeminęło, a oni sięgnęli dna.

Byli przy sobie zawsze. Widzieli swoje pierwsze łzy radości, smutku, czy też bezsilności. Razem pokochali taniec i wygrywali albo przegrywali. Kąpali się w jednej wannie, przeszli wspólnie swoją pierwszą grę, a nawet zasypiali w tym samym łóżku, bo byli dziećmi wierzącymi w przyjaźń. Inne osoby się nie liczyły, choć Tōru miał jeszcze jedną ważną osobę w swoim życiu, to wtedy bardziej liczył się dla niego Kenma.

Więc dlaczego, gdy patrzyli w swoje tęczówki, czuli, że dzieli ich przepaść.

Od śmierci Kuroo minęły dwa tygodnie, a on nie potrafił normalnie funkcjonować. Próbował, naprawdę się starał, ale samo wstawanie z łóżka, było dla niego wyczynem godnym pochwały. Słyszał jego śmiech, gdy siedział w domku i palił papierosa. Czuł miękkość ust, które już nigdy go nie dotkną. Pragnął powiedzieć mu, że bez niego nie jest już sobą, ale wcześniej go nie znał i funkcjonował, więc dlaczego teraz nie potrafił? Znał odpowiedź na zadawane sobie pytanie, jednak bolały go te słowa. Nie umiał ich wymówić.

— Przepraszam, że nie byłem przy tobie — powiedział, wpatrując się w złoto, które niegdyś było ulubionym kolorem pewnego chłopaka. — Jak się czujesz?

Żałował, że zadał to pytanie, ponieważ na twarzy blondyna pojawił się grymas, tworzący coś na wzór złośliwego uśmiechu.

— Wyśmienicie — prychnął, a jego oczy zalśniły łzami, a ból zawładnął ciałem szatyna i był tak uporczywy, jak brak miłości. — Codziennie patrzę w lustro i zastanawiam się, czy moje istnienie ma jeszcze sens.

Nie wiedział, czemu do niego przyszedł. Prawdopodobnie sentyment zaprowadził go do miejsca, w którym nie było śladów obecności Kuroo.

Chciał zapomnieć, że oddał mu się w całości i podpisał niewidzialnym tuszem pakt, świadczący o ich miłości. Został z tymi uczuciami sam i czuł się, jak niebo bez chmur, jak ocean bez fal i jak popiół bez krzty piękna.

— Kenma, czego ode mnie oczekujesz? — spytał, podchodząc do niego.

Nie mógł pomóc osobie, która doświadczyła upadku, bo on sam potrzebował pomocy. Nie da mu dobrych rad i nie powie, że wszystko się ułoży. Sam przed chwilą miał zamiar pozbyć się choć namiastki swojego problemu, a później udać się na imprezę i dokończyć, co zaczął, więc nie wiedział, jak miał mu doradzić, gdy sam zabłądził.

— Chcę zapomnieć, a to jedyne miejsce, które przyszło mi na myśl — odpowiedział, odwracając wzrok.

Zaciskał dłonie na rękawach za dużej bluzy i błagał świat, aby przestał utrudniać mu oddychanie.

— Mogę ci zaproponować wypicie jakiś kolorowych alkoholowych mieszanek, a później zagramy w nasze gry z dzieciństwa, co ty na to? — zapytał, choć szczerze wolałaby zaspokoić własne potrzeby, to wiedział, że musi się teraz poświęcić.

W końcu zataił przed nim prawdę, o której nigdy mu nie powie, bo wolałaby rozpłynąć się na wietrze, niż przyznać się do własnego egoizmu.

— Dzięki, bo nie mam siły na poważne rozmowy — westchnął, a Oikawa pokiwał tylko głową w geście zrozumienia. — Przynieś, co masz alkoholiku, nie zajmę ci wieczności i zmyje się przed dwudziestą drugą — powiedział, podchodząc do łóżka.

Zakład o to, że węże są goryczą w słodyczy? ⚘Iwaoi⚘Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz