Ciemność zakwitła, a blade światło dobiegające z żyrandola, oświetlało zagubione dusze. Obserwował pokój, w którym niejednokrotnie się bawił, gdy był jeszcze dzieckiem. Oglądał bajki, grał na konsoli i podkradał słodycze swojemu przyjacielowi. We własnym domu nie doświadczył tyle ciepła, ile podarowała mu rodzina Oikawy, bo wychowywał się z nim i trwał przy nim, a mama szatyna cieszyła się, że jej syn ma kogoś, kto czasami sprowadza go na ziemię.
Dzieciństwo przeminęło, a oni sięgnęli dna.
Byli przy sobie zawsze. Widzieli swoje pierwsze łzy radości, smutku, czy też bezsilności. Razem pokochali taniec i wygrywali albo przegrywali. Kąpali się w jednej wannie, przeszli wspólnie swoją pierwszą grę, a nawet zasypiali w tym samym łóżku, bo byli dziećmi wierzącymi w przyjaźń. Inne osoby się nie liczyły, choć Tōru miał jeszcze jedną ważną osobę w swoim życiu, to wtedy bardziej liczył się dla niego Kenma.
Więc dlaczego, gdy patrzyli w swoje tęczówki, czuli, że dzieli ich przepaść.
Od śmierci Kuroo minęły dwa tygodnie, a on nie potrafił normalnie funkcjonować. Próbował, naprawdę się starał, ale samo wstawanie z łóżka, było dla niego wyczynem godnym pochwały. Słyszał jego śmiech, gdy siedział w domku i palił papierosa. Czuł miękkość ust, które już nigdy go nie dotkną. Pragnął powiedzieć mu, że bez niego nie jest już sobą, ale wcześniej go nie znał i funkcjonował, więc dlaczego teraz nie potrafił? Znał odpowiedź na zadawane sobie pytanie, jednak bolały go te słowa. Nie umiał ich wymówić.
— Przepraszam, że nie byłem przy tobie — powiedział, wpatrując się w złoto, które niegdyś było ulubionym kolorem pewnego chłopaka. — Jak się czujesz?
Żałował, że zadał to pytanie, ponieważ na twarzy blondyna pojawił się grymas, tworzący coś na wzór złośliwego uśmiechu.
— Wyśmienicie — prychnął, a jego oczy zalśniły łzami, a ból zawładnął ciałem szatyna i był tak uporczywy, jak brak miłości. — Codziennie patrzę w lustro i zastanawiam się, czy moje istnienie ma jeszcze sens.
Nie wiedział, czemu do niego przyszedł. Prawdopodobnie sentyment zaprowadził go do miejsca, w którym nie było śladów obecności Kuroo.
Chciał zapomnieć, że oddał mu się w całości i podpisał niewidzialnym tuszem pakt, świadczący o ich miłości. Został z tymi uczuciami sam i czuł się, jak niebo bez chmur, jak ocean bez fal i jak popiół bez krzty piękna.
— Kenma, czego ode mnie oczekujesz? — spytał, podchodząc do niego.
Nie mógł pomóc osobie, która doświadczyła upadku, bo on sam potrzebował pomocy. Nie da mu dobrych rad i nie powie, że wszystko się ułoży. Sam przed chwilą miał zamiar pozbyć się choć namiastki swojego problemu, a później udać się na imprezę i dokończyć, co zaczął, więc nie wiedział, jak miał mu doradzić, gdy sam zabłądził.
— Chcę zapomnieć, a to jedyne miejsce, które przyszło mi na myśl — odpowiedział, odwracając wzrok.
Zaciskał dłonie na rękawach za dużej bluzy i błagał świat, aby przestał utrudniać mu oddychanie.
— Mogę ci zaproponować wypicie jakiś kolorowych alkoholowych mieszanek, a później zagramy w nasze gry z dzieciństwa, co ty na to? — zapytał, choć szczerze wolałaby zaspokoić własne potrzeby, to wiedział, że musi się teraz poświęcić.
W końcu zataił przed nim prawdę, o której nigdy mu nie powie, bo wolałaby rozpłynąć się na wietrze, niż przyznać się do własnego egoizmu.
— Dzięki, bo nie mam siły na poważne rozmowy — westchnął, a Oikawa pokiwał tylko głową w geście zrozumienia. — Przynieś, co masz alkoholiku, nie zajmę ci wieczności i zmyje się przed dwudziestą drugą — powiedział, podchodząc do łóżka.
CZYTASZ
Zakład o to, że węże są goryczą w słodyczy? ⚘Iwaoi⚘
Fanfiction"W płucach dym, a na wietrze szarości i uśmiech słodki przesiąknięty goryczą miłości. Tkwili w nieskończoności zdarzeń niepojętych dla ludzkości i w ich niemoralnej historii powstała ukryta wieża pośród rozkwitających jabłoni. Była niegdyś zaklęta...