Prolog

127 13 60
                                    

A oni jakby z dymu powstali, błądzili po świecie w nieskończoności szarości, w których nie było miejsca na szczęście bez bólu i łez, bo będąc razem, tworzyli wzór bez możliwości rozwikłania. 

Subtelne muśnięcia warg upojonych alkoholem, a później ciemność męcząca nieprzyjemnie dwójkę nastolatków. Nie znali swoich imion, ale pragnęli siebie wzajemnie i można rzec, że było to głupie, a nawet lekkomyślne, gdy wylądowali w tanim motelu, kosztując się kolorowymi drinkami niejednokrotnie tej nocy. Choć sobą upoili się bardziej, to smak alkoholu wymieszanego z bezwstydnością, był jedyną rzeczą, którą zapamiętali po swoim pierwszym spotkaniu. Niemoralne rozpoczęcie nowej znajomości, a jakże uzależniające i delikatne były ich wspólne chwile, to wiedział tylko stary podniszczony obraz wiszący nad kominkiem, w którym tlił się dym. Tak pięknie i lekko unosił się za szybą, jak marzenia nastolatków tańczące na wietrze.

Porcelanowy charakter stworzony z krystalicznych elementów, emanujących pewnością siebie. Jakże ona była krucha i nikła, a także blada niczym pustynne kwiaty, znajdujące się gdzieniegdzie pośród bezkresu piasku. Prawdę o nim znał tylko jeden człowiek na Ziemi, po której kroczyli wspólnie, odnajdując nienawiść w miłość i miłość w nienawiści i patrząc w swoje tęczówki, wyruszyli w nieznaną podróż, namalowaną odcieniami mlecznego brązu, a udekorowaną mieniącą się ciemną zielenią. Wspólnie tworzyli deszczowy las, w którym szczęście było ukryte w koronie.

Niepojęta była ta relacja nawet dla nich. Krążyli pośród wyrzutów sumienia i nieokiełznanego charakteru, a coś w tym wszystkim wydawało się miłosną apokalipsą, bo byli ludźmi stworzonymi z dymu.

Jeden z nich swoją obojętnością aż grzeszył, a także starał się zapomnieć o wspólnej nocy, która była tylko spełnieniem jego wieczornego kaprysu. Drugi całkowicie przepadł w odcieniach brązu i miłował się w nich nocami, przypominając sobie zapach starych mebli, pragnął ujrzeć go znów i zatopić się bezpowrotnie w widoku ust okalających szyjkę butelki.

W całym swoim życiu bawił się w berka niejednokrotnie, ale po raz pierwszy ktoś uciekał mu tak natarczywie i szybko, że pragnął go złapać.

Manipulacja stworzona, jak nic nieznaczący skrawek materiału i rozbudowana niczym najpiękniejsze księstwo, a pośrodku tego wszystkiego stał on, przyglądając się, jak książę uważający się za króla traci swój majestat i szuka ukojenia w ramionach człowieka zwyczajnego.

Uciekał niejednokrotnie, bo dymu nie dało się uchwycić, ale można było kosztować go bez przerwy i odkrywać gorzko–słodki smak.

***
Hej hej helloł płazy.

Będzie ciekawie.

Zakład o to, że węże są goryczą w słodyczy? ⚘Iwaoi⚘Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz