3.Umoralnienie

113 4 3
                                    

"Dom jest tam, gdzie Twoje serce... niekoniecznie tam, gdzie śpisz."

Chloe Neill

***

Bawiłam się wiedzą, sądząc, że naprawdę ją posiadam. Okłamywałam wszystkich wokół, a okazało się, że ponownie to ja byłam jedyną osobą, która nie miała o niczym pojęcia.
Bo jak zawsze udawałam, że nie widzę tego co było oczywiste. I choć byłam dumna ze swoich kłamstw, to oszukiwałam samą siebie, sądząc, że jestem w stanie ukrywać tęsknotę za tym, co było nasze.

***

Emma

Stąpałam po cienkim ludzie... i och, i to jak cienkim. Każdy mój kolejny krok, mógł być moim ostatnim, a skutki tak wielkiego błędu nękałby mnie nawet po śmierci.
Jednak ja podjęłam się wyzwania. Nie byłam już małą, niepewną i przestraszoną Emmą, byłam dorosłą kobietą i celnie trafiałam kolejne ofiary.

Ty też nią byłeś, trafiłam strzałą, prosto w twoje serce jednak nie należała ona do amora. Oboje doskonale wiedzieliśmy, że nasze serca już dawny przestały interesować anioła miłości. Zamiast tego ciekawił się nimi upadły syn Boga, chcąc je złączyć po raz kolejny dla własnej satysfakcji.

Byłam ciekawa czy potrafię grać w grę, nie znając jej zasad. Każdy zna swoje miejsce na planszy, tylko ja swojego jeszcze nie znalazłam, a czas leciał.

Gra pozorów się zaczęła.
Ile jesteś w stanie znieść, aby utrzymać się na swojej pozycji?

– Kurwa Emma nie uważam, żeby to wszystko było dobrym pomysłem.
Podgryzałam swój paznokieć, najpewniej zdzierając już z niego cały lakier, łącznie z żelem przedłużającym.

Charlie chodził w tę i z powrotem po naszym salonie, taranując wszystko, co napotkał na swojej drodze. Nie chciałam jego wybuchów złości. Często nad tym nie panował. Trochę tak ja teraz, czekałam tylko, aż w coś uderzy. Tak porządnie, że w końcu odpuści.

– Już ci powiedziałam, że to ja podejmę decyzję. – Uniosłam hardo podbródek, spoglądając na postać mojego chłopaka. On jedynie w odpowiedzi się zaśmiał, długo i szczerze.
Śmiał się ze mnie i mojej decyzji. Czy byłam idiotką? Moja decyzja była głupia?

 – I jak myślisz, jak ci poszło? – spytał zgryźliwie, przejeżdżając językiem po wewnętrznej części policzka.

Na początku, słysząc pogardę z jego strony, skuliłam się w sobie. Pomyślałam nawet przez moment, że ma rację. Dlaczego miałabym tam wracać? Po tym wszystkich?
Jednak uniosłam wysoko, głowę przypominając sobie, że to była moja decyzja. To ja zostałam zaproszona i równie dobrze mogłam przyjechać tam bez osoby towarzyszącej albo zabrać ze sobą Mel.

 – Nie będę się powtarzać. – Podeszłam do chłopaka, w trzech krokach znajdując się kilka cali od jego osoby. – Jeżeli tak bardzo przeszkadza ci fakt, że chcę się zobaczyć, chociażby z bratem to równie dobrze mogę pojechać tam sama, bez osoby towarzyszącej – prychnęłam, stając przed nim i uderzając paznokciem w jego klatkę piersiową. – Nie musisz ze mną jechać, nie prosiłam cię o to. – Cofnęłam się o dwa kroki i obróciłam, kierując się do naszej sypialni.

 Miałam dość słuchania kazań, wyrzutów i oskarżeń, którymi bezpodstawie mnie atakował. I choć dochodziło między nami do wielu zgrzytów, zawsze ulegałam i przepraszałam, nawet gdy nie była to moja wina.

Tym razem jednak nie miałam zamiaru chować głowy w piasek.

– Lecisz tam dla niego prawda? – Dobiegło mnie zza ściany pytanie Charliego, które podparte irytacją zamieniło się w kolejny wyrzut. – W dupie masz ten ślub, dalej kochasz swojego pierdolonego ex. – Zatrzymałam się w pół kroku, czując, jak zbiera się we mnie gniew. Zacisnęłam powieki i wzięłam głęboki wdech.

Dlaczego wszyscy próbowali wmówić mi, że dalej Cię kochałam. Sądzili, że znają nas lepiej ode mnie. Od Ciebie. Rozdzielili nas, a potem jak głodne i agresywne psy, podpuszczali świeżym kąskiem mięsa.

– Nie masz prawa mówić mi, co czuję, a co nie – wychrypiałam, odwracając się na pięcie w jego stronę. – Jadę tam, bo zostałam zaproszona, a skoro już nadarzyła się okazja, to spotkam się z bratem i starymi znajomymi – zaczęłam spokojnie, rozluźniając uścisk swoich pięści i zakładając ręce na piersi. Charlie zaśmiał się sucho na moje słowa i podszedł kilka kroków, pochylając się przy mojej twarzy.

 – Jesteś przewidywalna, wiesz? – Przymrużyłam powieki, nie wiedząc, o co chodzi mu tym stwierdzeniem. – Jedziesz tam ulżyć swoim emocją i wrócić podwójnie zniszczona? Bo przecież Emmy West nie może już spotkać nic gorszego...

 – O czym ty do cholery mówisz i jaki jest twój problem Charl? – warknęłam, stając naprzeciw jego groźnym oskarżeniom.

 – Od kiedy się spotykamy, słucham tylko o tym, jak bardzo ci źle i jak to przeszłość cię nie zniszczyła – zaczął, robiąc krok do przodu. Cofnęłam się na jego ruch i patrzyłam w piwne tęczówki skanujące moją twarz. – Czy chociaż raz usłyszałem "dziękuję" kiedy pomagałem ci przy atakach? Ani razu...

 – To nie prawda Charl, dziękuję ci każdego dnia – zaprzeczyłam, wystawiając w jego stronę ostrzegawczo palec. – Z resztą wiążąc się ze mną, doskonale wiedziałeś, na co się piszesz z chorą dziewczyną...

 – Chorą, a nie odizolowaną od rzeczywistości! – krzyknął, chwytając mój nadgarstek w bolesnym uścisku. Byłam jednak tak zaskoczona ego reakcją i zachowaniem, że dopiero po chwili poczułam, jak piecze mnie skóra. – Emma kurwa on cię zniszczył! Dlaczego po tym, co mi o nim powiedziałaś, chcesz tam jeszcze jechać?! – Puścił mnie i wręcz odepchnął od siebie, wsuwając jednocześnie palce w swoje włosy. Pociągnął za nie, jakby bodźcem zewnętrznym chciał się ocucić z tego transu.

 – Bo był kimś kurwa, ważnym skoro dostałam, zaproszenie to chce, żebym tam była! – wydarłam się, nie chcąc słuchać jego bredni i wyrwałam rękę z jego silnego uścisku.

Przyznaj, chciałaś zobaczyć, jak bardzo jest szczęśliwy i porównać jego życie ze swoim, aby ocenić czy tylko ty dalej przeżywasz ten cholerny rok.


– Nie kłam!

Jego krzyk był przerażający. Widziałam go wiele razy podczas wybuchu złości. Teraz jedna było inaczej, groźniej. Bałam się.

  – Doskonale wiemy, że jedziesz tam, aby móc wrócić do czasów, kiedy nie byłaś dorosła i zniszczona! – wrzasnął, a ja poczułam, jak wbija mi drobną, teoretycznie nic nieznaczącą szpilę w najczulszy punkt mojego ciała. – Brakuje ci go, to widać. Słucham o tym, odkąd się poznaliśmy.

 – Może zamierzasz mi jeszcze zarzucić, że pragnę się z nim przespać co? – prychnęłam niedowierzająco w absurd jego słów. – Charl pomyśl trochę i zrozum moją decyzję. – Zbliżyłam się do chłopaka, ostrożnie stawiając kolejne kroki. Stanęłam kilka centymetrów przed jego postacią i czekałam na jakąkolwiek reakcję.

 Spazmatyczne oddechy mieszały się z ciszą w całym mieszaniu, która po atakach wrzasków nagle piszczała w moich uszach.

 – Emma nie jedź tam, proszę. Zostań tu ze mną i przestań w końcu patrzeć wstecz i o tym myśleć – odparł wręcz błagalnym tonem i chwytając moje ramiona, starał się mną potrząsnąć.

Pozwoliłam mu na dotyk, mimo że jeszcze przed chwilą nie czułam się bezpiecznie w jego otoczeniu. Mimo że mój kręgosłup przeszyły dreszcze, że jego spojrzenie i zaciętość na twarzy zaczęły mnie przerażać... mimo to mu pozwoliłam. – Jesteś ponadto, jeżeli tam wyjedziesz to...

 – To, co Charlie? – Uniosłam wysoko brodę. – Jaki masz warunek?
Zepchnęłam jego dłonie z ramion i ponownie się odsunęłam. Jego słowa były zagadką, a on nie chciał uchylić mi rąbka tajemnicy.

 – Jeśli tam polecisz, to sama...

Spełnianie warunków. To była moja rola. Brak sprzeciwu i jedynie kiwanie głową z uśmiechem. Od czterech lat jedynie to robiłam. Zgadzałam się na wszystko.
Ale w tamtym momencie coś na nowo się we mnie obudziło. Jakby uśpiony głęboko demon, który na nowo zaczynał wciągać mnie w mrok, który już raz mnie zgubił.

 – Nie musisz ze mną lecieć, mogę wziąć ze sobą kogoś innego jako osobę towarzyszącą albo lecieć sama – przerwałam mu, prychając pod nosem, jednak doskonale wiedziałam, przynajmniej moja podświadomość próbowała mi to wbić d głowy, że to wcale nie chodziło o sam wyjazd.

 – Kiedy wrócisz, też będziesz już sama – dokończył, zaciskając wargi w wąską linię.

On naprawdę to powiedział, naprawdę postawił mi warunek bycia z nim.


– Co? – spytałam niemo z sapnięciem, nie mogą wykrzesać z siebie nic więcej. Czułam jak grunt, osuwa mi się spod nóg, a wszystko wokół mnie staje w płomieniach.

 Moje idealne życie właśnie się waliło. I to znowu z twojego powodu.


– To, co słyszałaś, nie pozwolę dalej sobą pomiatać Emma.
Ton jego głosu był ostry i nieprzyjemny. Skrzywiłam się na jego słowa. Pomiatać? Przecież jeszcze wczoraj wszystko było idealne... Dlaczego tak rzadko uczyłam się na swoich błędach?

  – Nie będę z kimś, kto traktuje moją troskę i miłość jako ciężar. Przykro mi, ale to zaszło za daleko – wychrypiał, opadając na kanapę za sobą.

 Przełknęłam ślinę wraz z goryczą, jaka zebrała się w moich ustach. On już podjął decyzję. Skoro postawił pod znak zapytania nasz związek, oznaczało to jedno — nie chciał walczyć.
Wiele razy się już kłóciliśmy, wiele razy odpoczywaliśmy od siebie przez kilka dni. Separacja była nam doskonale znana. Nigdy wcześniej jednak żadne z nas nie postawiło drugiemu ultimatum.

To był znak, on po prostu już wybrał.

 – Wcale nie jest ci przykro – warknęłam, sięgając ręką po torebkę leżącą po mojej prawej, na komodzie. Założyłam ją na ramię, ponownie wracając spojrzeniem na Charliego. – Lot mam zarezerwowany na jutro rano – powiedziałam obojętnym tonem, nie dbając o jego reakcję. On już wybrał. – Ciebie proszę o spakowanie swoich rzeczy i zniknięcie stąd...

 – Żartujesz sobie, przecież to nasze mieszkanie...

 – Nie Charlie, to mieszkanie było wynajęte na moje nazwisko, więc możesz się stąd wynieść wraz ze swoimi rzeczami – wycedziłam, przerywając chłopakowi. Ruszyłam korytarzem prosto, wpadając do holu rozwścieczona. Nie spoglądałam w kierunku chłopaka, który uznał mnie za opcję.

Old {Friends}, Same BenefitsOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz