9. Maski

118 4 0
                                    

"Zbyt wielu ludzi gra i udaje w życiu, nosi maski i zatraca się w tym."


Nicholas Sparks

***

I pomyśleć, że siedząc na tej podłodzie, jeszcze nie wiedzieliśmy, że najgorsze nadchodzi. Wy mieliście sprawić, że kurtyna opadnie, a ja musiałam ściągnąć maskę, aby móc uzyskać brawa od publiczności.

Bałam się, że nikt nie zaklaszcze na moją cześć, że nikt nie podziękuje mi za występ i nikt nie wynagrodzi mi ciężkiej pracy. Dlatego odwlekałam ten moment i trzymałam maskę na swojej twarzy tak długo, jak tylko mogłam.

A nasze przedstawienie trwało.

***

Emma


– Przepraszam, za jaką firmę się podałaś?

 Głos Zoe odbił się w słuchawce mojego telefonu tak samo, jak dźwięk głośnych ulic Bostonu. Mieszałam właśnie swoją herbatę, spoglądając na kanapkę, jaką przygotowałam kilka minut wcześniej oraz na tabletkę leżącą obok niej. Wszystko, byleby nie zapomnieć o lekach. Nawet zdrowe, pożywne i regularne śniadanie, na które nigdy nie miałam czasu.

 – Nie za firmę tylko za asystentkę pracującą w niej. – Opowiadałam dziewczynie o mojej rozmowie dwa dni wcześniej. – Inżynierską o nazwie Emanuel – dodałam po chwili, przypominając sobie o moim kompromitującym pomyśle. W odpowiedzi usłyszałam tylko głośny śmiech dziewczyny oraz parę głośnych klaksonów dochodzących z ulicy najpewniej, obok niej. – Och, dobra przestań już. Co innego miałam powiedzieć? – przerwałam jej fontannę łez ze śmiechu, przy okazji zabierając talerz ze swoim śniadaniem do salonu – Siema, to ja Emma twoja była. Dopadła mnie nostalgia i zaczęłam ryczeć, użalając się nad sobą. Masz ochotę ze mną porozmawiać, aby mi ulżyć? – prychnęłam, rzucając się na kanapę.

 – Przecież wszystko byłoby lepsze niż twój "Emanuel" laleczko – zaśmiała się znowu jednak odgłosy z ulicy ustały. Musiała już wrócić do domu. – Ale i tak jestem dumna, że zebrałaś się w sobie i do niego zadzwoniłaś. Szkoda tylko, że o czwartej w nocy...

 – Uwierz mi, że ostatnie, o czym myślałam to pora, o jakiej do niego dzwonię – przerwałam jej, wgryzając się po chwili w chrupiącą bułkę z serem oraz warzywami.

 – Z resztą nadal nie wierzę, że to zrobiłam. Jaka ze mnie idiotka... – mruknęłam, przełykając kolejny kęs kanapki.

– Nie zaprzeczę... – Głos Zoe był pełen drwiny. Zacisnęłam usta w wąską linię i przewróciłam oczami na jej słowa.

 – Gdzie jest moja mała dziwka?! – Dobiegł do mnie krzyk doskonale znanego mi chłopaka.

 – Słucham? – spytała dziewczyna w mojej słuchawce, najpewniej słysząc Milo w tle. Parsknęłam cichym śmiechem i odwróciłam się w stronę drzwi, w których aktualnie stał blondyn.

 – Och nie, to nie do ciebie – rzuciłam do słuchawki, wstając z kanapy. – Milo przyszedł, muszę kończyć – dodałam, po chwili zagryzając dolną wargę, patrząc, jak chłopak wchodzi w głąb mojego apartamentu.

 – Jasne. Do usłyszenia wieczorem.

 – Cześć. – Rozłączyłam się, rzucając telefon na poduszkę w rogu kanapy. – Kto cię wpuściła alkoholiku? – Uśmiechnęłam się szeroko, podchodząc bliżej chłopaka.

 – Wypraszam sobie, nie dotknąłem alkoholu od ostatnich imienin – Wystawił dłonie w geście obronnym, a ja tylko przewróciłam oczami, zakładając ręce na piersi.

 – Czyich?

 – Nie wiem, codziennie są czyjeś imieniny – Wzruszył ramionami, prychając. Zaśmiałam się,
uderzając dłońmi o swoje uda. – No co?! Nie mogłem sobie odmówić dobrego szampana na pokładzie samolotu – zarechotał, odkładając swoją torbę na kanapę. – A wpuścił mnie przemiły
pan portier

 – No tak, stary Milo wrócił. – Pokręciłam głową roześmiana i zaczesałam pojedyncze kosmyki ze swojego koka do tyłu.

 – Och chodź tu do mnie i nie marudź – Rozłożył ramiona, zachęcając mnie do uścisku.

 Wydęłam dolną wargę w krótkim jęku zauroczenia i podeszłam do chłopaka. Wtulanie się w jego ramiona było niezwykle przyjemne. Uczucie tęsknoty w moim brzuchu rosło z każdą sekundą, a przecież on tu był. Stał przede mną i zaciskał ręce, na moim wiotkim ciele pozwalając, by każda kolejna chwila była dla mnie cudownie rozkoszna. Milo zawsze taki był, kochany, przyjaźń i przede wszystkim był mój. Bo był moim przyjacielem, a ja jego. I mimo tylu lat i dzielących nas kilometrów, dalej nim był, i nie zamierzałam tego zmieniać.

 – Ślicznie te twoje nowe włosy, ale wyglądają lepiej w telefonie. – Usłyszałam jego cichy szept przy swoich uchu, kiedy zaciągałam się przyjemnych zapachem jego koszulki. Musiałam koniecznie zapytać o płyn do prania. O perfumy również.

Old {Friends}, Same BenefitsOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz