Kolejne co wiedziałem, to że ocknąłem się wciąż na tym świecie, jeszcze żywy. Leżąc jeszcze z zamkniętymi powiekami, zacząłem odczuwać rozchodzące się widmo bólu po moim ciele. Otwierając powieki, dostrzegłem wnętrze chaty, a do moich uszu doszedł swista zza zamkniętego okna. Po chwili leżenia, zacząłem się podnosić do pozycji siedzącej.
Wciąż nie rozumiejąc sytuacji w jakiej się znalazłem, słyszałem zbliżające się do mnie kroki i rozchodzące się wraz z nimi echem dźwięki ostróg. Upewniając się gdzie jestem, spojrzałem w górę i zmarszczyłem brwi oraz przymrużyłem oczy. Moje przeczucie podpowiadało mi dobrze, był to Johnny.
- Cóż, to...to jest zaskakująco miła niespodzianka. - Zwróciłem się do niego, próbując się zaśmiać, lecz czując zbyt rozchodzący się ból, zaprzestałem.
- Nie miałem pewności czy przeżyjesz, Marco.
O'Conner po tych słowach, przysiadł obok mnie na łóżku. Dokładnie tym samym, które - jak dopiero teraz udało mi się dostrzec - zostało przesiąknięte krwią. Jak można się domyślać, była to moja krew.
Nie mając na to odpowiedzi, pokiwał delikatnie głową w górę i w dół. Czując na sobie dalej wzrok przyjaciela, postanowiłem się dopytać, aby uzupełnić swoje informacje.
- Rogers. Co z nim?
Na moje pytanie, Johnny cicho westchnął pod nosem. Wstając, ruszył w stronę stolika w środku chaty, a ja ciągle śledziłem jego ruchy.
- Podejrzewam że cię postrzelił, on lub ktoś z jego kumpli. - Odpowiedziawszy, wyciągnął z leżącej na stole paczki dwa cygara. Wsadził sobie sam jedno między zęby, wręczając mi drugie i dodając. - Masz szczęście że byłem tylko kilka godzin drogi za tobą, Marco.
- Myślałem że zostajesz w el Paso. - Oznajmiłem, biorąc od niego cygaro. Trzymając je między palcami, włożyłem między zęby i zaciskając je, trzymałem je zębami.
- Nasi meksykańscy amigos udzielili nam wsparcie w kwestii stróży prawa. Nie powinno to nigdy trafić na papiery, ale przynajmniej pomoże naszej sytuacji. - Johnny wzruszył ramionami przy odpowiedzi. Kiedy kiwałem przytakująco głową, ten zapalił o podeszwę buta zapałke. Następnie podpalając i swoje cygaro.
Nim zdążyłem wstać, jego dłoń z zapałką przybliżała się do mnie. Zerknąłem na niego, a ten przytaknął gestem kiwnięcia głowy, abym zapalił. Delikatnie się uśmiechając pod nosem w odpowiedzi, przybliżyłem cygaro do ognia, następnie zaciągając się by to chwyciło.
Gdy to już sie kopciło, wypuściłem z ust dym i podpierając się chwilę dłonią o własne kolano, podniosłem się na pełne nogi. Johnny zerknął na mnie, jakby chciał się upewnić czy nie potrzebuje pomocy. Zrezygnował z tego jednak, widząc jak stałem.
Chcąc nieco rozchodzić nogi, zacząłem chodzić po domu, obserwując umeblowanie. Dostrzeglem pajęczyny w rogu i zakurzone meble na uboczu, łatwo było dojść do wniosku że nie było tu dawno nikogo innego.
- Skąd wytrzasnąłeś to miejsce? - Spytałem, zerkając na Johnny'ego. Popalałem zarazem cygaro, prawie że w synchronizacji z nim.
- Opuszczona chata, najpewniej ofiar rabunkowych. Przed chatą leżały dwa ciała jak tu dotarłem z tobą.
- Uroczo. - Odparłem, przysiadając na stoliku i opierając nogę o krzesło obok. - Gdzie u licha jesteśmy?

CZYTASZ
𝐍𝐨𝐭𝐡𝐢𝐧𝐠 𝐆𝐞𝐭𝐬 𝐅𝐨𝐫𝐠𝐢𝐯𝐞𝐧 | Red Dead Redemption
AksiStany Zjednoczone, 1865. Wojna secesyjna dobiegła kresu, północ zwyciężyła. Jeden z walecznych i zasłużonych żołnierzy, został przydzielony do miasteczka el Paso jako następca szeryfa. Mowa o człowieku nazwiskiem Marco Van Winkle. Marco dość szybko...