Część 1

14 1 0
                                    

Nienawidzę kwiatów. Nie lubię i nie potrafię się nimi zajmować ale kiedy rodzice wyjechali w delegację dbanie o nie jest na mojej głowie. Mimo, że jedyną rzeczą, którą mam przy nich robić to podlanie. Ciężko niedoświadczonej osobie stwierdzić kiedy jest odpowiednia pora na to, szczególnie mieszkając w Kalifornii, tak więc podlewam je rano kiedy słońce jeszcze tak nie grzeje przed samym bieganiem. Siódma rano a ja podlewam kwiaty w ogrodzie, kto by pomyślał..

- Cześć Em - słyszę za sobą spity głos mojego brata - nie śpisz już?

- Ja nie ale może ty powinieneś - nie lubię kiedy wraca tak późno, a może wcześnie, z imprezy - sam - spojrzałam na pijaną dziewczynę obok niego.

Ethan na moje słowa jedynie westchnął ale jestem pewna, że przewrócił oczami jak to miał w zwyczaju. Należał do tych osób, które wszyscy w mieście i okolicach znają i żadna panienka nie jest wstanie się oprzeć. Mój starszy brat lubi imprezy i musi być na każdej przez co wciąż nie ma go w domu. Pod nieobecność rodziców to ja muszę się wszystkim zajmować i sama mam mało czasu na własne życie. 

Prawie zalałam kwiaty, chociaż nawet nie wiem czy tak można. Odrzuciłam szlauch na bok i wyszłam przed bramę, w końcu miałam zamiar pobiegać. Pobiegłam w stronę miejskiego parku gdzie zazwyczaj o tej porze nie ma nikogo jedynie kilka innych biegaczy. Dzisiaj było inaczej. Dużo osób siedzących już na ławkach i spacerujących, ludzie z psami czy na rowerach. Przez przekonanie, że będzie pusto nie wzięłam ze sobą ani telefonu ani słuchawek. Rozmowy zagłuszały mi piękno poranka. Po godzinie biegania wokół jeziora osadzonego w samym sercu parku zaczęłam wracać do domu. W końcu trzeba posprzątać po Ethanie, który poprzedniego dnia postanowił urządzić w naszym domu before. Będąc niedaleko domu zauważyłam, że na podjeździe sąsiadującego domu stoi samochód co było na tyle dziwne bo nikt tam nie mieszkał od lat. Właściciele umarli dawno temu. Gdy byłam mała razem z Ethanem zakradaliśmy się do nich i podkradaliśmy owoce z ich ogródka. Teraz zdaje sobie sprawę z tego, że któreś z nich o tym wiedziało ale nic nie mówiło. Córka właścicieli wynajmowała raz na jakiś czas ekipę, która zajmowała się domem i ogrodem przed pokazaniem domu potencjalnym kupcom. Jednak to nie był zwykły samochód a przeprowadzkowy. Czyżby ktoś zamierzał się wprowadzić? Przez wzgląd na brak szkół w pobliżu nikt z dziećmi czy planujący dzieci nie chcieli go kupić. Zauważyłam, że z samochodu wychodzi dwóch barczystych mężczyzn i zmierzają ku tyłowi samochodu. Przy otwartej bramie stała kobieta, pewnie pilnowała aby nic się nie stało z pudłami. Przeszłam obok samochodu kiedy cała trójka zniknęła w domu. Byłam naprawdę ciekawa kto postanowił się tutaj wprowadzić. Oh, jaką nadzieję miałam, że nikt z mały dzieckiem, które by krzyczało czy płakało. 

Po wejściu do domu postanowiłam od razu zabrać się za sprzątanie, później się wykąpie. Pewnie i tak pobrudzę się resztami wczorajszego jedzenia czy alkoholu. W całym salonie unosił się taki zapach, że nie można było wytrzymać. Mimo otwartych wszystkich okien zapach nie znikał. Przeklinałam w myślach mojego brata za doprowadzenie salonu do takiej ruiny. Jednak w kuchni nie było lepiej. W ciągu godziny uporałam się ze sprzątaniem i nadszedł czas na wzięcie prysznica i wyjścia na zakupy bo w lodówce nie zostało kompletnie nic. 

Pogoda jak na czerwiec była znośna jednak postanowiłam, że na zakupy pojadę samochodem. W tej części miasta wszyscy się bardzo dobrze znali. Jednak pojawienie się nowej osoby w sklepie wywołało niemałe poruszenie. Zauważyłam moją sąsiadkę zna przeciwka, która również wyglądała na zmieszaną.

- Co ich tak wszystkich poruszyło? - zapytałam z lekkim rozbawieniem przez co Alice spojrzała na mnie gniewnie

- Ta kobieta kupiła dom po Robinsonach, młodej Robinsonównie się w końcu udało - odpowiedziała łagodnie i wróciła do wybierania idealnego awokado.

Projekt E.Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz