0 0 - prolog

986 65 265
                                    

Noce bywały zimne. Chłodniejsze nawet niż Śmierć we własnej osobie i bardziej kościste niźli kot sąsiada, który ostatnio zmizerniał, biedaczysko. Co prawda starał się go dokarmiać co każdą środę, ale nieszczęsny dalej nędzniał w oczach, aż nie został pogrzebany w ogródku pod starym dębem.

A sąsiad z tęsknoty popadł w depresję, śmiejąc się z siebie i wariując do reszty. Wszyscy myśleli, że mu przejdzie i odchmurzy się w następnym tygodniu (on też tak myślał), ale każdy po kolei przegrał ten zakład. Dobrze, że nic nie obstawił, bo hazardowanie się nad cudzą tragedią nie brzmiało jak zdrowe, moralne hobby.

Mimo wszystko całkiem szybko przepomniał o tamtych zdarzeniach. Zbyt wiele na głowę mu spadło własnych problemów, aż te nie urządziły tańców z wiatrem, niedopilnowane. 

Z czasem i on zaczął przypominać tamtego kota (lub dostał kota, ale tak metaforycznie), co to w oczach chudł i paskudniał. Tyle że nim się na ogół nie frasowano i nikt nie dokarmiał go raz w tygodniu. 

Chyba żeby brać pod uwagę używki. Tymi o trudniejszych nazwach niż nazwiska jego ulubionych autorów częstowany był niemalże co wieczór. Za każdym razem zbywał jednakże hojne oferty, bo niezbyt był przekonany do takich pomysłów. 

Wystarczył mu widok przećpanych znajomych. Chcieli być po prostu cool, a on zamykał momentami oczy, by na nich nie patrzeć. Czasem zdecydowanie lepiej było nie patrzeć.

Co jakiś czas odnosił wrażenie, że chyba trafił na ludzi skrajnie wadliwych. Później przypominał sobie, że otaczać się nimi zaczął na własne życzenie. Nikt mu przecież nie przyklaskiwał i nie wypłacał zaliczek za ich towarzystwo. 

Sam więc nie wiedział, dlaczego uczepił się ich jak rzep kociego ogona. Ilekroć myślał w ten sposób, zastanawiał się, czy sąsiad się wreszcie odchmurzył, ale ostatnio nie miał jakoś czasu do niego zajrzeć. W ogóle mało miał czasu, bo ten umykał mu i grał w chowanego w ciemnych uliczkach.

Kto by pomyślał, że niegdyś Chifuyu był grzecznym chłopcem. Jedyne akty buntu czy wulgarności znał wówczas ze stronic przepastnych książek czytanych na kolanie przed lekcją. 

Oczywiście, zmieniło się to z chwilą, gdy ktoś wciągnął go w cały ten świat, choć on nawet nie potrafił palić papierosów. A może i sam wprosił się do niego na siłę? Sam nie pamiętał, zgubił ten moment na czwartej półce swojej pamięci.

Baji często powtarzał (czasami aż do znudzenia), że miał w zwyczaju niszczyć wszystko, czego tylko się dotknie. Chyba lubił robić z siebie czarny charakter, żeby zniechęcać do siebie innych, choć w ich przypadku przyniosło to całkiem odwrotny efekt. Próżno by szukać odpowiedzi dlaczego.

Niestety wzory matematyczne na analizę ludzkich niestabilności były jeszcze niewynalezione. Literatura, której chłopak naczytał się w ciągu ostatnich lat, również nie była pomocna. Zbyt skomplikowane były człowiecze konstrukty, by same siebie zrozumiały bez pomocy nauki (o ironio, przez innych ludzi opracowanej).

A chłopak, który od zawsze odtrącał wszystkich od siebie, też całkiem rozum stracił w jego towarzystwie, acz starał się o tym nie pamiętać. I tak, jak miał odwieczną skłonność do demonizowania własnych ułomności z rękawa wziętych, tak skrajnie upiękniał jego nienaganność.

Bo Chifuyu w jego oczach był jakby z kryształu. Czysty, nieskazitelny. Niedotknięty zarazą chciwości, biedy czy nienawiści do tych, którzy w życiu mieli po prostu lepiej. Nie wiedział nic o świecie, w którym znalazł się przez własną głupotę, ale była to słodka nieświadomość bez krzty cierpkiej goryczy.

Cerę miał z porcelany, serce ze szkła, a w głowie więcej wiedzy o literaturze niźli o zasadach rządzących społecznością ulicy. Między wargami nigdy nie miał papierosa, w żyłach igły z zawartością inną niż szczepionka, a w łóżku innej osoby, która by nie była ojcem czytającym bajki przed snem, gdy miał sześć lat. Jedyne procenty, z jakimi miał do czynienia to te w zadaniach z matematyki, czy chemii, a bójki to te na kciuki.

Był doskonały aż do przesady. Nie oceniał nikogo i traktował wszystkich na równi. Był jak niewinny dzieciak, żyjący w napisanej przez siebie rzeczywistości, w której wszystkie koty mają się dobrze, a sąsiad wcale nie opłakuje schorowanego czworonoga pod dębem. 

Doprawdy czarująca była to bajka, a jej autor, choć z pozoru odrealniony, był w jego oczach zawsze istotą do cna idealną. I choć nijak nie pasował ani do niego, ani do ludzi z jego środowiska, to mimo to zawzięcie trzymał się jego ramienia, które opatrzył miesiąc temu w dniu, gdy się poznali. 

Czasami miewał wrażenie, że przy nim jego przepełnione nienawiścią serce może odmyć się ze szkarłatnego odcienia bólu i żalu do życia. Można by powiedzieć, że przeciwieństwa się przyciągają, ale oni chyba tak naprawdę zapomnieli na chwilę, jak wiele ich dzieli.

Zapomnieli, jak kruche są krystaliczne stworzenia.

Noce bywały zimne, wiatr porywisty, a łzy nieba coraz to wylewniej opłakiwały cudownego chłopca i jego bajkę wywróconą do góry nogami przez czarny charakter. Stał w niepogodnej ulewie i mókł, jak to niedoskonali ludzie mają w zwyczaju.

Pachniał słońcem, oddychał dymem, a smakował deszczem i śmiał się w nicość, rozciągając usta w uśmiechu, który nie miał prawa zostać odwzajemniony. W piersi miał zniszczone serce, a w dłoni złamany parasol i jedną gumową piłkę.

Tylko tyle mu pozostało oprócz ostrych kawałków szklanego serca wrzynających się w porcelanową skórę. Ah, metafory, po prostu był smutny. Smutniejszy niż sąsiad po stracie kota, smutniejszy niż sześcioletni on po stracie ojca, smutny do tego stopnia, że zapomniał już nawet jak być szczęśliwym.


Smakował deszczem, choć ten nie miał smaku i zmywał resztki szkarłatu z nierówno wylanego asfaltu. Miał jedną gumową piłkę.


***

Dzieńdobrywieczór, sam nie wierzę, że spotykamy się pod Bajifuyu. Takie to moje kolejne autorskie widzimisię.

W oczekiwaniu na rozdzialiki zachęcam do obserwacji, bo często słyszę, że nie wiedzieliście o nowym rozdziale (tak, zwaliłem to na obserwacje, a nie upośledzenie powiadomień). 

Ewentualnie można wyłączyć i włączyć xD

Ktoś się spodziewał, że ten ship będzie następny?

Deszczem ~ BajifuyuOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz