*Ostrzeżenie.
W tym rozdziale znajduje się rozbudowana scena +18. Jeśli takich nie lubisz.- odpuść sobie czytanie.
Życzę miłej lektury.
Trzy dni. Tyle czasu musieli czekać na swoje zaślubiny. Najpierw Shacklebolt oburzył się, że chcą to zrobić bez zachowania tradycji lecz, Hermiona dosyć dosadnie przypomniała mu, że obojga rodzice nie żyją. I ceremonię zdobywania przychylności rodziców przyszłych przyrzeczonych są niemożliwe do wykonania. Potem Moly, matka rodu kowali zaprotestowała, że nie zdążą przygotować posiłek. Hermiona przypomniała jej, że ucztę świętująca powrót jej syna z wojny, przygotowano w jeden wieczór. A gdy rozpoczęto kłótnie, że nie ma żadnych ozdób na ceremonię sama Minerwa uderzyła w dzwon. Siedząc przy stole obrad obok wodza, jako najstarsza wiekiem obecna na spotkaniu, zabrała niedźwiedzią czaszę spod ręki mężczyzny i kilkakrotnie uderzyła nią w stół. Był to umówiony w wiosce sygnał, tzw. Dzwon.
-Powiem krótko.- rzekła wstając ze swojego miejsca. -Skoro dla was, ważniejsze są takie doczesne bzdury od zaślubin tej dwójki, to sama dam im błogosławieństwo. Wstyd mi za Was.
-Nie możesz.- zaprotestował Ronald ale najstarszy brat uciszył go ostro.
-Mogę.- odparła ze złośliwym uśmiechem Minerwa. -Mam do tego prawo.
-Minerwa...- zaczął Shacklebolt ale kobieta zgromiła go wzrokiem.
-To co tutaj się w tej chwili wyprawia powinno uwłacza waszemu poczuciu wartości. Jutro w samo południe Ci dwoje zostaną sobie obiecani w obliczu Bóstw.- obiecała patrząc na zebranych w domu przodków. -Nie mają rodziców, którzy mogliby im towarzyszyć. Ale też nikt nie może sprzeciwić się tej ceremonii. Zapraszamy tych, którzy chcą im towarzyszyć. Wichrzycielom radzę odpuścić jeśli chcecie dożyć starości.
Hermiona, miała ochotę się śmiać, gdy wspominała. Miny tych wszystkich ludzi, zwłaszcza Shacklebolta były bezcenne. W końcu mężczyzna ustąpił i rozkazał rozpocząć przygotowania. Kobiety rzuciły się do spichlerza sprawdzić zapasy, mężczyźni przygotowali pal, który młodzież ozdobiła kwiatami i wstęgami, charakteryzującymi czworo ich bóstw.
I nadszedł wreszcie ten dzień.
Hermiona, uśmiechnięta i szczęśliwa stała w izbie swojej chaty i poprawiła wianek na włosach, gdy rozległo się pukanie. Otworzyła drzwi dziwiąc się widokowi Lavender.
-Mogę zająć Ci chwilę?- zapytała nieśmiało blondynka.
-Wejdź. Jak się czuje Arsen?- zapytała Hermiona.
-Lepiej. Ale zaczyna protestować, gdy kolejny dzień z rzędu je chleb na zupie. – opowiedziała wchodząc do środka. Stanęła obok paleniska i wyjęła spod płaszcza małe zawiniątko. -Dziś rano uświadomiłam sobie, że nigdy nie podziękowałam ci jak należy za uratowanie synka.
-Lavender...
-Nie. Pozwól mi proszę.- uśmiechnęła się z trudem Lavender. -Dziękuje ci, że ryzykowałaś życie, żeby uratować moje dziecko. Że pomogłaś mu przyjść na świat i pokazałaś mi jak się nim opiekować. Może to nie dużo, ale pomyślałam, że....
Nie mogąc się wysłowić podała kobiecie zawiniątko, w którym znajdowała się biała jak śnieg chusta, zdobiona pięknym szwem i haftem.
-Przecież to twoja ślubna chusta.- zauważyła Hermiona.
-Pomyślałam, że dopełni twoja szatę na dzisiejszą uroczystość.- wyszeptała z zażenowaniem Lavender.
-Użyczysz mi ją?
![](https://img.wattpad.com/cover/309598282-288-k582954.jpg)
CZYTASZ
Dramione - Miłość w czasach wikingów
FantasíaOSTROŻNIE: Historia totalnie odbiega od kanonu stworzonego przez Rowling. Umiejscowiona w czasie wikingów ale proszę nie szukać tutaj prawdy historycznej ani twardego trzymania się faktów. Niektóre rzeczy mogą być naciągane lub mało realistyczne, wi...