Zaprowadził mnie do siebie, a właściwie do małego mieszkania, ale było tutaj przytulnie, no i z moim nowym człowiekiem. Byłem taki szczęśliwy, jak nigdy, radość i energia po prostu mnie rozpierały.
Mój nowy człowiek był wspaniały, poświęcał mi dużo czasu, zabierał na spacery. W lesie, bo tak nazywał to piękne miejsce pełne drzew, z dala od huku samochodów, gdzie czułem się cudownie spuszczał mnie że smyczy, rzucał patyki abym mu przynosił. Szybko podłapałem o co chodzi z tym słowem "aport", przynosiłem mu je, a on tak pięknie się uśmiechał i głaskał mnie mówiąc "dobry piesek", byłem w niebowzięty. Słuchałem się go, wykonywałem wszystkie, jak on to nazywał - komendy. Nigdy nie pozwoliłem aby miał przeze mnie jakieś problemy, albo żeby było mu smutno, starałem się aby był ze mnie dumny i uśmiechał się.
Pewnego dnia kiedy zabrał mnie do lasu abyśmy się pobawili od razu po wypuszczeniu z samochodu ruszyłem szybko w głąb.
-Lucky! Gdzie biegniesz? -słyszałem za sobą.
Ufałem mu, wiedziałem, że za mną pobiegnie. Szczekałem aby wiedział gdzie podążać, w końcu wyłonił się zza drzew. Nie przejmowałem się samochodem, dotrę tam po zapachu, teraz było coś o wiele ważniejszego. Zacząłem cicho skomleć szturchając duży worek noskiem.
-Chcesz jeść? Dostałeś przecież obiad przed wyjściem z domu -powiedział zaskoczony patrząc na mnie.
Wtedy złapałem jego rękaw i przyciągnąłem do worka leżącego na ziemi. Westchnął tylko i chyba zrozumiał o co mi chodzi ponieważ zaraz rozerwał go po czym zaczął wyrzucać z niego śmieci. Kiedy wysunęła się duża, zwinięta kulka z ręcznika poszturchałem ją noskiem, wtedy mój człowiek ją rozwinął, a naszym oczom ukazało się maleńkie ludzkie szczenię.
-Dziecko? -zapytał w wielkim szoku. Powąchałem je i szczeknąłem nie za głośno niespokojnie się poruszając, spojrzałem w stronę samochodu.
-Żyje? -zadał kolejne pytanie, na jakie od razu ruszyłem w kierunku skąd przyszliśmy. Na chwilę się zatrzymałem by spojrzeć czy idzie za mną. Owinął młode z powrotem ręcznikiem po czym biorąc na ręce ruszył za mną. Maleństwo nawet nie płakało, ale oddychało, może bardzo słabo, ale wyczyłem to. Wskoczyłem do samochodu kiedy otworzył mi drzwi, ale od razu poszedłem na tył po czym zaskomlałem aby położył je obok mnie. Zrozumiał i zrobił to, a ja otuliłem je swoim ciałem, czułem, iż nie jest martwe, ono jeszcze żyło. Jak tam się znalazło? Kto je przyniósł? Czyżby ktoś je zgubił? Przecież w lesie są wilki, czuć ich woń z oddali, mogły je pożreć, trzeba pilnować swoich szczeniąt.
Po niedługim czasie znaleźliśmy się w mieście i zatrzymaliśmy pod dużym budynkiem. Towarzyszyłem mojemu człowiekowi aż do samych drzwi, gdzie usiadłem, wiedziałem, że nie mogę wejść z nim.
-Zostań -poprosił po czym zniknął w środku.
Czekałem na niego bardzo długo, jakiś mężczyzna w jaskrawych ubraniach próbował mnie przegonić, ja jednak byłem nieugięty, drugi za to mówił coś o właścicielu i o dziecku, w końcu pozwolili mi zostać.
Kiedy dostrzegłem jak wraca mój człowiek, zacząłem medal swoim kikutkiem i skakałem z radości.
-Lucky, jesteś prawdziwym bohaterem. Uratowałeś dziecko. Ja nawet nie wiedziałbym, że obok umiera noworodek gdyby nie Ty -głaskał mnie i przytulał. Takiego właśnie go uwielbiam, szczęśliwego i radosnego.
Dni mijały, w międzyczasie dowiedziałem się od mojego człowieka, że ludzkie szczenię przeżyło i ma się dobrze, podobno nie leżało tam bardzo długo, znaleźliśmy się w odpowiednim momencie w tamtym lesie. Nie uważałem bym zrobił coś wielkiego, po prostu usłyszałem i wyczułem je, a mój instynkt podpowiedział mi abym go chronił więc zwyczajnie to zrobiłem.
W sumie to każdy dzień wyglądał podobnie, mój człowiek rano wstawał, wyprowadzał mnie za potrzebą, potem robił sobie i mi jedzenie, a kiedy się posilił siadał przed tym swoim dziwnym sprzętem, który nazywał "laptopem". Klikał coś przez kilka godzin, ja kładłem się obok niego i spałem na czuwaniu. Tak na prawdę to zawsze byłem blisko aby go pilnować, był dla mnie najważniejszy, kocham go. Gdybym go stracił to również odeszłoby moje szczęście wraz z wolą życia, wszystko straciłoby ten sens, który ma teraz.
Nagle człowiek podniósł się, od razu uniosłem głowę sprawdzając co się dzieje.
-Lucky, poczekaj, muszę skoczyć do sklepu -pogłaskał mnie po łepku. Odprowadziłem go do drzwi gdzie położyłem się aby zaczekać na niego wiernie aż wróci, w sumie to zawsze tak robiłem kiedy wychodził.
Bardzo długo nie wracał, niecierpliwiłem się, nagle usłyszałem jego głos, zerwałem się i od razu pobiegłem na balkon przez otwarte szklane drzwi. Dostrzegłem mojego człowieka i jakichś trzech innych. Jeden z nich trzymał mojego przyjaciela, który mu się wyrywał, wystraszyłem się, chciałem mu pomóc, ale nie wiedziałem jak. Desperacko zacząłem skakać na barierkę, ale to nic nie dało, byłem za mały aby przeskoczyć, byłem też zbyt duży aby przecisnąć się pod spodem. Po kilku nieudanych próbach zawyłem z żalu, ale wtedy tamten uderzył mojego człowieka. Wtedy na prawdę się zezłościłem, cofnąłem się w głąb mieszkania i zacząłem szybko biec odbijając łapami od betonu, udało mi się wskoczyć na metalowy płotek, zaczepiłem się na nim i zaraz osunąłem z niego spadając mocno na trawę. Zaskomlałem z bólu, jednak szybko się podniosłem nie zwracając uwagi na moje obrażenia. Pobiegłem do tych złych ludzi, którzy chcieli skrzywdzić mojego człowieka i od razu się na nich rzuciłem warcząc i szczekając. Przegoniłem ich z czego byłem bardzo dumny.
-Lucky, skąd Ty się tu wziąłeś? -zapytał. Ja tylko zacząłem merdać swoim kikutkiem i polizałem go po dłoni, a on wtedy mnie przytulił.
-Dziękuję Ci kochany piesku. Jesteś na prawdę moim szczęściem -mocno mnie objął.
Na szczęście nic się nie stało, przybyłem znowu na czas, twarz mojego człowieka się zagoi, tak samo jak moja rozerwana, krwawiąca łapka, to nic takiego, ważne, że obaj żyjemy.
W mieszkaniu człowiek obmył się z krwi i potem opatrzył moją ranę kiedy dostrzegł co sobie zrobiłem wyskakując przez balkon. Niestety musiałem zaczepić o jakiś wystający pręt, ale to nie było ważne, musiałem ratować swojego przyjaciela, który kiedyś kilka lat temu uratował mnie przed schroniskiem i otoczył opieką oraz wielką miłością, byłem w stanie poświęcić własne życie aby tylko on był bezpieczny.
-Jesteś odważny Lucky, wiesz? -powiedział gładząc moją sierść kiedy leżeliśmy w łóżku. -Kocham Cię, piesku -przytulił się do mnie, a potem zasnął. Ja jak zwykle spałem na czuwaniu, jemu ufałem, ale musiałem go też pilnować aby nie stała mu się żadna krzywda.
CZYTASZ
Bajka o Piesku
NouvellesKrótka historia opowiadająca życie pieska, który od początku czuł się brzydki i niechciany. Pewnego dnia jednak znalazł kogoś kto pokochał go bez względu na jego wady. Zapraszam serdecznie do przeczytania mojej opowieści, zajrzyj także do komentarz...